piątek, 12 lipca 2013

Eva Voller Magiczna gondola


Po książkę sięgnęłam zachęcona licznymi pozytywnymi recenzjami w blogosferze. Podobał mi się pomysł podróży w czasie do renesansowej Wenecji, do której od czasu Wampira Armanda mam duży sentyment.

Na początku Anna nie przypadła mi do gustu, ale uznałam, że moja jestem po prostu za stara na bohaterkę, która przeżywa okres burzy i naporu i chlipie za swoim ipodem. Jednak mniej więcej w jednej trzeciej zaczęłam darzyć ją sympatią. Jak wielokrotnie podkreślałam, lubię bohaterki, które coś robią. Anna stara się jak może by znaleźć wyjście z sytuacji, w której się znalazła. Szybko się uczy, jest praktyczna, co pozwala czytelnikowi z czystym sumieniem jej kibicować. Ani razu nie chciałam jej topić w kanale za głupotę.
Wątek romansowy, choć wyskoczył na mnie jak diabeł z pudełka, też przypadł mi do gustu. Bohaterowie zamiast gapić się na siebie szczenięcym wzrokiem, robią coś razem, a ratowanie sobie nawzajem życia zbliża ludzi.
Autorka zaskoczyła mnie realistycznym opisem świata. Bardzo często gdy bohaterowie udają się do przeszłości, jest ona mocno wyidealizowana i czysta. Tymczasem Wenecja w Gondoli jest realistyczna- miasto śmierdzi, śmierdzą jego mieszkańcy, trzeba uważać co się je i pije, a higiena to przywilej i oznaka bogactwa. Autorka pokazuje nam pełny, albo prawie pełny, przekrój społeczny, Anna, wychowana w czystej współczesności, najbardziej tęskni za mydłem i dezodorantem.
Wielka szkoda, że nie udało się utrzymać stylizacji języka. Gdzieś w środku książki wszystkie postacie zaczynają brzmieć strasznie współcześnie, by pod koniec znowu wrócić do renesansowej maniery. Nie przeszkadza to w odbiorze, ale odebrało mi trochę przyjemności z lektury.
Zaopatrzyłam się już w drugi tom, którego opis brzmi o wiele ciekawiej (kardynał Richelieu!).

0 komentarze: