Serialowej
soboty nie było, bo święta, a poza tym zaczęłam czytać polski
hit literacki. Miało być słodko, łatwo i przyjemnie, a lektura
zajęła mi tydzień, i bez wsparcia moralnego by mi się nie udało.
Nie
oczekiwałam wielkiej literatury. Miało być słodko i romantycznie.
Byłam przygotowana na prostą historię, dużo ciepła, mało
realizmu i, jako że to polska powieść, odwołań do religii. A
dostałam książkę, która z każdą kolejną stroną podnosiła mi
ciśnienie.
Naprawdę
nie lubię książek, które robią z mężczyzn lubieżnych
kretynów, odbierając im jakąkolwiek inteligencję. W Alibi
większość
bohaterek żywi opinię, że facet to istota nieskomplikowana,
owładnięta żądzą, ale nieodpowiedzialna za swoje czyny. Dlatego
w wypadku zdrady zawsze winna jest ta druga kobieta, bo przecież
wiadomo, że on nie mógł nic poradzić, jest facetem. Jemu należy
wybaczyć i przyjąć z powrotem, bo dzieci muszą mieć ojca.
Mężczyzna
to nagroda, ale jednocześnie straszny ciężar. Mężczyznami się
manipuluje, steruje i tak dalej, bo są jak duże dzieci i nie można
ich poważnie traktować(no i są owładnięci żądzą). Pozostaje
dla mnie tajemnicą, po co tym kobietom faceci, skoro są nimi tak
nieusatysfakcjonowane.
Naprawdę
nie lubię książek, które uprzedmiotawiają kobiety. A tu mamy
tego mnóstwo- Hanka jest nagrodą do zdobycia, nieosiągalną
doskonałą istotą. Mikołaj nigdy nie traktuje jej jak partnerki.
Do diaska, jej przyjaciółka nie traktuje jej jak partnerki, tylko
narzuca własne zdanie i przestawia z kąta w kąt.
I
naprawdę nie lubię książek, które uznają, że jeden model życia
jest słuszny. Rozumiem, kiedy starsza pani mieszkająca na wsi pod
Słupskiem nie jest w stanie sobie wyobrazić innego niż tradycyjny
model rodziny. To jest realistyczne, pani Irenka zapewne nie miała
styczności z innymi sposobami na życie. Nie rozumiem za to, jak
dużo młodsza i wychowana w wielkim mieście Hanka też nie potrafi.
Tym bardziej, że jej najlepsza przyjaciółka pochodzi z rozbitego
domu, jest w nieformalnym związku.
Brakowało
mi też... fabuły. Ta książka jest właściwie o niczym, poza
wielkim uczuciem Hanki i Mikołaja. A ja wolę, kiedy poza głównym
bohaterem, bohaterka romansu chce czegoś jeszcze. Choćby wysłania
uczennicy na konkurs recytatorski.
Ale
uznajmy że ja i Alibi
na szczęście światopoglądowo
jesteśmy w innych galaktykach i nie mamy szans na porozumienie. Ale
powieść jest po prostu nudna. Autorka celuje w opisywaniu, nie
pokazywaniu. Jeśli ma zacząć dziać się coś ciekawego, narracja
na pewno to pominie. Nie ma opisu kolacji bożonarodzeniowej, randki
w kinie czy imprezy firmowej. Widzimy tylko przygotowania i
konsekwencje. Byłam zdziwiona, że byłam świadkiem pierwszego
pocałunku bohaterów.
Zdarzały
się błędy rzeczowe. Dwudziestoośmioletni bohater stwierdza, że
za jego czasów na studniówkę dziewczyny przychodziły w białych
bluzkach i spódnicach. Patrząc na datę pierwszego wydania, Mikołaj
jest moim rówieśnikiem. Nie muszę chyba mówić, że nie byłam na
studniówce w spódnicy i białej bluzce?
Styl
też pozostawia wiele do życzenia. O ile dialogi są napisanie dość
zgrabne, opisy są bardzo złe. Krótkie, porwane zdania. Dużo
powtórzeń i zdrobnień, które w ustach dorosłych ludzi brzmią
niezamierzenie śmieszne („Chyba nie muszę tłuc do twojej pięknej
główki” powiedział jeden mężczyzna do drugiego). Styl jak z
wypracowania ucznia podstawówki. I rasizm, który mnie zdziwił i
zniesmaczył (rozumiem, że w powieści może być bohater rasista,
psychopata czy dureń. Ale nie akceptuję rasistowskiej
narracji).Czytanie to była prawdziwa przeprawa.
Chyba
nie muszę dodawać, że kolejne tomy będę omijać szerokim łukiem?
Tak,
uważam że Alibi
na szczęście to
kiepska, źle napisana książka. Nie, nie uważam jej czytelniczek
za gorsze osoby. Rozumiem, że ta książka może być ciepłym
kocykiem odgradzającym od rzeczywistości. Dla mnie pod nim za
duszno i słodko, ale to moje zdanie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz