Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nie rozumiem zachwytów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nie rozumiem zachwytów. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 8 października 2015

Jaką mnie, boże stworzyłeś, taką mnie masz- Naomi Novik Wybrana


Od razu przyznaję, że miałam z tą książką straszne problemy, a przebrnięcie wymagało hartu ducha i wsparcia innych. Co jest o tyle dziwne, że patrząc na fabułę z boku, powinnam być w Wybranej ciężko zakochana. Nowa baśń! Polskie wpływy! Narratorka! Złowrogi las! Streszczona historia jest piękna, a morał aktualny i przekonujący. A jednak powieść porwała mnie dopiero około siedemdziesiątego procenta i też niezbyt gwałtownie. 

niedziela, 23 sierpnia 2015

Wszystkie trupy nasze są- 450 stron Patrycji Gryciuk

Po środowym wpisie, chciałam zamieścić coś optymistycznego i miłego. Sięgnęłam po 450 stron Patrycji Gryciuk, książkę która atakowała mnie ze wszystkich stron, a opinie były wyłącznie pochlebne. Niestety, znowu okazuje się, że jestem zołzą, muszę pod prąd i się czepiać. A miało być tak pięknie.
No to pod prąd. Dalej czekają spoilery, ale ostatni akapit jest od nich wolny
Miał być niesamowity kryminał z lekkim wątkiem romansowym. Dostałam przeciętny romans z lekkim wątkiem kryminalnym, który obnaża niedostatki osobowości i intelektu głównej bohaterki. Miała być piętrowa, skrzętnie budowana intryga, ale pierwsza część powieści wydawała mi się chaotyczna i niespójna, a sama książka niedopracowana.
Na dobrą sprawę, nie wiem o czym 450 stron jest. O seryjnym mordercy? Ale przez większość książki nie uczestniczymy w śledztwie, ono toczy się gdzieś obok. O romansie Wiktorii i Mackenziego? Ale właściwie nie widzimy za wiele tego romansu, a między bohaterami nie ma chemii. O świecie literackim? Ale ten wątek najpierw się rwie (Wiktoria jest podobno królową kryminałów, ale w czasie akcji nie spotyka fanów, nie udziela wywiadów, nie bierze udziału w promocji książki), a potem urywa. Jedynym ciekawym i w miarę dobrze poprowadzonym wątkiem są relacje Wiktorii i jej byłego męża.
Świat przedstawiony lekko kulał, ale nie znalazłam oczywistych błędów, więc nie będę się czepiać. Ale opis na okładce sugerował o wiele mroczniejszy, bardziej bezwzględny świat. Tymczasem Nowy Jork w 450 stronach jest nieco baśniowy, a pewne wydarzenia nie mają konsekwencji, mimo że powinny mieć. Bliżej mu do Alibi na szczęście niż Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet.
Bohaterka ma 35 lat, kogo zatem przedstawia okładka? 
Prawdopodobnie mogłabym część wad wybaczyć, gdybym polubiła bohaterów. Ale, niestety, nie polubiłam. Wiktoria za każdym razem zaczyna rozmowę od ataku słownego, jest agresywna i nieprzyjemna, a potem bardzo zdziwiona, że rozmówca nie odpowiadał potulnie na pytania. Nie lubię histeryzujących bohaterek, zwłaszcza gdy nie mają innych cech, które by je ratowały. WIktoria nie ma. Mackenzie jest zawsze zadowolonym z siebie bubkiem (miał być chyba ilustracją tropu loveable jerk, ale to nie do końca się udało), chociaż przyznaję, że ujął mnie swoim postępowaniem i zdrowym rozsądkiem. Maria Ortega... jakim cudem nikt jej jeszcze nie oskarżył o molestowanie? Może jestem skażona przez popkulturę, ale kompetentna nowojorska policjantka zachowuje się dla mnie jak Kate Beckett, nie Ava z Sin City. I trochę zazgrzytało mi, kiedy pani detektyw w oficjalnej rozmowie mówiła o ofiarach morderstwa "trupy".
Zastanawiam się, czy książkę widział redaktor. Nie korektor, który poprawi błędy ortograficzne i gramatyczne (aczkolwiek tu też znalazłabym kilka kwiatków), ale kogoś kto zająłby się fabułą. Powieść zbudowana jest bardzo chaotycznie, mamy wszechwiedzącego narratora w trzeciej osobie, fragmenty z powieści jednego z bohaterów, oraz narrację trzecioosobową z pozycji Wiktorii. Narracje nie tworzą całości, nie uzupełniają się, są jak rozsypane klocki.

450 stron  przy końcu traci wszelkie napięcie, mimo że właśnie wtedy czytelnik powinien siedzieć na skraju krzesła. W samym środku konfrontacji z mordercą dostajemy nagle od wszechwiedzącego narratora jego życiorys. A potem Autorka szybko wyjaśnia nam wszystkie wątki w krótkich rozdziałach, jakby bardziej interesowały ją łabędzie na plaży, niż losy oskarżenia o plagiat. Spowiedź mordercy jest krótsza niż scena koncertu ulubionego piosenkarza bohaterki.

450 stron mnie zawiodło. Być może miałam zbyt wygórowane oczekiwania. Albo zły nastrój. Jeśli macie ochotę sięgnąć po tę powieść, pamiętajcie że to nie kryminał. To romans, gdzie jedna z postaci jest marginalnie zamieszana w śledztwo.

piątek, 7 sierpnia 2015

wtorek, 5 maja 2015

Gaja Grzegorzewska Topielica

Pierwszy tom przygód Julii Dobrowolskiej przeczytałam w jeden wieczór i bardzo mi się podobało (czemu dałam wyraz TU). Odświeżona klasyczna konstrukcja, ciekawa bohaterka, dobrze poprowadzona akcja. Na długi weekend wzięłam zatem kolejny tom. Trzeci, nie drugi, bo tylko ten był w bibliotece.  No i już nie było tak fajnie. Zawiera spoilery!

czwartek, 4 grudnia 2014

Anne Rice Książę Lestat

Wpis zawiera spoilery, bo inaczej się nie dało. Jeśli chcesz ich uniknąć, albo nie masz czasu na czytanie długiego wywodu, ostatni akapit to bezspoilerowa ocena powieści (zaczyna się pod obrazkiem Claudii).

Wampirze kroniki to dla mnie bardzo ważna seria i kawał życia. Przeczytałam wszystkie tomy, niektóre po kilka razy. Nawet kiedy fabuła mnie rozczarowywała, czytałam dalej ze względu na język. Kiedy dostałam w ręce Księcia Lestata byłam przekonana, że czekają mnie dwa dni wyśmienitej, choć może nienajlepszej, lektury. Po tygodniu męczarni udało mi się wreszcie powieść skończyć.

Źródło z którego pochodzą wszystkie wykorzystane we wpisie obrazki, chyba że podano inaczej

wtorek, 24 czerwca 2014

Niektóre rzeczy są ostateczne, nie?


Nawet nie wiecie, jak ja bym chciała napisać entuzjastyczną recenzję.
Ale nic z tego.

Jak zawsze, recenzja zawiera spoilery.
 Niby nie jest źle, wreszcie udało mi się przeczytać w całości powieść Mai Lidii Kossakowskiej. Do tej pory byłam w stanie przeczytać opowiadania, ale większe formy odpuszczałam po mniej więcej stu stronach.
Takeshi to lektura pełna akcji, pomysłowo opisanych walk i pojedynków, a przy tym łatwa w czytaniu, 444 stron można bez wysiłku przeczytać w jeden dzień. Albo podczas długiej podróży pociągiem. Autorka na pewno stworzyła ciekawy świat, dopracowała mitologię. Ale poza tym…

wtorek, 27 maja 2014

Serialowa sobota- No pleasure in your kiss, Dracula


Teoretycznie, serial miał wszystko co trzeba by mnie uszczęśliwić- historię będącą właściwie samograjem, przystojnego aktora w roli głównej, zdjęcia zapierające dech w piersiach i piękną muzykę. A jednak był zupełnie nijaki.

Przyznam, że początek mi się podobał. Twórcy ryzykownie wymyślili historię Draculi od nowa, czyniąc go Amerykaninem, przedsiębiorcą, który chce zawojować Anglię. Dołożyli jeszcze tajne stowarzyszenie walczące z wampirami, ciekawe relacje między postaciami, klimat jak ze starych seriali. Po czym uznali, że to wszystko betka, lepiej pójść szlakiem przetartym przez Coppolę i wrzucić romans z reinkarnacją w tle.
Podobały mi się relacje między van Helsingiem, Reinfieldem (dla mnie gwiazda tego serialu) i Draculą. Byłam ciekawa, czy wampirowi uda się zdobyć Londyn. Nawet mocno przerysowany tajny zakon mi nie przeszkadzał.

piątek, 2 maja 2014

Alibi na szczęście

Serialowej soboty nie było, bo święta, a poza tym zaczęłam czytać polski hit literacki. Miało być słodko, łatwo i przyjemnie, a lektura zajęła mi tydzień, i bez wsparcia moralnego by mi się nie udało.  
Nie oczekiwałam wielkiej literatury. Miało być słodko i romantycznie. Byłam przygotowana na prostą historię, dużo ciepła, mało realizmu i, jako że to polska powieść, odwołań do religii. A dostałam książkę, która z każdą kolejną stroną podnosiła mi ciśnienie.

Naprawdę nie lubię książek, które robią z mężczyzn lubieżnych kretynów, odbierając im jakąkolwiek inteligencję. W Alibi  większość bohaterek żywi opinię, że facet to istota nieskomplikowana, owładnięta żądzą, ale nieodpowiedzialna za swoje czyny. Dlatego w wypadku zdrady zawsze winna jest ta druga kobieta, bo przecież wiadomo, że on nie mógł nic poradzić, jest facetem. Jemu należy wybaczyć i przyjąć z powrotem, bo dzieci muszą mieć ojca.
Mężczyzna to nagroda, ale jednocześnie straszny ciężar. Mężczyznami się manipuluje, steruje i tak dalej, bo są jak duże dzieci i nie można ich poważnie traktować(no i są owładnięci żądzą). Pozostaje dla mnie tajemnicą, po co tym kobietom faceci, skoro są nimi tak nieusatysfakcjonowane.
Naprawdę nie lubię książek, które uprzedmiotawiają kobiety. A tu mamy tego mnóstwo- Hanka jest nagrodą do zdobycia, nieosiągalną doskonałą istotą. Mikołaj nigdy nie traktuje jej jak partnerki. Do diaska, jej przyjaciółka nie traktuje jej jak partnerki, tylko narzuca własne zdanie i przestawia z kąta w kąt.
I naprawdę nie lubię książek, które uznają, że jeden model życia jest słuszny. Rozumiem, kiedy starsza pani mieszkająca na wsi pod Słupskiem nie jest w stanie sobie wyobrazić innego niż tradycyjny model rodziny. To jest realistyczne, pani Irenka zapewne nie miała styczności z innymi sposobami na życie. Nie rozumiem za to, jak dużo młodsza i wychowana w wielkim mieście Hanka też nie potrafi. Tym bardziej, że jej najlepsza przyjaciółka pochodzi z rozbitego domu, jest w nieformalnym związku.
Brakowało mi też... fabuły. Ta książka jest właściwie o niczym, poza wielkim uczuciem Hanki i Mikołaja. A ja wolę, kiedy poza głównym bohaterem, bohaterka romansu chce czegoś jeszcze. Choćby wysłania uczennicy na konkurs recytatorski.
Ale uznajmy że ja i  Alibi na szczęście światopoglądowo jesteśmy w innych galaktykach i nie mamy szans na porozumienie. Ale powieść jest po prostu nudna. Autorka celuje w opisywaniu, nie pokazywaniu. Jeśli ma zacząć dziać się coś ciekawego, narracja na pewno to pominie. Nie ma opisu kolacji bożonarodzeniowej, randki w kinie czy imprezy firmowej. Widzimy tylko przygotowania i konsekwencje. Byłam zdziwiona, że byłam świadkiem pierwszego pocałunku bohaterów.
Zdarzały się błędy rzeczowe. Dwudziestoośmioletni bohater stwierdza, że za jego czasów na studniówkę dziewczyny przychodziły w białych bluzkach i spódnicach. Patrząc na datę pierwszego wydania, Mikołaj jest moim rówieśnikiem. Nie muszę chyba mówić, że nie byłam na studniówce w spódnicy i białej bluzce?
Styl też pozostawia wiele do życzenia. O ile dialogi są napisanie dość zgrabne, opisy są bardzo złe. Krótkie, porwane zdania. Dużo powtórzeń i zdrobnień, które w ustach dorosłych ludzi brzmią niezamierzenie śmieszne („Chyba nie muszę tłuc do twojej pięknej główki” powiedział jeden mężczyzna do drugiego). Styl jak z wypracowania ucznia podstawówki. I rasizm, który mnie zdziwił i zniesmaczył (rozumiem, że w powieści może być bohater rasista, psychopata czy dureń. Ale nie akceptuję rasistowskiej narracji).Czytanie to była prawdziwa przeprawa.
Chyba nie muszę dodawać, że kolejne tomy będę omijać szerokim łukiem?



Tak, uważam że Alibi na szczęście to kiepska, źle napisana książka. Nie, nie uważam jej czytelniczek za gorsze osoby. Rozumiem, że ta książka może być ciepłym kocykiem odgradzającym od rzeczywistości. Dla mnie pod nim za duszno i słodko, ale to moje zdanie.

piątek, 11 kwietnia 2014

Anne Rice Dary wilka


Powieść, która miała być powrotem Anne Rice do powieści paranormalnych z prawdziwego zdarzenia. Po zrewolucjonizowaniu literackiego portretu wampirów, nadszedł czas na wilkołaki.

Spoilerów jest dużo i szczegółowych, ale inaczej nie mogłam wyjaśnić, o co mi chodzi
 Mam nieodparte wrażenie, że ktoś doradził Anne Rice by spróbowała pisać inaczej niż zwykle. W powieści brakuje więc: bogatego tła historycznego, pierwszoosobowej narracji, skomplikowanej historii, która toczy się przez setki lat, oraz niedookreślonej orientacji seksualnej bohatera. Anne Rice nie odpowiada współczesność i to widać.  Najciekawsze fragmenty dotyczą starego domu i grupy wiekowych dżentelmenów. Czuć, że to oni powinni zostać bohaterami powieści, nie ta marudna ciapa.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Wszystko zostaje w rodzinie, albo problematyczna recenzja


W tej części jest więcej dobrych rzeczy i więcej problemów. Zacznę od dobrych, a na problematycznych skupię się później. Przyznam, że nadal mam nadzieję, mimo że książką dwa razy rzucałam o ścianę.

Zamiast oryginalnej okładki, która podoba mi się średnio. Grafika STĄD
 W czwartym tomie jest więcej historii. Co prawda, trzeba odczekać by się rozkręciła, to jednak romans i uczucia są najważniejsze, ale jest i kiedy rusza, to z kopyta. W dodatku sekwencje akcji należą do najlepiej napisanych i czyta je się bardzo przyjemnie (i ta scena z iluzjami). Jasne, większość tego już gdzieś była, ale to mi nie przeszkadzało. Do tej pory mam mieszane uczucia co do pokazania w powieści przemocy seksualnej, dlatego nie policzę tego ani na plus, ani na minus.

niedziela, 29 września 2013

Niefajnie, kiedy bohaterowi wszystko się udaje, czyli Dora Wilk po raz trzeci


Miałam strasznie dużo kłopotów z tą recenzją. Napisałam ją ponad tydzień temu, ale nie byłam zadowolona. Nadal nie jestem, ale uznałam, że nic więcej nie wymyślę.


Po całkiem niezłym tomie pierwszym i rozczarowującym tomie drugim, wzięłam się za tom trzeci. Nie pytajcie, dlaczego kupiłam książkę zamiast czekać na e-book, wizyty w Matrasie o ósmej rano to zło.
Pierwsze sto stron było ciężkie. Przegadane w najgorszym stylu, brak akcji, z marysuizmem do potęgi i festiwalem „wszyscy kochają Dorę”. Czytałam i zastanawiałam się, czemu tak się uparłam na tę serię. Bo chcę polskiego urban fantasy, napisanego przez kobietę?


Ale potem zaczęło być lepiej, fabularnie. To nadal romans paranormalny, ale trochę akcji się znalazło. Zaczęłam mieć nadzieję, że poziom utrzyma się do końca. Redaktorsko, nadal uważam, że ktoś schrzanił.
Potem zaś znowu było źle, zakończenie jest pospieszne i po łebkach. Niebo podejrzanie przypomina sąd rejonowy, jakby autorce zabrakło czasu i ochoty na wymyślenie czegoś innego. Gdzieś zagubiło się dwóch bohaterów drugoplanowych, z których przynajmniej jeden był ważny dla fabuły.  

czwartek, 30 maja 2013

Jestem nieczułym draniem albo Rok w Poziomce

To mogła być książka o młodym biznesmenie, któremu do tej pory wystarczały niezobowiązujące przygody, a który nagle zakochuje się w dziewczynie. Chorej na białaczkąę. O tym, czy da szansę uczuciu czy się wycofa.
To mogła być książka o młodej kobiecie, która do tej pory dryfowała przez życie, ale po paskudnym rozwodzie postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i spełnić największe marzenie. O tym, ile kosztuje realizacja marzeń.
To mogła być książka o dwójce ludzi, którzy lata temu stracili się z oczu, a gdy się odnaleźli, postanowili dać sobie drugą szansę. O tym, że nawet mając dorosłe dzieci, można znaleźć pierwszą miłość.
Wreszcie, to mogła być książka o tym, jak w Polsce wydaje się książki. Jak młode wydawnictwo walczy o wypromowanie swojej pierwszej książki.
Niestety, Rok w Poziomce nie jest żadną z tych książek.

Książka na LC http://lubimyczytac.pl/ksiazka/71620/rok-w-poziomce
Główna bohaterka jest idiotką. Po prostu. Taką, która nie sprawdza ilości paliwa w baku ani stanu korków przy braku prądu. Taką, która będąc w nieplanowanej ciąży, uznaje, że jej obowiązkiem jest zapewnienie dziecku ojca i zaczyna szukać jelenia do wrobienia w dziecko. Taką, która w środku zimy montuje sobie w domu kominek, a dopiero potem szuka opału. Poza tym jest egzaltowana tak, że Ania Shirley to wzór stoicyzmu.
Warto wspomnieć o sytuacji rodzinnej Ewy. Otóż Ewa ma matkę, ojczyma, przyrodnie rodzeństwo, babkę, odnalezionego po latach ojca, nieżyjącą przyrodnią siostrę, której książkę wydaje. Uff. Oczywiście, mimo strasznie zapętlonych relacji, wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie.

Rok w Poziomce to po prostu zła książka. Niechlujna. Napisana w pospiechu. Właściwie przypomina szkic powieści. Sama historia mogłaby być ciekawa, mówić o ważnych i trudnych sprawach, niestety ten potencjał zmarnowano.
To nie jest książka o ważnych sprawach. To książka, gdzie poważne sprawy- choroba, rozwód, ciąża- zostały wrzucone, ale nie omówione. Karolina ma białaczkę, chyba tylko po to, żeby główna bohaterka nie mogła walczyć z nią o uczucia Andrzeja(no bo jak? Z chorą?).
Ewa zachodzi w ciążę, po to by inni mogli okazać swą szlachetność. Bo poza tym, ta ciąża nie przeszkadza jej w niczym. Wielogodzinne loty samolotem, sadzenie drzew, oddawanie szpiku, znajdowanie zaginionych rodziców… Co prawda, ma zachcianki i żyje gdzieś w chmurach, ale wszyscy jej wybaczają. Kobiety w ciąży są bowiem urocze i otoczenie nieba by im przychyliło.
Autorka najczęściej mówi, nie pokazuje. Priorytety postaci zmieniają się w trakcie trwania powieści bez żadnych przyczyn. Prawdopodobieństwo leży i kwiczy- nie wiem do tej pory jak Witold i Andrzej ze znajomych, którzy kiedyś chodzili razem do szkoły, stali się serdecznymi przyjaciółmi. Nie wiem, zresztą wielu rzeczy, ale nie będę się nad nimi zastanawiać. Zmęczyły mnie wielkie emocje, takie z wysokiego C, bohaterowie albo krzyczą albo płaczą albo się śmieją i znowu płaczą.
Ja chyba nie lubię szczęśliwych zakończeń na siłę, papierowych bohaterów i fabuły bez ładu i składu. Wolę prawdziwe emocje, pokręcone życiorysy i ludzi, którzy walczą o swoje. Tym razem powieści nie ratowały nawet zwierzaki, było ich zdecydowanie za mało.
Wiem, że wiele osób lubi powieści Katarzyny Michalak, ale ja się do nich nie zaliczam. Poszukiwania dobrej polskiej kobiecej prozy trwają.

Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka E-Pik: 
powieść obyczajowa z wątkiem zagmatwanych relacji rodzinnych
http://ksiazki-sardegny.blogspot.com/p/trojka-e-pik.html




sobota, 18 maja 2013

Dlaczego ciężko być geekiem? Polskie urban fantasy


Bycie geekiem jest czasem złe. Część inspiracji, które dla przeciętnego czytelnika pozostają niezauważone, bije mocno po oczach. Zwłaszcza odniesienia do znanych systemów RPG, do których wiele powieści urban fantasy odwołuje się chyba nieświadomie.
Nie mam nic przeciwko inspiracji, często to bonus dla uważnego czytelnika, ale bardzo nie lubię, kiedy brak w tym umiaru. Nie wiem, czemu dotyka to głównie wampiry, czy White Wolf wymyślił system tak doskonały, że autorzy nie mogą się z niego wyzwolić? A może ja jestem przewrażliwiona? 
Ale, na Lestata, jeśli wampiry mają wewnętrzną Bestię, zbierają się w Konklawe, nazywają swoich najstarszych Matuzalemami, obowiązujące ich prawo nosi nazwę Maskarady, a same łączą się w klany, to trochę za dużo by mówić o przypadku.
Wszystkie te elementy znajdziecie w serii o Dorze Wilk.

Kupiłam zachęcona mnóstwem pozytywnych recenzji i jedną krytyczną. Uwielbiam urban fantasy, silne bohaterki i tematykę anielską, więc zaryzykowałam.
Ta recenzja obejmuje oba wydane tomy heksalogii, więc będzie dłuuga.

Sam pomysł bardzo mi się podoba- mamy magiczny Toruń, policjantkę będącą wiedźmą, przecinające się światy... niby wszystko już było(poza magicznym Toruniem), ale zestawienie obiecujące solidną rozrywkę.
W pierwszym tomie, Złodzieju dusz, Dora mierzy się z tajemniczym magiem, porywającym istoty magiczne. Kiedy ginie jej przyjaciółka sprawa staje się osobista, a Dora, mając do pomocy anioła i demona, nie spocznie, póki nie ocali Katii i nie dorwie drania. Do tego jej życie jako zwykłej policjantki nieco się
komplikuje, gdyż pewien prokurator stara się wywalić ją z pracy.
Polubiłam książkę za klimat, opisy Torunia i całkiem zgrabną historię. Podobała mi się magiczna społeczność, wyjaśnienie jak bóstwa słowiańskie i chrześcijańskie anioły mogą współistnieć (chociaż wolę wersję Ćwieka). Styl Autorki jest prosty, ale w narracji pierwszoosobowej się sprawdza, jakbyśmy siedzieli z Dorą w barze i słuchali opowieści o jej ostatnich przygodach. 

wtorek, 1 stycznia 2013

Bezy


Czyli lektury lekkie łatwe i przyjemne. Leciutki, słodziutkie i szybko znikające z pamięci. Ostatnio miałam przyjemność czytać dwie takie pozycje, obie polskich Autorek. Czy mi się podobało? No cóż, niekoniecznie….


Pierwsza była Poczekajka. Dotrwałam do końca tylko dzięki ZOO. Naprawdę. Główna bohaterka irytowała mnie straszliwie. Główny amant również, że o czarnym charakterze nie wspomnę. Tydzień po lekturze miałam trudności z przypomnieniem sobie imiona głównych bohaterów. No może poza kotem Kluską i psem Pandą. Sama historia była uroczo nieprawdopodobna, jak wzięta z brazylijskiej telenoweli. Być może dlatego nie mogłam nikogo polubić?


Za drugim razem sięgnęłam po Jestem Nudziarą. Widmo Joanny Chmielewskiej krąży nad tą książką. Sposób prowadzenia narracji, porównania, język. Autorka od siebie dorzuciła zdrobnienia, w związku z czym trzydziestoletnia bohaterka ma ciałko. Uh. Nie lubię nadużywania zdrobnień. Fabuła była lepsza niż w Poczekajce, bardziej przemyślana i wielowątkowa, zahaczała o poważne tematy.

Znacie jakieś dobre bezy? Bo nie wierzę, że skończyły się wraz z Chmielewską. 

sobota, 13 października 2012

Sweet Evil - raczej mdło niż kusząco słodko


Na początku nie chciałam pisać oddzielnej recenzji, jedynie ocenić i opisać w kilku zdaniach moje wrażenia. Ale zmieniłam zdanie.


Przyznaję, że okładka miała pewien udział w wyborze lektury. Drugim powodem była moja sympatia dla wszystkiego książek z aniołami/demonami w rolach  głównych.
Główną bohaterką Słodkiego Zła jest Anna Writt, chodząca dobroć i praworządność. Dziewczyna zawsze mówi prawdę, nie pali, nie przeklina i nie pije. Jest też bardzo religijna, co niektórych czytelników może odstraszać. Mnie religijność, bądź jej brak, u postaci książkowych jest obojętna, ale w książce o aniołach powinna się znaleźć. Jednak dobroć Anny opiera się „see no evil, hear no evil” i gdy dziewuszka zostaje wystawiona na prawdziwe życie, wali się jak domek z kart. Powinnam jej współczuć, ale to jedna z głównych bohaterek, którym nie kibicuję.
Annę ratuje, odziedziczony po ojcu, pociąg do używek. Wewnętrzna walka, którą musi ze sobą toczyć oraz stopniowe przekonywanie się, że życie nie jest czarno-białe, czynią ją nieco ciekawszą.
Podobał mi się pomysł na Nefilim w tej książce, bezdusznych ludzi(nie mają aniołów stróżów) oddanych pracy dla swoich demonicznych rodziców. Dla demonów dzieci to tylko użyteczna, czasem zabawna własność, a jeśli nie namawiają ludzie by grzeszyli, to się ich pozbywa. Posiadają specjalne moce, które ułatwiają im wykonanie zadania(Anna oczywiście jest specjalnie specjalna i ma tych mocy więcej). Większość z nich nie jest zła, to znaczy nie byłaby, gdyby nie wiszące nad głową widmo zagłady. 
Główny wątek miłosny... córka demona uzależnień i syn demona rozpusty.... nie przekonywał mnie. Ani trochę. Nie było w nim chemii, nie było zrozumienia, ani miłości. Nie było nic. Szkoda, bo Kaidan sam w sobie był ciekawą postacią i z chęcią bym o nim poczytała. Autorka wrzuca na swoją stronę darmowe opowiastki z nim w roli głównej, może kiedyś? 
Denerwuje mnie, że w tej powieści problemy nie istnieją. Książka niby jest pełna dramatycznych wydarzeń, mówi o ważnych sprawach, ale bohaterowie tylko ślizgają się po powierzchni. Anna po raz pierwszy spotyka swego demonicznego ojca? Padają sobie w ramiona, a Belial pełen jest ojcowskiego ciepła(wcześniej wyraźnie, że demony uczuć rodzicielskich nie posiadają). Anna wybiera się w między stanową podróż z synem demona rozpusty? Oczywiście się w sobie zakochują, a on zrobi wszystko by ochronić jej cnotę. Anna trafia na wielkie spotkanie demonów? Wyciągnie ją z tego armia aniołów i jeszcze przy okazji uratuje komuś życie. Anna spotyka grupę Nephilim? Mimo że są to straumatyzowane osoby z radością i bez zbędnych problemów przyjmują do swego grona i obdarzają zaufaniem osobę nie tylko obcą, ale i niebezpieczną dla nich. 
Sweet Evil to kilka dobrych scen, przeplatanych gadaniem o niczym. Im bliżej końca, tym bardziej akcja przyspiesza, bo Autorka w jednym akapicie streszcza cały miesiąc ( skoro Kaidana nie ma w pobliżu, to nic ciekawego nie ma prawa się zdarzyć, proste). Przeczytałam ją tydzień temu i podczas pisania notki musiałam sprawdzać imiona głównych bohaterów. 

sobota, 15 września 2012

Szlag mnie trafił



Czytając, tę książkę zachowywałam się jak osoba z zespołem Touretta. Jeśli klniesz powieść w trzech znanych ci językach, to wiedz, że coś jest na rzeczy.
Po raz kolejny dałam się złapać na szał wokół książki i po raz kolejny nie rozumiem zachwytów. Zupełnie. Ani trochę. Jedyne co moim zdaniem zasługuje na uznanie, to zdolności marketingowe Autorki.
Główną bohaterką powieści jest Wendy. Co wiemy o Wendy? Że nie lubi nosić butów, wyrzucili ją z każdej szkoły, do której miała okazję chodzić, a matka próbowała ją zabić. Wendy mieszka z ciotką, która opiekuje się nią od kilkunastu lat, ale i tak nie wie co dziewczyna jada, oraz z bratem, który podobno jest opiekuńczy. Objawia się to tym, że gdy zastaje w pokoju siostry obcego chłopaka, zmienia się w rannego łosia, albo inną kudłatą i ryczącą bestię, którą trzeba obłaskawiać. A zapomniałabym, Wendy potrafi manipulować ludzką wolą. Jakim cudem w takim razie wyleciała z każdej szkoły? Pojęcia nie mam.
Generalnie, życie ciotki i brata kręci się wokół dziewczyny, na co ona pozwala, czasem łaskawie odwzajemniając uczucia.

czwartek, 6 września 2012

Pięćdziesiąt twarzy Grey'a, czyli kolejny raz powszechny zachwyt jest dla mnie niezrozumiały


Powieść czytałam po angielsku, więc nie wypowiem się na temat jakości tłumaczenia. Być może tłumacz jest lepszym pisarzem od Eriki Leonard i uczynił powieść przyzwoitą. Nie będę też zajmować się oryginalnością fabuły, która była przedmiotem żywiołowej dyskusji. Wystarczy poczytać recenzje na Goodreads by dowiedzieć się wszystkiego.
źródło: nieocenione Google
Pięćdziesiąt twarzy Grey’a to książka, która urzeka okładką, ale nuży zawartością. Przyznaję, dałam się złapać, zaczęłam czytać bo podobała mi się okładka. Potem jeszcze była reklama Amazonu i uznałam, że dam bestsellerowi szansę. Z opisu wywnioskowałam, że mam do czynienia z czymś pokroju Śpiącej Królewny czy Ucieczki z  Edenu Anne Rice. Jak bardzo się myliłam!
Zacznijmy może od plusów, żeby mieć je z głowy. Powieść czyta się szybko, nie trzeba poświęcać jej wiele uwagi. Nawet jeśli pominiemy kilka stron, nie pogubimy się w akcji, ani nie stracimy za wiele. Poza tym, podobały mi się maile wymieniane przez Anastasię i Christiana, to chyba najsilniejszy punkt fabuły. Dla tych maili, i w nadziei że będzie lepiej, przeczytałam także drugi tom, zabrnęłam nawet w trzeci i powiedziałam dość.
Pięćdziesiąt twarzy Greya nie sprawdza się ani jako romans, ani jako powieść erotyczna. Podobno jest jakaś fabuła, ale chowała się tak starannie, że jej nie znalazłam. Niby w powieściach erotycznych fabuła nie jest ważna, ale możnaby poudawać, że w ogóle tam jest.