Obiecuję,
że kolejna recenzja nie będzie dotyczyła romansu paranormalnego
dla nastolatek. Mimo, że znajduję coraz więcej dobrych książek w
tym gatunku, mam ochotę na coś innego. Ale zanim to nastąpi,
recenzja Pięknych Istot.
Książka
wydawała mi się interesująca z kilku powodów. Dzieje się na
południu Stanów, czyli tej części USA, która lubię(nawet Czystą
Krew czytałam/oglądałam ze względu na lokalizację). Narratorem
jest szesnastoletni chłopak, co stanowi miłą odmianę po
wszystkich kobiecych narratorkach. No i nie ma tu wilkołaków ani
wampirów, jest za to magia, duchy i tajemnica zza grobu.
Duszne,
a może wręcz duszące miasteczko na Południu, gdzie ludzie nadal
wspominają wojnę secesyjną. Szalone ciotki, tajemnicze przejścia,
wyprawa na bagna o północy. Klasyczna fabuła o rycerzu, który musi uratować piękną, ale przeklętą damę. Wszystko to powodowało przyjemne
mrówki pełzające po kręgosłupie. Autorki potrafią pisać,
niektóre z pozoru normalne sceny stają się pod ich piórem
przerażające(wizyta pani Lincoln!). Ravenwood Manor wskoczyło na
listę moich ulubionych zaczarowanych domów. No i biblioteka.
Powieść w której pojawia się starożytna podziemna biblioteka ma
u mnie automatycznie pół gwiazdki więcej.
Większość
bohaterów jest sympatyczna, a ci niesympatyczni są naprawdę dobrze
opisani. Ethana polubiłam od razu, jest sympatyczny, inteligentny i
jest dobrym, choć nie do końca godnym zaufania, narratorem. Mam
wrażenie, że jego portret Gaitlin nie do końca jest prawdziwy, a
miasteczko zamieszkują nie tylko wredni i ograniczeni ludzie. Lena
jako cierpiąca i mroczna była nieco mniej strawna, ale starała
się. Niestety, bohaterowie niemagiczni są już dużo gorzej
poprowadzeni, poza Linkiem, który jako przyjaciel głównego
bohatera ma swoje pięć minut.
Powieść
cierpi na syndrom nieobecnych rodziców, usprawiedliwiony co prawda,
głównym bohaterom został jeden rodzic. I nawet kiedy ojciec Ethana
wkracza na scenę, to tylko na chwilę i bez wpływu na wydarzenia.
W
Pięknych Istotach bohaterowie zadają ważne pytania- o wolną wolę,
naturę przeznaczenia i siłę uczucia. Na ich losy wpływa
przeszłość- decyzje ludzi żyjących wieki temu. Ethan wierzy, że z przeznaczeniem można walczyć, można nawet wygrać. Mówiąc o
miłości, nikt nie cytuje Romea i Julii ani Wichrowych Wzgórz.
Pięknym
istotom bardzo szkodzi brak zdecydowania o czym ma być ta książka.
Czy ma to być romans paranormalny? Powieść historyczna? Historia
dojrzewania Ethana w małomiasteczkowej rzeczywistości? Od naprawdę
uroczej pierwszej miłości przeskakujemy do rodzinnej tajemnicy
sprzed stu lat, potem do nawiedzonego domu, a na końcu na spotkanie
dyscyplinarne w szkole. Elementy nie pasują do siebie, nie tworzą
całości, przez co książka wydaje się płytka. Co więcej, zdarza
się, że ważne wydarzenie nie ma żadnych konsekwencji, jak próba
samobójcza ojca. Nie wszystko da się wytłumaczyć „nikt mi nic
nie mówi”.
Cierpi
na tym zwłaszcza magia. Czuć, że jest tam coś więcej, że gdzieś
tam czają się smakowite szczegóły, ale nie opisano tego, a ja nie
mam zamiaru się domyślać. Skoro Macon nie jest Obdarzonym,
dlaczego może czarować? Dlaczego każdy oprócz magii ma swój
specjalny Dar? Jakim cudem Larkin tak długo zdołał oszukiwać
wszystkich? Dobra iluzja to przecież nie wszystko, są jeszcze
zmiany w osobowości. Ridley nie umiała ukryć swojej prawdziwej
natury, jak jemu to się udało? I co się wydarzyło w finale?
To
znaczy, wiem co się stało z Ethanem, Maconem etc. ale nie mam
pojęcia gdzie się podziali ci źli.
Czy
polecam? Tak, jeśli macie ochotę na romans, który dzieje się
gdzieś, nie w zwyczajowej szkole z internatem, albo równie mało
scharakteryzowanym mieście. Gaitlin jest bohaterem Pięknych Istot
tak samo jak Ethan czy Macon. Książka zadaje trudne i ważne
pytania, wychodzi z szuflady z romansami dla nastolatek. Czyta się ją naprawdę dobrze, ale zakończenie i "płytkość" powodują, że nie mam ochoty na kolejny tom z serii. Może w wakacje?
Ps.
Twórcom filmu gratuluję zdradzenia jednego z najważniejszych
zwrotów akcji już w zwiastunie i na plakatach.
0 komentarze:
Prześlij komentarz