Czyli lektury lekkie łatwe
i przyjemne. Leciutki, słodziutkie i szybko znikające z pamięci. Ostatnio
miałam przyjemność czytać dwie takie pozycje, obie polskich Autorek. Czy mi się
podobało? No cóż, niekoniecznie….
Pierwsza była Poczekajka. Dotrwałam
do końca tylko dzięki ZOO. Naprawdę. Główna bohaterka irytowała mnie
straszliwie. Główny amant również, że o czarnym charakterze nie wspomnę. Tydzień
po lekturze miałam trudności z przypomnieniem sobie imiona głównych bohaterów.
No może poza kotem Kluską i psem Pandą. Sama historia była uroczo
nieprawdopodobna, jak wzięta z brazylijskiej telenoweli. Być może dlatego nie mogłam nikogo polubić?
Za drugim razem sięgnęłam
po Jestem Nudziarą. Widmo Joanny Chmielewskiej krąży nad tą książką. Sposób prowadzenia
narracji, porównania, język. Autorka od siebie dorzuciła zdrobnienia, w związku
z czym trzydziestoletnia bohaterka ma ciałko. Uh. Nie lubię nadużywania zdrobnień. Fabuła była lepsza niż w Poczekajce, bardziej przemyślana i wielowątkowa, zahaczała o poważne tematy.
Znacie jakieś dobre bezy? Bo nie wierzę, że skończyły się wraz z Chmielewską.
Znacie jakieś dobre bezy? Bo nie wierzę, że skończyły się wraz z Chmielewską.
1 komentarze:
Chmielewskiej nie trawię. Dla mnie jest nudna, wcale nieśmieszna i w ogóle bez sensu.
Wolę "Poczekajkę".
Serio.
Akurat zapamiętałam imiona, choć fakt - zwierzaki były najsympatyczniejsze. I historie w zoo. Michalak to taka poczciwa, polska Montgomery, może trochę słabiej pisząca, ale jednak - bezboleśnie, miło, sielsko i anielsko.
Ale czytam ją, bo czasem potrzebne są i takie lektury.
Prześlij komentarz