Pokazywanie postów oznaczonych etykietą powieść historyczna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą powieść historyczna. Pokaż wszystkie posty

sobota, 12 września 2015

środa, 8 lipca 2015

Wielkie Księstwo Poznańskie w styczniu


Zbrodnia w błękicie jest retro kryminałem dowodzącym, że nawet bez wrzucania do opowieści patologii można napisać zajmującą historię. W powieści nie ma przemocy seksualnej, nie ma szaleńców, a brudne sekrety nie wypełzają z każdego kąta. W porównaniu z powieściami Krajewskiego czy skandynawskich pisarzy jest tu wręcz pogodnie. 

sobota, 18 kwietnia 2015

Niestety, zdarzyło się

Tak, są spoilery.
Książka zaczyna się obrazem trzech chłopców- Węgra, Czecha i Żyda- na kąpielisku pierwszego września 1938 roku, więc wiadomo że nie będzie dobrze. Przez chwilę można mieć nadzieję, że może nie będzie tak źle, że Autor jakoś uratuje swoich bohaterów przed koszmarem wojny.  Nie ratuje, a wiadomo, że koniec wojny nie oznacza tu dla nikogo happy endu.

wtorek, 20 stycznia 2015

środa, 15 października 2014

Opowieść wigilijna w Yorkshire - Charlotte Link Dom sióstr


Prawda bywa okrutna, a czasem bolesna, ale przynajmniej jest prawdą. Dzięki niej cała sprawa ma jakiś sens.
grafika stąd

Niektóre książki są jak filmy Polańskiego, nic się właściwie nie dzieje, akcja nie gna do przodu, a czytelnik i tak w napięciu pochłania kolejne strony, czekając. Dom sióstr to właśnie taka powieść. Akcja nie pędzi do przodu, właściwie nic się nie dzieje, a jednak śledzimy ją w napięciu, czekając. Na początku mamy zapowiedź dramatu, ale do połowy książki tylko zachowanie Laury wskazuje, że coś ma się wydarzyć.

niedziela, 21 lipca 2013

Złoty most


Druga część przygód Anny podobała mi się zarazem bardziej i mniej niż Magiczna gondola. Historia była bardziej przewidywalna, jeśli zna się fabułę Trzech Muszkieterów, łatwo było domyślić się, co będzie dalej. Na szczęście, Autorka dodała kilka zaskakujących elementów, dzięki którym opowieść była dla mnie miło znajoma, a nie nużąco wtórna. Chociaż mogłoby być w niej więcej kardynała Richelieu.


Szkoda, że Autorka nie pokusiła o stworzenie nowej fabuły, tylko skorzystała ze sprawdzonego schematu. Mniej więcej w połowie książki wiedziałam kto jest kim. Dlatego wątek Henri nie zaskoczył mnie ani trochę, szanowna Autorko, sztuczka z niedołężnymi staruszkami wychodzi tylko raz na serię ;).
Tak jak w przypadku Wenecji, Paryż został opisany bardzo szczegółowo i z polotem. Jest to jeden z moich ulubionych elementów serii o podróżnikach w czasie. W Złotym moście odwiedzamy wraz z bohaterami sklepy, karczmę, teatr, pałace i domy paryskiej biedoty. Wydaje mi się, że Autorka była tez bardziej konsekwentna, jeśli chodzi o stylizację wypowiedzi.
Mam wrażenie, że Anna nieco zgłupiała. Nadal jest rozsądną dziewczyną, poszukującą wyjścia z każdej, nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji, ale stała się zatrważająco naiwna. Może nie rzuciło by mi się to w oczy tak bardzo, gdyby Złoty most rozgrywał się bezpośrednio po pierwszym tomie, ale między nimi minęło półtora roku. W przypadku nastolatków to strasznie dużo czasu na zmiany i rozwój, po niej zaś tego nie widać.
Złoty most podobał mi się i z chęcią sięgnę po trzeci tom. To naprawdę kawał porządnej literatury dla młodzieży, a Anna jest naprawdę fajną, choć niekiedy irytującą, bohaterką. Owszem, mam zastrzeżenia, ale zalet jest więcej niż wad.


piątek, 12 lipca 2013

Eva Voller Magiczna gondola


Po książkę sięgnęłam zachęcona licznymi pozytywnymi recenzjami w blogosferze. Podobał mi się pomysł podróży w czasie do renesansowej Wenecji, do której od czasu Wampira Armanda mam duży sentyment.

Na początku Anna nie przypadła mi do gustu, ale uznałam, że moja jestem po prostu za stara na bohaterkę, która przeżywa okres burzy i naporu i chlipie za swoim ipodem. Jednak mniej więcej w jednej trzeciej zaczęłam darzyć ją sympatią. Jak wielokrotnie podkreślałam, lubię bohaterki, które coś robią. Anna stara się jak może by znaleźć wyjście z sytuacji, w której się znalazła. Szybko się uczy, jest praktyczna, co pozwala czytelnikowi z czystym sumieniem jej kibicować. Ani razu nie chciałam jej topić w kanale za głupotę.
Wątek romansowy, choć wyskoczył na mnie jak diabeł z pudełka, też przypadł mi do gustu. Bohaterowie zamiast gapić się na siebie szczenięcym wzrokiem, robią coś razem, a ratowanie sobie nawzajem życia zbliża ludzi.
Autorka zaskoczyła mnie realistycznym opisem świata. Bardzo często gdy bohaterowie udają się do przeszłości, jest ona mocno wyidealizowana i czysta. Tymczasem Wenecja w Gondoli jest realistyczna- miasto śmierdzi, śmierdzą jego mieszkańcy, trzeba uważać co się je i pije, a higiena to przywilej i oznaka bogactwa. Autorka pokazuje nam pełny, albo prawie pełny, przekrój społeczny, Anna, wychowana w czystej współczesności, najbardziej tęskni za mydłem i dezodorantem.
Wielka szkoda, że nie udało się utrzymać stylizacji języka. Gdzieś w środku książki wszystkie postacie zaczynają brzmieć strasznie współcześnie, by pod koniec znowu wrócić do renesansowej maniery. Nie przeszkadza to w odbiorze, ale odebrało mi trochę przyjemności z lektury.
Zaopatrzyłam się już w drugi tom, którego opis brzmi o wiele ciekawiej (kardynał Richelieu!).

czwartek, 24 stycznia 2013

Piękne Istoty


Obiecuję, że kolejna recenzja nie będzie dotyczyła romansu paranormalnego dla nastolatek. Mimo, że znajduję coraz więcej dobrych książek w tym gatunku, mam ochotę na coś innego. Ale zanim to nastąpi, recenzja Pięknych Istot.


Książka wydawała mi się interesująca z kilku powodów. Dzieje się na południu Stanów, czyli tej części USA, która lubię(nawet Czystą Krew czytałam/oglądałam ze względu na lokalizację). Narratorem jest szesnastoletni chłopak, co stanowi miłą odmianę po wszystkich kobiecych narratorkach. No i nie ma tu wilkołaków ani wampirów, jest za to magia, duchy i tajemnica zza grobu.

Duszne, a może wręcz duszące miasteczko na Południu, gdzie ludzie nadal wspominają wojnę secesyjną. Szalone ciotki, tajemnicze przejścia, wyprawa na bagna o północy. Klasyczna fabuła o rycerzu, który musi uratować piękną, ale przeklętą damę. Wszystko to powodowało przyjemne mrówki pełzające po kręgosłupie. Autorki potrafią pisać, niektóre z pozoru normalne sceny stają się pod ich piórem przerażające(wizyta pani Lincoln!). Ravenwood Manor wskoczyło na listę moich ulubionych zaczarowanych domów. No i biblioteka. Powieść w której pojawia się starożytna podziemna biblioteka ma u mnie automatycznie pół gwiazdki więcej.

Większość bohaterów jest sympatyczna, a ci niesympatyczni są naprawdę dobrze opisani. Ethana polubiłam od razu, jest sympatyczny, inteligentny i jest dobrym, choć nie do końca godnym zaufania, narratorem. Mam wrażenie, że jego portret Gaitlin nie do końca jest prawdziwy, a miasteczko zamieszkują nie tylko wredni i ograniczeni ludzie. Lena jako cierpiąca i mroczna była nieco mniej strawna, ale starała się. Niestety, bohaterowie niemagiczni są już dużo gorzej poprowadzeni, poza Linkiem, który jako przyjaciel głównego bohatera ma swoje pięć minut.
Powieść cierpi na syndrom nieobecnych rodziców, usprawiedliwiony co prawda, głównym bohaterom został jeden rodzic. I nawet kiedy ojciec Ethana wkracza na scenę, to tylko na chwilę i bez wpływu na wydarzenia.

W Pięknych Istotach bohaterowie zadają ważne pytania- o wolną wolę, naturę przeznaczenia i siłę uczucia. Na ich losy wpływa przeszłość- decyzje ludzi żyjących wieki temu. Ethan wierzy, że z przeznaczeniem można walczyć, można nawet wygrać. Mówiąc o miłości, nikt nie cytuje Romea i Julii ani Wichrowych Wzgórz.

Pięknym istotom bardzo szkodzi brak zdecydowania o czym ma być ta książka. Czy ma to być romans paranormalny? Powieść historyczna? Historia dojrzewania Ethana w małomiasteczkowej rzeczywistości? Od naprawdę uroczej pierwszej miłości przeskakujemy do rodzinnej tajemnicy sprzed stu lat, potem do nawiedzonego domu, a na końcu na spotkanie dyscyplinarne w szkole. Elementy nie pasują do siebie, nie tworzą całości, przez co książka wydaje się płytka. Co więcej, zdarza się, że ważne wydarzenie nie ma żadnych konsekwencji, jak próba samobójcza ojca. Nie wszystko da się wytłumaczyć „nikt mi nic nie mówi”.

Cierpi na tym zwłaszcza magia. Czuć, że jest tam coś więcej, że gdzieś tam czają się smakowite szczegóły, ale nie opisano tego, a ja nie mam zamiaru się domyślać. Skoro Macon nie jest Obdarzonym, dlaczego może czarować? Dlaczego każdy oprócz magii ma swój specjalny Dar? Jakim cudem Larkin tak długo zdołał oszukiwać wszystkich? Dobra iluzja to przecież nie wszystko, są jeszcze zmiany w osobowości. Ridley nie umiała ukryć swojej prawdziwej natury, jak jemu to się udało? I co się wydarzyło w finale?
To znaczy, wiem co się stało z Ethanem, Maconem etc. ale nie mam pojęcia gdzie się podziali ci źli.

Czy polecam? Tak, jeśli macie ochotę na romans, który dzieje się gdzieś, nie w zwyczajowej szkole z internatem, albo równie mało scharakteryzowanym mieście. Gaitlin jest bohaterem Pięknych Istot tak samo jak Ethan czy Macon. Książka zadaje trudne i ważne pytania, wychodzi z szuflady z romansami dla nastolatek. Czyta się ją naprawdę dobrze, ale zakończenie i "płytkość" powodują, że nie mam ochoty na kolejny tom z serii. Może w wakacje?

Ps. Twórcom filmu gratuluję zdradzenia jednego z najważniejszych zwrotów akcji już w zwiastunie i na plakatach. 

niedziela, 7 października 2012

Emma Cornwall Incarnation


Już kilka razy zabierałam się do napisania tej recenzji i za każdym razem przestawałam. Jakoś nie mogłam zmusić się do przelania myśli na papier.
Książka jest nowością, o planach wydania w Polsce nie słyszałam, więc mam nadzieję, że wybaczycie mi spoilery.


W steampunkowej wersji wiktoriańskiego Londynu, piękna wampirzyca szuka autora Draculi by ustalić fakty...
Jeśli wierzyć legendarnej powieści Brama Stokera, Lucy Weston to rozwiązła z postaci, polująca nocą na młodych chłopców. Ale prawdziwa Lucy w niczym nie przypomina swojego fikcyjnego odpowiednika i chce wiedzieć czemu autor skłamał. Z niechętną pomocą Stokera szuka potwora, który ją przemienił- poprzez zmysłowy półświatek gdzie ludzie rywalizują o względy wampirów, do celi pod świątynią szaleństwa, aż do Kryształowego Pałacu gdzie rządzi śmierć.
Prześladowana przez fragmentaryczne wspomnienia utraconego życia i miłości, Lucy musi zmierzyć się z pragnieniem krwi i powstrzymać nadchodzącą wojnę między wampirami i ludźmi. Oraz dokonać wyboru, który jej i czytelnikom uświadomi co to znaczy być człowiekiem.
                                                                                       opis z goodreads.com , tłumaczenie moje

Naprawdę byłam gotowa pokochać tę książkę. Miała w sobie wszystko co lubię- wampiry, wiktoriański Londyn, tajemnicę. Początek, kiedy Lucy powstaje z grobu i stara się zrozumieć kim jest i co się stało, podobał mi się ogromnie. Jest mrocznie strasznie i wiktoriańsko. Autorka używa języka stylizowanego na epokę, który ja bardzo lubię (łatwiej mi przeczytać Draculę w oryginale niż Dziennik Bridget Jones). A potem Lucy jedzie do Londynu, spotyka Stokera (którego niemal morduje), udaje się do miejsca spotkań innych krwiopijców i coś się psuje.
Opis z okładki zawiera w sobie tylko początek powieści i jest w najlepszym razie zwodniczy. Stoker jest postacią co najwyżej drugoplanową, Lucy tak naprawdę pomaga Marco di Orsini, członek Zakonu Złocistego Brzasku, wraz zresztą rodziny i przyjaciół. Śmierć rządząca w Kryształowym Pałacu wcale nie jest straszna. A nazywanie szpitala psychiatrycznego świątynią szaleństwa, no powiedzmy, że autor opisu dał się ponieść poetyckiej wyobraźni.
Chyba największą wadą książki była jej mała draculowatość. Z bohaterów ostała się tylko Lucy, nawet Dracula przepadł(o tym za chwilę). Klimat też jest inny, bardziej fantastyczny niż z horroru, Londyn z Inkarnacji przypominał mi nieco Londyn-Pod Gaimana. W cieniu rewolucji przemysłowej kryją się pozostałości dawnej, bardziej fantastycznej epoki, kiedy pod mostami mieszkały trolle. Czasami ta ukryta część wpływa na współczesność, zazwyczaj ze strasznymi rezultatami( wybuch w zakładach metalurgicznych to jedna z najmocniejszych scen w książce).
Dracula, jak się okazuje, to imię wymyślone przez Stokera dla... Mordreda, syna króla Artura. Otóż Mordred stał się wampirem, by bronić Brytanii przed najeźdźcą, a potem jako król angielskich wampirów przez wiele lat współpracował ze śmiertelnymi monarchami by bronić Imperium. Pomysł ciekawy i mój rozum bardzo go lubi, jednak serce nadal tęskni do Karpat. Może dlatego powieść mnie nie uwiodła?
Wyżaliłam się, więc teraz mogę już z czystym sumieniem chwalić książkę. Podoba mi się historia, to jak Autorka wykorzystała prawdziwe wydarzenia i postaci historyczne w powieści. Akcja toczy się w trakcie obchodów Diamentowego Jubileuszu królowej Wiktorii, dużą rolę odgrywają w niej członkowie Zakonu Złotego Brzasku. Wampiryczny są wampiryczne i nieludzkie, chociaż niepozbawione zasad moralnych. Mordred, mimo utraty europejskiego pochodzenia, nadal jest tajemniczy i nieco przerażający.
No i Lucy... jak już wielokrotnie pisałam, lubię bohaterki, które coś robią i zdradzają przy tym, że są inteligentne. Lucy spełnia oba te wymagania, po początkowym szoku, bierze się do wyjaśniania sprawy, a kiedy na horyzoncie pojawia się książę na białym koniu... uznaje, że przyda jej się pomoc, ale nie oddaje mu prowadzenia. Marco jest ciekawy sam z siebie, nie tylko jako obiekt zainteresowania bohaterki.
Rozważania o człowieczeństwie, sytuacji ludzkości i jej przyszłości, są w książce ważne. Jeśli ktoś nie lubi wywodów filozoficznych, musi uzbroić się w cierpliwość, zwłaszcza w drugiej połowie książki. Chociaż Lucy i tak daleko do Louisa z Wywiadu z wampirem.
Elementy steampunkowe są zaznaczone bardzo delikatnie i dobrze wpasowane w historię. osoby nieprzepadające za tym gatunkiem mogą bez obaw Incarnation przeczytać, chyba że ktoś ma alergie na sam widok nazwiska Tesli. 
Incarnation czyta się szybko, jeśli lubi się XIX wieczną prozę, inaczej może sprawiać wrażenie nieco przegadanej. Czy polecam? Polecam, ale nie nastawiajcie się na powieść o Draculi. Jego tu nie ma. 

środa, 26 września 2012

Pitch Dark: Dark Days of Summer Sampler



Samplery znalazłam na Amazonie, dostępnych jest kilka, niektóre za darmo! Uznałam, że warto skorzystać, część z zamieszczonych w nich powieści na pewno bym pominęła, szukając lektury.
Otrzymujemy dość długie fragmenty(po pięć rozdziałów) pięciu powieści. Na końcu każdej z nich podano nawet krótkie omówienie. Trochę szkoda, że dopiero po przeczytaniu fragmentu zapoznajemy się z opisem całości, gdyby opisy umieszczono na początku, od razu zrezygnowałabym z lektury dwóch fragmentów.

niedziela, 16 września 2012

Palce lizać!


In a city-state known for magnificence, where love affairs and conspiracies play out amidst brilliant painters, poets and musicians, the powerful and ambitious Alfonso d'Este, duke of Ferrara, takes a new bride. Half of Europe is certain he murdered his first wife, Lucrezia, the luminous child of the Medici. But no one dares accuse him, and no one has proof-least of all his second duchess, the far less beautiful but delightfully clever Barbara of Austria.

At first determined to ignore the rumors about her new husband, Barbara embraces the pleasures of the Ferrarese court. Yet wherever she turns she hears whispers of the first duchess's wayward life and mysterious death. Barbara asks questions-a dangerous mistake for a duchess of Ferrara. Suddenly, to save her own life, Barbara has no choice but to risk the duke's terrifying displeasure and discover the truth of Lucrezia's death-or she will share her fate.

opis i zdjęcie z goodreads.com
Im więcej czytam, tym rzadziej trafiam na książkę, która wywiera na mnie wielkie wrażenie. Taką, którą czytam do rana, by dowiedzieć się, co dalej. Taką, która po skończeniu mam ochotę znowu zacząć.
The second duchess jest taką właśnie ksiażką.

wtorek, 16 sierpnia 2011

Ja, Tibuta, czarownica z Salem



Miałam zamiar opisać kolejną książkę z cyklu recycling, ale nie mogę. Powieść Conde Maryse złapała mnie, przydusiła i nie oderwie się, dopóki o niej nie napiszę. Uwielbiam to uczucie niemożności oderwania się od lektury, znane  „jeszcze jeden rozdział” wypowiadane o pierwszej w nocy.
Ta książka właśnie taka jest- wciągająca, chwytająca za gardło i wbijająca w fotel. I bardzo bardzo smutna. Tibuta pragnie mieć normalne życie, mieć kochającego męża i dzieci. Niestety, urodziła się jako niewolnica, dodatkowo napiętnowana jako córka kobiety, która rzuciła się na swego pana z nożem. Potem zyskuje wolność, ale poświęca ją dla miłości, a potem trafia do Salem. Z czarodziejskiego Barbadosu trafia do niegościnnego miasteczka, gdzie każdy nienawidzi każdego.

czwartek, 21 lipca 2011

Labirynt Śmierci



Lubię kryminały. Lubię powieści historyczne. Historyczny kryminał to dla mnie prawdziwa gratka, dlatego, mimo że miałam już nie kupować książek w tym miesiącu, kupiłam ten kryminał. Nieopatrznie, trafiłam na tom drugi, na szczęście książka ma niezłe wprowadzenie- niezbyt nachalne, ale pozwalające szybko zorientować się kto z kim i dlaczego.
Mamy śmierć pięknej kobiety, tajemniczą wieżę, spisek przeciw królowi i w to wszystko uwikłaną Adelię- mistrza sztuki śmierci, my powiedzielibyśmy patologa, z Salerno. A rzecz dzieje się w dwunastowiecznej Anglii, krainie niezbyt przyjaznej kobietom, w mrocznej atmosferze zasypanej śniegiem prowincji. To świat, w którym Adelia musi podawać się za asystentkę mężczyzny, by uniknąć spalenia na stosie, a kobiety są traktowane jak zdobycz(dla niektórych z nich gwałt to zupełnie normalne zjawisko).

Primavera

 

Czytając Primaverę nie mogłam się powstrzymać od porównywania jej do Łabędzi Leonarda, ten sam okres historyczny, ten sam kraj, a główną bohaterką jest młodsza, niedoceniania córka, pojawia się też obraz. Primavera jednak przegrywa z książką Karen Essex zarówno pod względem fabuły, jak i bohaterów.
Historię opowiada czternastoletnia Lorenza Pazzi, zwana Florą, najmłodsza córka, dziecko niechciane, której miłość okazuje tylko babka. Świat Flory ogranicza się do ogrodu i kuchni, pomocy rodzinie i generalnie służby, oraz marzeń. Dziewczynka ze wszystkich sił stara się być przydatna w nadziei, że rodzice zaczną zwracać na nią uwagę. Jej starania docenia jedynie babka, oraz jeden z braci.

niedziela, 10 lipca 2011

Łabędzie Leonarda



Ocenianie powieści historycznych jest o tyle łatwe, że nie trzeba bać się spoilerów. Fabuła jest szczegółowo opisana w podręcznikach i na Wikipedii. Łabędzie Leonarda to historia rywalizacji dwóch sióstr z książęcego rodu d'Este, żyjących we Włoszech u schyłku XV wieku. Starsza Isabella, przeszła do historii jako największa znawczyni i kolekcjonerka Renesansu. Młodsza Beatrice to jeden z kopciuszków, znana głównie z tego, czyją żoną i siostrą była.
Główną postacią jest Beatrice, powieść rozpoczyna się jej ślubem, kończy zaraz po śmierci, gdy wszystko co stworzyła z mężem rozpada się, a Mediolan okupują francuskie wojska. Z dziecka księżniczka zmienia się w kobietę, kochaną przez lud księżną, pełną radości życia, dyplomatkę wspomagającą ambicje męża, rywalizującą z siostrą o tytuł pierwszej damy Italii. Autorka sięga po wszystkie „klasyczne” motywy by pokazać siostrzaną rywalizację, łącznie z uczuciem do tego samego mężczyzny, ale centralny jest jednak konflikt rozgrywający się wokół Leonarda Da Vinci. Jego portrety, ukazujące ludzką duszę, są przedmiotem pożądania wielu, a Isabella wręcz obsesyjnie pragnie, by Mistrz ją namalował. Miałam wrażenie, że uczestniczy w konflikcie tylko Isabella, a siostra przez większość czasu nawet nie zdaje sobie z niego sprawy.