Od razu przyznaję, że miałam z tą książką straszne problemy,
a przebrnięcie wymagało hartu ducha i wsparcia innych. Co jest o tyle dziwne,
że patrząc na fabułę z boku, powinnam być w Wybranej ciężko zakochana. Nowa
baśń! Polskie wpływy! Narratorka! Złowrogi las! Streszczona historia jest
piękna, a morał aktualny i przekonujący. A jednak powieść porwała mnie dopiero
około siedemdziesiątego procenta i też niezbyt gwałtownie.
No dobrze, miejmy to za sobą, nie kupujcie anglojęzycznego audiobooka!
Lektorka nie dość, że udaje słowiański akcent (gubiąc go w dziwnych momentach),
to jeszcze jest to akcent „bo my panie, to stajnie mamy podle lasu”. Poza tym, robi
przerwy w środku zdania jakby zastanawiała się, co ma powiedzieć dalej. Przez co Agnieszka,
która nie jest bystrzakiem, wydawała się jeszcze bardziej bezmyślna, a zdania
„znalazłam w kuchni miskę i łyżkę, i kubek , i pokrywkę” zamiast uroku
baśniowych wyliczanek, brzmią bardzo nieporadnie. Opisy bitew czytała tak
jednostajnie, że niemal przysnęłam słuchając o szturmie. A na koniec dodam, że
lektorka nie potrafi wymawiać imion do tego stopnia, że przez 40% książki byłam
przekonana, że książę nazywa się Marrick. Dopiero dobrzy ludzie z FB
uświadomili mi, że to Marek. (Po sprawdzeniu, okazało się, że lektorka jest
Rosjanką, więc tym bardziej nie rozumiem mordowania słowiańskich imion). W
wielu recenzjach ludzie chwalą język powieści, dla mnie ten aspekt był
stracony.
Poza tym, bohaterka prezentuje dokładnie ten typ postaci,
którego organicznie nie cierpię. Starałam się, naprawdę, ale kiedy Agnieszka
stwierdziła, że nie skupia się na lekcjach magii, bo po co, ona przecież może
cebulę ręcznie posiekać, byłabym rzuciła książką o ścianę, ale jej nie miałam.
Dziewczę, żyjące w cieniu złowrogiego lasu, nie wpadło bowiem na to, że magię
można wykorzystać do obrony. Nieshka w ogóle nie stara się dowiadywać,
zmieniać, zadawać pytań. Jedzie do stolicy? No przecież ani nie zapyta czego
może oczekiwać ani nie przemyśli co chce zrobić.
Jednym z pierwszych zaklęć jakie Agnieszka wbiła sobie do
głowy było zaklęcie Kopciuszka (zmienia ciuchy na ładne, czyści człowieka,
czesze itp.). Drugim było zaklęcie dodające siły, usuwające drobne bóle.
Bohaterka odbyła długą podróż w ważnej misji i od początku rozdziału słucham
jaką brudną kupką nieszczęścia jest. Jak to ją wszystko boli, jak ma brudną
sukienkę i zakurzone włosy. To był drugi moment, kiedy chciałam rzucać, ale nie
miałam czym. Skoro dostała narzędzia, czemu ich nie używa?
Fakt, Agnieszka potrafi działać szybko, sprawnie i
kreatywnie, pomaga ludziom i ma serce na właściwym miejscu. Bardzo podobało mi się,
jak reaguje na bitwę, potyczki i walkę, fajna przeciwwaga dla wszystkich
wyzutych z emocji twardych mężczyzn, którzy często zaludniają fantastykę. Poza
tym troszczy się o zwierzęta, co zawsze liczę bohaterom na plus. Mam wrażenie,
że bardziej doceniłabym tę postać, gdyby narratorem był ktoś inny. Środek głowy
Agnieszki nie jest ciekawym miejscem.
Postacie drugoplanowe są dość płaskie, także przez to, że
nie dostajemy o nich zbyt wiele informacji. Kasia jest piękna i silna, ale
zupełnie bezwolna. Pomaga Agnieszce, służy radą i pomocą, ale nie ma własnej
historii. I, mimo że podobno są najlepszymi przyjaciółkami, dziewczyny
właściwie nie rozmawiają. Sarkin bardzo przypomina profesora Snape’a, aczkolwiek brak mu złośliwości.
O ile mam zastrzeżenia do romansu (Ale skąd? Ale kiedy? Ale dlaczego?
Siedzę w głowie bohaterki i nie zorientowałam się, że się zakochała), to sceny
erotyczne mi się podobały. Autorka oparła się pokusie zrobienia z Nieshki
nieśmiałego kwiatka i ubrania wszystkiego w poezję.
Pod wieloma względami ta książka spełnia kryteria kobiecego
fantasy, opisane przez Gryzipióra. Koncentruje się na życiu wewnętrznym
bohaterki, jej przemianie, zajmuje się codziennością i rzeczami małymi.
Agnieszka niby bierze udział w wielkiej historii, ale bardziej jako niechętny
widz. Otrzymujemy więcej opisów ubrań i posiłków niż polityki czy przemyśleń
bohaterki. To jest cenne, ale kiedy w kolejnym fragmencie narratorka streszcza
nam pospiesznie co zostało ustalone na naradzie, a potem szczegółowo opisuje z
czego zrobiła zupę, to sami wiecie co miałam ochotę zrobić.
Odwołania do polskiej kultury są, ale nie tak liczne i bezpośrednie
jak chcieliby niektórzy. Polnia wydaje się być demokracją szlachecką, nazwy
miejsc i ludzi są stylizowane na polskie. Bohaterowie jedzą żurek i bigos, ale
także bliny, pijają wódkę i nalewkę, ale też bezalkoholowy cydr. Najbardziej bezpośrednim
odwołaniem było Na Wojtusia z popielnika użyte jako zaklęcie.
Rozumiem, czemu ludzie są zachwyceni Wybraną. Opowiedziana w
niej historia jest piękna, przemiana bohaterki zrozumiała i następująca
stopniowo, a świat przedstawiony w ciekawy sposób odwołuje się do polskich
legend. Jednak sposób w jaki została opowiedziana zupełnie nie przypadł mi do
gustu, a główna bohaterka przez większość czasu drażniła. Dlatego nie polecam
ani nie odradzam.
Przeczytane w ramach Tygodnia z Autorem
Przeczytane w ramach Tygodnia z Autorem
0 komentarze:
Prześlij komentarz