Prawda bywa okrutna,
a czasem bolesna, ale przynajmniej jest prawdą. Dzięki niej cała sprawa ma
jakiś sens.
grafika stąd |
Niektóre książki są jak filmy Polańskiego, nic się
właściwie nie dzieje, akcja nie gna do przodu, a czytelnik i tak w napięciu
pochłania kolejne strony, czekając. Dom
sióstr to właśnie taka powieść. Akcja nie pędzi do przodu, właściwie nic
się nie dzieje, a jednak śledzimy ją w napięciu, czekając. Na początku mamy zapowiedź
dramatu, ale do połowy książki tylko zachowanie Laury wskazuje, że coś ma się
wydarzyć.
Dom sióstr to
powieść szkatułkowa. W opowieści o problemach małżeństwa prawników, znajduje
się historia Frances Gray, obie połączone losami Laury Sellys i tajemnica
Westhill Hall. Fragmenty o Barbarze i Ralphie Amberg miały dość przewidywalną
fabułę, a bohaterowie wydawali się, w porównaniu do dawnych mieszkańców domu,
wyblakli. Poza tym przejawiali instynkt samobójczy na poziomie bohaterki
romansu młodzieżowego, chociaż Autorka starała się mi wmówić, że oboje są
bardzo ostrożni. W trudną sytuację pakują się na własne życzenie, lekceważąc
ostrzeżenia i napomnienia. Tytułu „zbyt głupi by żyć” nie otrzymują tylko
dlatego, że poinformowali gdzie się udają. Oboje rozwijają się w trakcie
trwania powieści, ale w ostatnich rozdziałach byli tak irytujący, że wyczerpali
całą sympatię i cierpliwość.
Nie jesteś już młodą dziewczyną, która wierzy, że należy jej się od
życia to, co najlepsze. Po prostu n i c ci się nie należy. Parę razy możesz
mieć szczęście i spadnie ci z nieba to czy owo, przypadkiem i niezasłużenie,
ale większość rzeczy musisz wywalczyć sobie sama i możesz się cieszyć, jeśli
dostaniesz połowę z tego, co chciałaś.
Na szczęście historia życia Frances wynagrodziła mi
wszystko. Panna Gray urodziła się na początku dwudziestego wieku, a więc w
bardzo ciekawych czasach. Była przy tym osobą o silnym charakterze i skłonną do
działania. Nie bała się podejmować decyzji, a potem ponosić konsekwencji, nawet
jeśli otoczenie nie bardzo jej sprzyjało. Cena za niezależność była dość wysoka,
ale nasza bohaterka miała dobry przykład w osobie babki i matki. Ostatecznie, Frances
wychodzi na swoje, chociaż jest to słodko-gorzki finał. Bohaterka przypominała
mi trochę Karen z Pożegnania z Afryką,
a trochę Pat ze Srebrnego Gaju. Frances
też zaczyna realizować się jako posiadaczka domu, a miłość do Westhill Hall
stanowi fundament jej tożsamości. Pozbawiona go Victoria Gray uzależnia opinię
o samej sobie od zdania innych.
Podobał mi się stopień skomplikowania postaci, ich pełne charaktery. Ta sama osoba jest zdolna przenosić góry dla uczucia, ale nie umie zaakceptować wyborów kogoś innego. Nikt nie jest jednowymiarowy. John Leigh to jednocześnie cyniczny alkoholik zdradzający żonę i chłopak, który specjalnie nadkładał drogi by pocieszyć dziewczynę w szkole. Victoria Gray jest jednocześnie irytującą i egocentryczną damą i wrażliwą na cudzą krzywdę kobietą. Laura to z jednej strony głupiutka i powolna, ale o swoje jak lwica. Przez to ciężko ich polubić, postacie wymykają się łatwemu współczuciu, ale są prawdziwsze, bliższe czytelnikowi.
Niestety, Barbara i jej mąż są dużo gorzej napisani, zwłaszcza koniec powieści jest przez to cięższy do czytania.
Niestety, Barbara i jej mąż są dużo gorzej napisani, zwłaszcza koniec powieści jest przez to cięższy do czytania.
Autorka pokazuje jak wielkie wydarzenia historyczne
zmieniają życie w dość odizolowanej społeczności. Co ciekawe, wojna tylko
niszczy, nikt z bohaterów na niej nie zyskuje. Laura Sellys traci poczucie
bezpieczeństwa i tożsamości, którego nie odzyska przez całe dorosłe życie.
George Gray i John Leigh są ofiarami PTSD, jeden odsuwa się zupełnie od ludzi,
drugi ucieka w alkoholizm. Nawet osobom niedotkniętym bezpośrednio przez działania wojenne rozsypuje się życie, bo świat zmienia się na zawsze. Książka jest bardzo antywojenna, nie pokazując ani jednej bitwy.
- Chciałbym, żebyś coś wiedziała - powiedział. - Chciałbym, żebyś
wiedziała, że cię kocham. Wcale nie mniej niż wtedy nad rzeką Swale, kiedy
musiałem przyjechać i cię pocieszać. Nic się nie zmieniło. Bez względu na to,
co ja robię. Bez względu na to, co ty robisz. Obojętne, ile włosów nam
tymczasem posiwiało i ile ran sobie zadaliśmy.
Podobało mi się, jak autorka rozpisała trójkąt
uczuciowy. Łatwo było wpaść w sidła stereotypów z dwoma kobietami walczącymi o
bezwolnego mężczyznę. Na szczęście, John jest autonomicznym bohaterem,
podejmującym decyzje i tak samo winnym jak pozostałe strony. Przyznam, że ciężko było mi wybrać najbardziej winną stronę. Całość jest fascynującą, choć niezbyt przyjemną lekturą. Dla równowagi historia miłości Maureen i jej męża jest piękna i ciepła, pokazuje ile można wygrać, jeśli tylko ma się odwagę.
Mimo scenerii oraz tematyki Dom sióstr nie jest lekturą lekką i łatwą, służącą pokrzepieniu serc. Jest za to bardzo przyjemną, wielowątkową opowieścią o zwykłych ludziach zaplątanych we własne relacje i wielką historię. Pokazuje, że jeśli ma się odwagę działać, można zdobyć wszystko (choć nie zawsze musi tak być). W sam raz na długie jesienne wieczory.
Mimo scenerii oraz tematyki Dom sióstr nie jest lekturą lekką i łatwą, służącą pokrzepieniu serc. Jest za to bardzo przyjemną, wielowątkową opowieścią o zwykłych ludziach zaplątanych we własne relacje i wielką historię. Pokazuje, że jeśli ma się odwagę działać, można zdobyć wszystko (choć nie zawsze musi tak być). W sam raz na długie jesienne wieczory.
2 komentarze:
Od pewnego czasu przymierzam się do przeczytania jakiejś książki Charlotte Link. Muszę tylko wybrać co. ;) Czy czytałaś coś jeszcze tej autorki?
Nie, ale "Dom Sióstr" polecam, naprawdę świetna lektura :). Do innych powieści Charlotte Link na pewno się zabiorę, ale na razie muszę przeczytać to, co już mam.
Prześlij komentarz