środa, 8 lipca 2015

Wielkie Księstwo Poznańskie w styczniu


Zbrodnia w błękicie jest retro kryminałem dowodzącym, że nawet bez wrzucania do opowieści patologii można napisać zajmującą historię. W powieści nie ma przemocy seksualnej, nie ma szaleńców, a brudne sekrety nie wypełzają z każdego kąta. W porównaniu z powieściami Krajewskiego czy skandynawskich pisarzy jest tu wręcz pogodnie. 
Recenzja zawiera spoilery
 Historia jest skonstruowana bardzo klasycznie. Oto grupa gości zostaje zasypana w polskim dworku. Pada trup, mordercą może być każdy. Śledztwo na prośbę pana domu prowadzi jego przyjaciel, podróżnik i awanturnik. Jest wierny kamerdyner zafascynowany opowiadaniami Conan Doyle’a. A w tle mamy germanizację i opór wobec niej, sytuację kobiet w tym czasie i sekret z przeszłości. Na końcu jest nawet scena kominkowa, w czasie której detektyw amator wyjaśnia wszystko, a mordercę dosięga sprawiedliwość.
Bohaterowie są całkiem sympatyczni, chociaż niektórzy kreśleni bardzo grubymi liniami. Kolaborujący z zaborcą parlamentarzysta Bonikowski nie ma ani jednej zalety, podobnie jego przesadnie światowa siostra. Nie miałam wątpliwości, że powinnam ich nie lubić. Nie lubiłam, chociaż Paulinie współczułam. Zaskakująco głęboką postacią okazała się Zosia, niby niewinna i układna panna z dworku, a jednak z tajemnicą. W fascynację otoczenia głównym bohaterem, Janem Morawskim, byłam w stanie uwierzyć. Podobał mi się wątek małżeństwa Tarnowskich, którzy są idealni jak para, jednak nie zlewają się w jedno. Jedynie morderca mnie nie przekonał, a jego genialny plan nie miał za wiele sensu. Z drugiej strony, Autorka maluje go jako postać zepsutą i złą, więc można uznać, że nie działał racjonalnie.

Wielki sekret Tadeusza Tarnowskiego bawił mnie straszliwie. Może nie sama tajemnica (też bardzo klasyczna i zgodna z duchem epoki), ale fakt, że właściwie wszyscy o niej wiedzieli. Przy piątej osobie rzucającej „ale ja o wszystkim wiem”  chichotałam radośnie.  Tadeusz w ogóle jest postacią, która jest w założeniach sympatyczna, ale okazuje się zupełnie ślepa.
Drugą rzeczą, która sprawiła mi wiele radości był podrzucony przez Autorkę ślad, pozwalający zidentyfikować mordercę na podstawie gustu czytelniczego. Na początku myślałam, że to zmyłka, informacja pojawiła się bardzo wcześnie. Kombinowałam, że to może być sugestia jakiejś dodatkowej tajemnicy, ale nie. 

Podobały mi się opisy życia w dworku i sposób w jaki Autorka przemycała fakty historyczne. Dyskretne pochwały nowoczesnego pałacu Tarnowskich, kwestia polska, stosunek do szlachty do niższych warstw społecznych. Wszystkie te smaczki sprawiające, że świat wydaje się prawdziwy, ale pozbawione pozytywistycznego moralizatorstwa. Chociaż tu też podziały są zaznaczone bardzo grubą kreską. Bonikowski uważa, że chłop nie człowiek, kobiety zostały stworzone dla rozrywki mężczyzn, a Polska to dzicz, którą tylko Prusy mogą ucywilizować. Tarnowski jest dobry, więc finansuje stypendia, wspiera lokalnych rzemieślników i kultywuje polskie tradycje, a także traktuje żonę z szacunkiem. Przydałoby się więcej odcieni szarości.
Zbrodnia w błękicie to świetny kryminał na lato. Czyta się lekko i przyjemnie, zagadka jest ciekawa, bohaterowie wyraziście, a epoka odmalowana ciekawie. Jeśli szukacie oddechu od upału i ciężkich kryminałów, polecam wyprawę do Wielkiego Księstwa Poznańskiego.

0 komentarze: