Tak, kolejna powieść dla młodzieży oparta na baśni. Tym razem na Sinobrodym, więc
wiadomo że będzie strasznie i krwawo. Zwłaszcza, że Jane Nickerson osadziła
akcję na plantacji w Mississippi przed wojną secesyjną.
Fabularnie powieść dość dokładnie podąża za baśnią, więc jeśli ją
znacie, nie będziecie zaskoczeni. Zakończenie trochę odbiega, bohaterka bowiem
ratuje się sama, bez pomocy braci (siostra jednak gra ważną rolę), ale jest
równie straszne jak w oryginale. W epilogu mamy szczęśliwe zakończenie, Autorka
widać chciała dodać powieści nieco lekkości i światła. Mi się podobało, ale
fakt, trochę odstaje o całości.
Główna bohaterka przypomina nieco Katarzynę Morland z Northanger Abbey Jane Austen. Jeśli lubicie Katarzynę,
możecie śmiało założyć, że polubicie Sophie Petheram. Jest młoda, naiwna, ma
romantyczną wyobraźnię i duży apetyt na życie. A przy tym jest niegłupia i
dobra. Bogactwo i ekstrawagancje Wyndriven Abbey na początku zawracają jej w
głowie, ale to naturalne u kogoś tak młodego i biednego, kto zna życie tylko z
książek.
Zauroczenie ojcem chrzestnym też, Autorce udało się pokazać
Sinobrodego jako osobę nie tylko złą, ale i fascynującą. Jest dużo starszy
(Sophie ma osiemnaście, Bernard ponad czterdzieści lat), bogaty, pewny siebie,
a kiedy chce uroczy. Przy czym pod koniec powieści nie mamy żadnych
wątpliwości, że Bernard de Cressac jest potworem. Nie biednym niezrozumiałym
przez otoczenie antagonistą. Mężczyzna manipuluje Sophią, odcina ją od wszystkich,
właściwie więzi w domu, decyduje co nosi. Na końcu ucieka do przemocy fizycznej
i seksualnej.
Powieść jest przerażająca, ale jej zdolność straszenia nie opiera
się na klasycznych horrorowych diabłach z pudełka. Opactwo jest, owszem,
gotyckie, Sophie nawet komentuje, że taki budynek powinien mieć co najmniej
jednego ducha, ale nie straszne. To co sprawiało, że czułam niepokój i
dyskomfort czytając to świadomość, że bohaterka jest w pułapce i nie ma jak uciec.
W tym czasie i miejscu, Sophie jako wychowanica i córka chrzestna jest
całkowicie zależna do de Cressaca. Patrzyłam jak sieć coraz bardziej się
zaciska na dziewczynie, i z jednej strony chciałam by uciekała, z drugiej
wiedziałam, że nie ma jak ani gdzie. Bo nikt jej nie pomoże, nawet nie uwierzy,
a patrole szukające zbiegłych niewolników z radością odstawią ją pod opiekę ojca
chrzestnego. Przy czym Sophia zdaje sobie sprawę w jak trudnej sytuacji jest i
robi wszystko by przeżyć.
I mam wrażenie, że bez znajomości realiów historycznych czytelnik
wiele traci, a pewnych aspektów może nie zrozumieć. Na przykład dlaczego rodzina tak usilnie namawia ją na małżeństwo.
Albo czemu pan Stone właściwie nie reaguje, poza pokazaniem, że wie o istnieniu
Sophie. Autorka bardzo postarała się by powieść trzymała się standardów z epoki,
ale w powieści adresowanej dla młodzieży to nie do końca działa.
Powieści wysłuchałam jako audiobooka. Poza drobnymi problemami z
francuskim akcentem (ale mało który anglosaski lektor oddaje go jak należy),
gra lektorki bardzo mi się podobała. Nie była zbyt dramatyczna, dobrze oddawała
emocje i postaci. Caitlin Prennace może być odpowiedzialna za moją sympatię dla
Sophie.
Podobało mi się, ale wiem że nie każdemu książka przypadnie do
gustu. Autorka bardzo mocno wzorowała się na dziwiętnastowiecznych powieściach,
zarówno jeśli chodzi o charakterystykę postaci, jak i tempo akcji. Co oznacza,
że dla współczesnego czytelnika może być nudna i przepełniona opisami, a
bohaterowie pasywni.
0 komentarze:
Prześlij komentarz