Powieść, która miała być powrotem Anne Rice do powieści
paranormalnych z prawdziwego zdarzenia. Po zrewolucjonizowaniu literackiego
portretu wampirów, nadszedł czas na wilkołaki.
Mam nieodparte wrażenie, że ktoś doradził Anne Rice by
spróbowała pisać inaczej niż zwykle. W powieści brakuje więc: bogatego tła
historycznego, pierwszoosobowej narracji, skomplikowanej historii, która toczy
się przez setki lat, oraz niedookreślonej orientacji seksualnej bohatera. Anne
Rice nie odpowiada współczesność i to widać. Najciekawsze fragmenty
dotyczą starego domu i grupy wiekowych dżentelmenów. Czuć, że to oni powinni
zostać bohaterami powieści, nie ta marudna ciapa.
Spoilerów jest dużo i szczegółowych, ale inaczej nie mogłam wyjaśnić, o co mi chodzi |
Reuben jest nierealistyczny w irytujący dla czytelnika sposób. Ma dwadzieścia trzy lata, bogatych rodziców, fundusz powierniczy i dość pieniędzy by kupić dom, który mu się podoba, ot tak. Pracuje w miejscowej gazecie, bo mama zadzwoniła do naczelnej i poprosiła o przysługę. Jest też niezwykle oszczędny, od dwóch lat jeździ tym samym Porsche (tak, to zostało przedstawione. Jako przykład finansowej rozwagi Reubena).
Reuben sprawia, że Louis wydaje się przepełnionym energią
i spokojem ducha bohaterem. Chłopak marudzi. Cały czas. Poza tym, jest
nieznośnie bierny. Wie, gdzie znajduje się potencjalny wilkołak, który może być
w niebezpieczeństwie. Wie, że interesuje się nim podejrzany naukowiec. Co robi Słoneczny
Chłopiec? Zaszywa się w lesie, gdzie gapi się na księżyc i zjada bardzo dużo
zwierząt (nie lubię go również za mordowanie tych wszystkich zwierząt).
Jakiekolwiek próby zbadania sprawy? Dowiedzenia się więcej? Zebrania dowodów?
Ale po co? Nic dziwnego, że kiedy nadchodzi wielki finał, Reuben jest
zdezorientowany i zdziwiony. Czytelnik zaś jest zdezorientowany i wkurzony, bo
dowiaduje się, jak smakowita historia go ominęła.
Postacie kobiece u Anne Rice są zawsze problematyczne. Z
jednej strony mamy takie silne jednostki jak Gabriela czy Klaudia, z drugiej
mdłe jak Pandora. W „Darze wilka” Autorka przebiła samą siebie. Laura jest jak
Śpiąca Królewna, śliczna, milcząca i łatwa do kontrolowania. Od pierwszej sceny
postać była niewiarygodna, ale miałam nadzieję, że za jej zachowaniem coś się
kryje- może ona wie coś o wilkołakach? Spotkała je? Może sama jest
zmiennokształtną? Bo jak wyjaśnić, czemu samotna kobieta, mieszkająca w głębi
lasu, tak chętnie idzie do łóżka z wilkołakiem? Zdarzają się u Rice bohaterki
szalone jak marcowy zając, a mimo to ciekawe.
Wyjaśnień nie ma. Jest za to dużo zachwytów jak piękna,
czysta i dobra jest Laura. No i dobrze gotuje. Jest dużo noszenia,
przestawiania z kąta w kąt, rozbierania i ubierania kobiety. Fakt, dzięki niej
Reuben odkrył część tajemnic domu, a przyparta do muru Laura nieźle włada
siekierą, ale po zakończeniu książki czytelnik nie wie o niej nic. I nie za
bardzo jest ciekawy. Marchent, obecna przez chwilę, zrobiła na mnie większe
wrażenie.
Koncepcja wilkołaków jest rzeczywiście do pewnego momentu
intrygująca. Potem już mniej, a na końcu ze smutkiem stwierdziłam, że są zbyt
mocne, idealne i w ogóle. Wilkołak nie
jest w stanie zabić niewinnej osoby, więc wszystkie ludzkie ofiary to złoczyńcy.
Jedynym problemem jest chęć polowania, ale nawet Reuben nie ma problemu by ją
opanować. Wyjaśnienia wszystkiego za pomocą mutacji, hormonów i gruczołów
dokrewnych brzmią ciekawie, ale kiedy snują je osoby przyznające, że nie ma
sposobu na przeprowadzenie badań naukowych, to jest to jałowa dyskusja.
Styl… czasami błyska dawną Anne Rice, ale nie jest tak
dobry. Nawet najsłabsze pozycje z „Wampirzych kronik” czytało się dobrze, zaś w
„Darze wilka” zdarzają się fragmenty, gdzie można się zaciąć. Niekiedy trafiamy
na akapity, streszczające co powinno się wydarzyć, coś w stylu „Reuben i Jim
odbyli ważną rozmowę o Bogu”. Smutne było to, że zazwyczaj taki los spotykał ciekawe
fragmenty. Podczas gdy bzdury są opisane bardzo szczegółowo (Laura robiąca surówkę).
No i to rzucanie markami- wiemy jakiej firmy Reubem ma telefon, wzmacniacze
etc. Brakuje niewymuszonej erudycji z innych serii. Brakuje też pazura. Liczyłam,
że zmiany w sposobie narracji przyniosą też inne zmiany, ale wszyscy są tak
czułostkowi i przepełnieni wzajemną miłością jak w najgorszych fragmentach
Kronik.
Rozczarowała mnie ta książka okrutnie i na pewno nie
sięgnę po kolejny tom. Z pewnymi obawami czekam na nowy tom Kronik Wampirzych,
mimo że opis jest nad wyraz kuszący. Ale Lestat to bohater, który autorce
zawsze najlepiej wychodził, jest więc nadzieja.
0 komentarze:
Prześlij komentarz