Internet twierdzi, że Gaja Grzegorzewska jest kontrowersyjną pisarką, nieprzebierającą w słowach. Podchodziłam więc do Żniwiarza ostrożnie, obawiając się szokowania by szokować i mroku. Niepotrzebnie. Najgorsza w książce jest jej okładka, przenosząca czytelnika prosto w środek lat dziewięćdziesiątych. Poza tym, debiutancka powieść Grzegorzewskiej jest dobra.
Audrey Tatou i Timothy Dalton z maczetą na niebie... |
Zastanawia mnie, co w tej powieści jest szokujące. Homoseksualny bohater? Przeklinająca bohaterka? Biseksualny policjant? Czy to, że bohaterka uprawia seks z mężczyzną, który jej się podoba, ale którego nie kocha? Po pierwszym kontakcie z prozą Autorki, mam wrażenie, że etykietka "wulgarnej" została jej przyklejona bo postacie kurwią. Albo ja jestem niewrażliwa. Albo ta pierwsza powieść jest grzeczna. W każdym razie, o ile skandynawskie kryminały sprawiają, że patrzę na bliźnich podejrzliwie, Żniwiarz nie nie wywołał u mnie żadnej paranoicznej reakcji.
Ale swoją drogą, cieszę się z tych wątków. Dzięki nim Żniwiarz wpisuje się już w nową powieść kryminalną. Julia pali, klnie, uprawia seks i nie przejmuje się uwagami innych. Polubiłam ją za to, chociaż czasami jej wszechmoc i wszechwiedza były irytujące. W ogóle, postacie pierwszoplanowe są wieloznaczne i ciekawie opisane, chociaż niezbyt sympatyczne. To też cecha nowych kryminałów, widział ktoś ostatnio sympatycznego detektywa?
Być może przydałoby się lepsze rozmieszczenie akcentów (wszelkie wątki erotyczne pojawiają się w drugiej połowie powieści), albo budowanie napięcia. Być może trójkąt miłosny powinien być inaczej rozegrany. Ale to wszystko szczegóły, nie odbierające przyjemności z lektury.
A dzisiaj idę do biblioteki po kolejny tom. Mam nadzieję, że z lepszą okładką.
0 komentarze:
Prześlij komentarz