Teoretycznie,
serial miał wszystko co trzeba by mnie uszczęśliwić- historię będącą właściwie
samograjem, przystojnego aktora w roli głównej, zdjęcia zapierające dech w
piersiach i piękną muzykę. A jednak był zupełnie nijaki.
Przyznam,
że początek mi się podobał. Twórcy ryzykownie wymyślili historię Draculi od
nowa, czyniąc go Amerykaninem, przedsiębiorcą, który chce zawojować Anglię.
Dołożyli jeszcze tajne stowarzyszenie walczące z wampirami, ciekawe relacje
między postaciami, klimat jak ze starych seriali. Po czym uznali, że to
wszystko betka, lepiej pójść szlakiem przetartym przez Coppolę i wrzucić romans
z reinkarnacją w tle.
Podobały
mi się relacje między van Helsingiem, Reinfieldem (dla mnie gwiazda tego serialu)
i Draculą. Byłam ciekawa, czy wampirowi uda się zdobyć Londyn. Nawet mocno
przerysowany tajny zakon mi nie przeszkadzał.
Nie
przepadam za Jonathanem Rhys Meyerem (moim zdaniem, nie ma za grosz charyzmy i
nie wiem czemu co i raz jest obsadzany w rolach charyzmatycznych przywódcow),
ale tu był całkiem do zniesienia. Chyba, że płakał. Nie jestem potworem bez
uczuć, za każdym razem kiedy oczy Draculi zasnuwały się łzami, szukałam
osinowego kołka. Skrócenie jego cierpienia wydawało mi się miłosiernym
uczynkiem.
Wątek
romansowy był doskonale mdły i nieciekawy. Między głównymi bohaterami nie ma
chemii. On na nią patrzy zbolałym wzrokiem, ona na niego jak przestraszony
królik. Romans wszechczasów. Oczywiście, mamy tu trójkąt z Jonathanem Harkerem
(a jak policzymy Lucy, to nawet czworokąt), a ja nie jestem w stanie zrozumieć,
co ich tak w Minie fascynuje. I naprawdę,
naprawdę zostawcie już pomysł Coppoli, drodzy filmowcy. To było ciekawe tylko
za pierwszym razem.
Ta grafika bardzo dobrze oddaje klimat serialu- pięknie, ale sztucznie. |
Dużo
ciekawiej było na drugim planie. Moją sympatię zdobyła zwłaszcza lady Jayne,
łowczyni wampirów. Fakt, konkurencję miała małą, bo Mina i Lucy są urocze i
puste jak wydmuszki, a więcej postaci kobiecych na ekranie nie ma (poza
kolacjami Draculi, ale one się nie liczą). Ale przez chwilę miałam nadzieję, że
może to będzie serial o Draculi, który uświadamia sobie, że od ładnej buzi i
gonienia duchów woli ciekawą osobowość. Ale nie.
Drugą
postacią dla której wytrzymałam do końca, był Reinfield. Postać zazwyczaj dość
marginalna, w serialu jest jednym z głównych bohaterów. Jego historia jest
intrygująca, ciekawie nawiązuje do sytuacji w Stanach, charakteru też mu nie
brakuje. W scenach z jego udziałem inni aktorzy też zyskiwali (zwłaszcza
cierpiący Jonathan).
Lady Jayne i efekty jej całonocnej pracy. |
Tak, ten pan grał też w Grze o Tron, ale zginął jakieś dwa sezony temu. |
Dracula to wydmuszka, choć
bardzo ładna. Właściwie nie ma się do czego przyczepić- nikt nie gra źle,
fabuła w sumie trzyma się kupy- ale też nic nie zachwyca.
A mogło
być tak pięknie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz