Zbrodnia w błękicie jest
retro kryminałem dowodzącym, że nawet bez wrzucania do opowieści patologii
można napisać zajmującą historię. W powieści nie ma przemocy seksualnej, nie ma
szaleńców, a brudne sekrety nie wypełzają z każdego kąta. W porównaniu z
powieściami Krajewskiego czy skandynawskich pisarzy jest tu wręcz pogodnie.
Recenzja zawiera spoilery |
Historia jest skonstruowana bardzo klasycznie. Oto grupa
gości zostaje zasypana w polskim dworku. Pada trup, mordercą może być każdy. Śledztwo
na prośbę pana domu prowadzi jego przyjaciel, podróżnik i awanturnik. Jest wierny
kamerdyner zafascynowany opowiadaniami Conan Doyle’a. A w tle mamy germanizację
i opór wobec niej, sytuację kobiet w tym czasie i sekret z przeszłości. Na końcu
jest nawet scena kominkowa, w czasie której detektyw amator wyjaśnia wszystko,
a mordercę dosięga sprawiedliwość.
Bohaterowie są całkiem sympatyczni, chociaż niektórzy
kreśleni bardzo grubymi liniami. Kolaborujący z zaborcą parlamentarzysta Bonikowski
nie ma ani jednej zalety, podobnie jego przesadnie światowa siostra. Nie miałam
wątpliwości, że powinnam ich nie lubić. Nie lubiłam, chociaż Paulinie
współczułam. Zaskakująco głęboką postacią okazała się Zosia, niby niewinna i
układna panna z dworku, a jednak z tajemnicą. W fascynację otoczenia głównym
bohaterem, Janem Morawskim, byłam w stanie uwierzyć. Podobał mi się wątek
małżeństwa Tarnowskich, którzy są idealni jak para, jednak nie zlewają się w
jedno. Jedynie morderca mnie nie przekonał, a jego genialny plan nie miał za
wiele sensu. Z drugiej strony, Autorka maluje go jako postać zepsutą i złą,
więc można uznać, że nie działał racjonalnie.
Wielki sekret Tadeusza Tarnowskiego bawił mnie straszliwie.
Może nie sama tajemnica (też bardzo klasyczna i zgodna z duchem epoki), ale
fakt, że właściwie wszyscy o niej wiedzieli. Przy piątej osobie rzucającej „ale
ja o wszystkim wiem” chichotałam
radośnie. Tadeusz w ogóle jest postacią,
która jest w założeniach sympatyczna, ale okazuje się zupełnie ślepa.
Drugą rzeczą, która sprawiła mi wiele radości był podrzucony
przez Autorkę ślad, pozwalający zidentyfikować mordercę na podstawie gustu
czytelniczego. Na początku myślałam, że to zmyłka, informacja pojawiła się
bardzo wcześnie. Kombinowałam, że to może być sugestia jakiejś dodatkowej
tajemnicy, ale nie.
Podobały mi się opisy życia w dworku i sposób w jaki Autorka
przemycała fakty historyczne. Dyskretne pochwały nowoczesnego pałacu
Tarnowskich, kwestia polska, stosunek do szlachty do niższych warstw
społecznych. Wszystkie te smaczki sprawiające, że świat wydaje się prawdziwy,
ale pozbawione pozytywistycznego moralizatorstwa. Chociaż tu też podziały są
zaznaczone bardzo grubą kreską. Bonikowski uważa, że chłop nie człowiek,
kobiety zostały stworzone dla rozrywki mężczyzn, a Polska to dzicz, którą tylko
Prusy mogą ucywilizować. Tarnowski jest dobry, więc finansuje stypendia,
wspiera lokalnych rzemieślników i kultywuje polskie tradycje, a także traktuje
żonę z szacunkiem. Przydałoby się więcej odcieni szarości.
Zbrodnia w błękicie to
świetny kryminał na lato. Czyta się lekko i przyjemnie, zagadka jest ciekawa,
bohaterowie wyraziście, a epoka odmalowana ciekawie. Jeśli szukacie oddechu od
upału i ciężkich kryminałów, polecam wyprawę do Wielkiego Księstwa
Poznańskiego.
0 komentarze:
Prześlij komentarz