Wracam właśnie z Serialkonu, więc jeśli jakaś część wpisu,
grafik albo linków będzie niewidoczna, to bardzo przepraszam, naprawię to
jutro. Relacja z Serialkonu też będzie, ale za chwilę, jak już zbiorę myśli.
Jedną z największych gwiazd Serialkonu była, oczywiście, Jessica Jones. Wszyscy chcieli o niej mówić, nikt nie mógł bo za mało osób miało okazję zobaczyć więcej niż czołówkę/jeden odcinek. Jednak w Sieci pełno jest już artykułów omawiających pierwsze wrażenia i reakcje. Gdzieś na Facebooku mignął mi nagłówek Fani boją się Davida Tennanta, co mnie zaintrygowało i ucieszyło. Bo ja też, po pierwszym odcinku JJ, mam lekkie ciarki kiedy myślę o Kilgrave’ie i nie są one przyjemne. A potem przeczytałam, o co chodzi i mina nieco mi zrzedła.
![]() |
Link do artykułu z Radiotimes, w którym zebrano wypowiedzi przerażonych fanów KLIK |
Z jakiegoś powodu dość duża grupa ludzi ma problem, bo
Kilgrave w niczym nie przypomina Dziesiątego Doktora, a gra go ten sam aktor. Przyznaję,
najpierw nie zrozumiałam, o co chodzi. Doktor w wersji Tennanta to mój ulubiony
Doktor. Ale potem widziałam aktora także jako Aleca Hardy’ego, młodego
Casanovę, Petera Vincenta, a przy okazji jakiś świąt jako Barty’ego Croucha
Juniora. Żadna z tych ról nie zrujnowała ani nie zmieniła moich uczuć do
Dziesiątego, bo były zupełnie inne. Co najwyżej byłam pewna, że Kilgrave będzie
wspaniały, tak jak wspaniały jest Moriarty w Sherlocku.
A potem zrozumiałam o co chodzi, chyba. Wydaje mi się, że
większość widowni przyzwyczaiła się patrzeć na Tennanta w pewien, dość
romantyczny sposób. W związku z tym oczekiwali, że Kilgrave będzie budziła
takie same uczucia. Jasne, jest czarnym charakterem, ale najwyżej okaże się, że
your ship is problematic. Tymczasem Kilgrave
jest przerażający, robi niewybaczalne rzeczy, a główna bohaterka na myśl o nim
chce uciekać na inny kontynent.
Dziesiąty w swoim mrocznym wydaniu był Władcą
Czasu z załamaniem nerwowym, co go jakoś usprawiedliwiało, a na pewno pozwalało
współczuć. Kilgrave’owi nie da się współczuć. Nie widzę też za bardzo możliwości dla on nie jest zły, tylko niezrozumiany,
chociaż pewnie takie fanfiki w końcu się pojawią, ludzka wyobraźnia nie ma granic.
Czy kiedykolwiek rola aktora sprawiła, że spojrzeliście na
grane przez niego postacie w zupełnie inny sposób?