W grupie FB dla moli książkowych, do której należę, odbyła się
wczoraj interesująca dyskusja. O książkach, oczywiście. A raczej o tym, co jest
dobrą a co złą książką, i czy właściwie można mówić o złych książkach.
Otóż część osób, znaczna, twierdzi, że nie wolno. Bo to
wywyższanie, stygmatyzacja, snobizm, a o gustach się nie dyskutuje, a w ogóle
jak możecie wchrzaniać się ludziom w biblioteczki. Bo oznacza, że w tym
pluszowo-różowym świecie są ludzie, którzy mordują troskliwe misie. Bo jeśli
komuś się coś podoba, to innym nic do tego.
Za każdym razem gdy krytykujesz książkę, misie są nieszczęśliwe. |
No i nie ma siły, nie mogę się zgodzić. Jestem wrednym
stygmatyzującym innych snobem .
Nie wyśmiewam ludzi, za to co czytają. Naprawdę. Wręcz cieszę
się, że ktoś czyta, nawet jeśli to Zmierzch,
Grey albo Katarzyna Michalak. Jeśli komuś się podoba, mi nic do tego, co
najwyżej mogę porozmawiać, wymienić uwagi. Ale jeśli ktoś twierdzi, że powyższe
książki to dobra literatura, to mam
ochotę wyjść z siebie. I stanąć obok. I pozwolić mojej Wewnętrznej Bogini
takiego delikwenta zamordować, a potem pociągnąć jego zwłoki za jej rydwanem do
Walhalii. Bo to nie są dobre książki. Dobre
książki poza ciekawą historią oferują dobrze napisanych bohaterów, ładny język.
Dobre książki nie szerzą złych stereotypów, nie wprowadzają czytelnika w błąd. Mogą
się nie podobać, możemy się wkurzać na Autora za to jak poprowadził fabułę, ale
dobre książki pozostawiają uczucie, że powiedziano nam coś ważnego.
Rozumiem, czemu każda dziewczynka pokochałaby tę suknię. Ale to nie czyni jej ładną czy gustowną. |
Tymczasem mam wrażenie, że coraz powszechniej dobra
książka=książka, która mi się podobała. Bo szybko się czytała, bohaterka miała
ładne sukienki, a główny bohater to ciacho, bo nie trzeba było myśleć. Nie ma nic złego w czytaniu literatury
rozrywkowej*. Ale trzeba umieć odróżnić,
czy to wciągająca, pogodna lektura, czy może coś więcej. Zrobić pół kroku w tył
i zastanowić się, co Autor/Autorka chcieli nam powiedzieć. Czasami wyjdzie nam,
że nic, ale czasami wyjdzie, że jednak chcieli przekazać coś ważnego. Tylko to nie jest umiejętność, którą się wysysa z
mlekiem matki, żeby ją wyrobić, trzeba swoje przeczytać. Bo nawet w najgorszym
chłamie można znaleźć celną uwagę, czy obserwację która nas poruszy.
To my, książkowe snoby. |
Literatura rozrywkowa to taka sama forma rozrywki jak gry
komputerowe, czy seriale telewizyjne. Szczerze mówiąc, denerwuje mnie, kiedy
ktoś twierdzi, że jest lepszy bo czyta, podczas gdy inni oglądają seriale. Nie wiem,
kto lepiej spędza czas- widz „Broadchurch” czy czytelnik „Gry o Ferrin”- mam
wrażenie, że ta pierwsza osoba spędza czas na czymś bardziej wartościowym. To,
że zamiast obrazków są literki nie oznacza, że trafiliśmy na wyższy stopień
wtajemniczenia. A mam wrażenie, że część moli książkowych uważa, że są lepsi i
mogą z góry patrzeć na zapalonych graczy czy kinomaniaków. No bo oni oglądają
obrazki, a my korzystamy ze szlachetnego medium poruszającego wyobraźnię. Tak jakby gry nie poruszały.
Istnieją złe książki.
Powiedzenie, że X to zła książka, nie odbiera nikomu
wartości jako czytelnikowi (i jest czymś innym, niż powiedzenie „Uważam, że
czytający X to idioci”). Odbiera wartość książce, nie ludziom, nie ich
czytelniczym przeżyciom. Jeśli ktoś szczerze zachwyca się Zmierzchem, oznacza tylko, że powinien czytać więcej książek, nie że jest głupi.
Obraz Ralfa Heynena, STĄD |
I jeszcze argument, który mi osobiście zrobił dzień, a poza
tym sprawił, że witki opadły. Jak ktoś chce wartościowej literatury, to niech
idzie do biblioteki, tam jest mnóstwo klasyki. A jak ktoś chce wartościowej
współczesnej literatury? Chciałby poczytać powieści, które powygrywały nagrody?
Takie Ancillary justice? Albo Pas Pleurer? Albo ciekawią go nowi
pisarze afrykańscy. Skąd przekonanie, że wartościowa to musi być tylko klasyka?
Do poczytania:
·
*Zarzucono nam w tej dyskusji, że jesteśmy nieludzkie,
bo co z osobami, które ze względu na stan zdrowia, mogą czytać tylko lektury
lekkie, łatwe i przyjemne. Odpowiedź brzmi, nic. Jeśli ktoś jest w stanie/potrzebuje
takich lektur, niech czyta. Niech się nimi cieszy. To nie jest dyskusja o tym,
jakie książki należy czytać.
10 komentarze:
A ja często nie przyznaje się, że w ogóle czytam. Uwielbiam słuchać, jaka jestem ograniczona, nierządna wiedzy i w ogóle to jestem jakaś niepoważna :D Denerwują mnie jakieś durne obrazki, że czytające osoby zawsze będą rządzić tymi co grają i oglądają.
To jest dopiero ograniczone myślenie :D
Bardzo często wychodzi tak, że te kulturalne, elokwentne, oczytane osoby są burakami :P
tak samo jak dissowanie czytania na e-book readerach. noż ludzie! każdy z moich znajomych kto spróbował, przestał głosić taki pogląd i zaczął rozglądać się za własnym :D
Otóż to. Ogólnie to osoby czytające, które chwalą się tym na prawo i lewo, są nadzwyczaj agresywne :D
No ale jak to tak, czytać bez szelestu kartek i zapachu fabry drukarskiej! Ciekawe, czy osoby czytające w słuchawkach w komunikacji miejskiej mają ten szelest nagrany i go odsłuchują.
Kiedyś miałam koleżankę, która po pół roku w liceum w klasie humanistycznej zaczęła wtrącać do naszych (naszej grupki znajomych jeszcze z gimnazjum) rozmów o książkach głównie fantastycznych, że ona teraz CZYTA KSIĄŻKI WARTOŚCIOWE, literaturę WYSOKĄ.
po jakimś czasie odechciało się nam z nią gadać..
Wysoką... miałam napisać coś zabawnego, ale nie dałabym rady :D
No tak, to dziwne, że wykształciła się jakaś dziwna tendencja w podobnych dyskusjach, że nazwanie książki złą (i nie "bo tak", ale po sensownej analizie) uderza przede wszystkim w jej odbiorców. To tym dziwniejsze, że przecież mówimy: "Zmierzch uważam za książkę szkodliwą" a nie "Czytasz Zmierzch, toś głąb". Ale to się, mam wrażenie, wszystko wiąże właśnie z tym snobowaniem się samym _faktem_ czytania i stąd problem.
Nie wiem, skąd bierze się przekonanie, że opinia o książce to opinia o czytelniku... Sama czytam naprawdę wszystko, bo aby móc o książce mówić, mieć zdanie, należy przynajmniej podjąć próbę jej przeczytania. Poza tym jest tak ze wszystkim - filmami, muzyką, sztuką; są rzeczy, sprawy obiektywnie złe, ale nie ma nic złego w tym, że komuś się podobają lub nie. A co do bibliotek - ciekawe, bo ja uważam, że jest tam również pełno książek niezbyt dobrych. ;p
Hm... Osobiście oceniam książki przede wszystkim właśnie na podstawie tego, czy dobrze się czytają, a nie według kryterium "rozrywkowe vs ambitne", bo wbrew pozorom, to drugie też bywa subiektywne - dla mnie Molier jest cudownie rozrywkowy i co mi kto zrobi. :P I właśnie dlatego uważam m.in. "Zmierzch" i Michalak (te fragmenty, które spotkałam) za słabe, bo mnie się to NIE czyta lekko. Mnie się od tego ciemno w oczach robi i brnę na siłę, wyglądając końca. (No dobra, Michalak nigdy w całości nie czytałam, ale np. "Kod Leonarda da Vinci" pod koniec kartkowałam coraz szybciej, żeby wreszcie mieć odfajkowane i zająć się czymś przyjemniejszym. Na przykład Szymborską.) To nie znaczy oczywiście, że klasykę i literaturę wysoką (nie lubię już samego określenia, podobnie jak "popularnej" czy ogólnie "popkultury") mam z automatu za świętą i lepszą. Istnieją tony wielce ambytnej lyteratury, która jest dla mnie totalnie nieczytelna *khemMasłowskakhem* (choć komuś innemu może się podobać, bo kto mu zabroni :). Generalnie sądzę, że za dużą wagę przywiązujemy do podziału "pop vs wyższa półka". Wolę raczej ocenianie pod kątem "czy to ma ręce i nogi? czy jest wewnętrznie spójne? czy jest realistyczne?" plus nieco bardziej subiektywna ocena stylu literackiego i ewentualne dodatkowe punkty za oryginalność.
Jeżeli myślimy o tej samej grupie (a pewnie tak), miałam podobne odczucia. Dlaczego nie wolno nazwać książki złą? Jeżeli jest źle napisana, postacie są papierowe, a fabuła szczątkowa, to tak, jest to książka zła.
Moim zdaniem nikt nie jest głąbem, "bo czyta Greya". Ale jeżeli ktoś uważa Greya za książkę dobrą i kłóci się o jej wartość literacką, to świadczy to już nie tylko o książce, ale także o czytelniku - jako o osobie, która nie zna się, a się wypowie.
Prześlij komentarz