piątek, 2 maja 2014

Alibi na szczęście

Serialowej soboty nie było, bo święta, a poza tym zaczęłam czytać polski hit literacki. Miało być słodko, łatwo i przyjemnie, a lektura zajęła mi tydzień, i bez wsparcia moralnego by mi się nie udało.  
Nie oczekiwałam wielkiej literatury. Miało być słodko i romantycznie. Byłam przygotowana na prostą historię, dużo ciepła, mało realizmu i, jako że to polska powieść, odwołań do religii. A dostałam książkę, która z każdą kolejną stroną podnosiła mi ciśnienie.

Naprawdę nie lubię książek, które robią z mężczyzn lubieżnych kretynów, odbierając im jakąkolwiek inteligencję. W Alibi  większość bohaterek żywi opinię, że facet to istota nieskomplikowana, owładnięta żądzą, ale nieodpowiedzialna za swoje czyny. Dlatego w wypadku zdrady zawsze winna jest ta druga kobieta, bo przecież wiadomo, że on nie mógł nic poradzić, jest facetem. Jemu należy wybaczyć i przyjąć z powrotem, bo dzieci muszą mieć ojca.
Mężczyzna to nagroda, ale jednocześnie straszny ciężar. Mężczyznami się manipuluje, steruje i tak dalej, bo są jak duże dzieci i nie można ich poważnie traktować(no i są owładnięci żądzą). Pozostaje dla mnie tajemnicą, po co tym kobietom faceci, skoro są nimi tak nieusatysfakcjonowane.
Naprawdę nie lubię książek, które uprzedmiotawiają kobiety. A tu mamy tego mnóstwo- Hanka jest nagrodą do zdobycia, nieosiągalną doskonałą istotą. Mikołaj nigdy nie traktuje jej jak partnerki. Do diaska, jej przyjaciółka nie traktuje jej jak partnerki, tylko narzuca własne zdanie i przestawia z kąta w kąt.
I naprawdę nie lubię książek, które uznają, że jeden model życia jest słuszny. Rozumiem, kiedy starsza pani mieszkająca na wsi pod Słupskiem nie jest w stanie sobie wyobrazić innego niż tradycyjny model rodziny. To jest realistyczne, pani Irenka zapewne nie miała styczności z innymi sposobami na życie. Nie rozumiem za to, jak dużo młodsza i wychowana w wielkim mieście Hanka też nie potrafi. Tym bardziej, że jej najlepsza przyjaciółka pochodzi z rozbitego domu, jest w nieformalnym związku.
Brakowało mi też... fabuły. Ta książka jest właściwie o niczym, poza wielkim uczuciem Hanki i Mikołaja. A ja wolę, kiedy poza głównym bohaterem, bohaterka romansu chce czegoś jeszcze. Choćby wysłania uczennicy na konkurs recytatorski.
Ale uznajmy że ja i  Alibi na szczęście światopoglądowo jesteśmy w innych galaktykach i nie mamy szans na porozumienie. Ale powieść jest po prostu nudna. Autorka celuje w opisywaniu, nie pokazywaniu. Jeśli ma zacząć dziać się coś ciekawego, narracja na pewno to pominie. Nie ma opisu kolacji bożonarodzeniowej, randki w kinie czy imprezy firmowej. Widzimy tylko przygotowania i konsekwencje. Byłam zdziwiona, że byłam świadkiem pierwszego pocałunku bohaterów.
Zdarzały się błędy rzeczowe. Dwudziestoośmioletni bohater stwierdza, że za jego czasów na studniówkę dziewczyny przychodziły w białych bluzkach i spódnicach. Patrząc na datę pierwszego wydania, Mikołaj jest moim rówieśnikiem. Nie muszę chyba mówić, że nie byłam na studniówce w spódnicy i białej bluzce?
Styl też pozostawia wiele do życzenia. O ile dialogi są napisanie dość zgrabne, opisy są bardzo złe. Krótkie, porwane zdania. Dużo powtórzeń i zdrobnień, które w ustach dorosłych ludzi brzmią niezamierzenie śmieszne („Chyba nie muszę tłuc do twojej pięknej główki” powiedział jeden mężczyzna do drugiego). Styl jak z wypracowania ucznia podstawówki. I rasizm, który mnie zdziwił i zniesmaczył (rozumiem, że w powieści może być bohater rasista, psychopata czy dureń. Ale nie akceptuję rasistowskiej narracji).Czytanie to była prawdziwa przeprawa.
Chyba nie muszę dodawać, że kolejne tomy będę omijać szerokim łukiem?



Tak, uważam że Alibi na szczęście to kiepska, źle napisana książka. Nie, nie uważam jej czytelniczek za gorsze osoby. Rozumiem, że ta książka może być ciepłym kocykiem odgradzającym od rzeczywistości. Dla mnie pod nim za duszno i słodko, ale to moje zdanie.

0 komentarze: