Dalej będą spoilery, macie ostatnią szansę by uciec. Wszystkie cytaty z odcinka, wszystkie obrazki z radiotimes.com |
Z jednej strony mamy cudowne pomysły Moffata na to jak sprawić by pozornie proste rzeczy stały się przerażające. Tu mamy błotniste zasnute mgłą pole min ręcznych i uwięzionego na nim chłopca, a potem cmentarzysko Daleków. I te pomysły działają. Pierwszy raz od jakiegoś czasu byłam zaintrygowana i ucieszona. Natomiast pomysł na soniczne okulary wydaje mi się nietrafiony.
Doctor: Oh yeah, I’m over screwdrivers. They spoil the line of your jacket. These days I’m all about wearable technology.
Z drugiej strony, główna linia fabularna mnie zupełnie nie poruszyła. Umierający Davros, zawstydzony Doktor, nocne wrogów rozmowy. Przegadane, nudne, nawet podwójny zwrot akcji tego nie uratował. Za dużo tego było dla mnie. Sądzę, że moja nienajlepsza opinia o głównym wątku opowieści wynika ze zmęczenia Dalekami. Naprawdę, ostatnio albo Dalekowie albo Cybermeni, czy naprawdę nie ma we Wszechświecie nikogo innego, kto chciałby zrobić Doktorowi krzywdę? Jeśli w klasycznym DW nikt już nie został, zawsze przecież można kogoś wymyślić. A tak dość niecierpliwie czekałam na przejście do bohaterek, które coś robiły.
No i mam problem z Dwunastym Doktorem. Nie wywołuje we mnie takiej irytacji jak Jedenasty, ale właściwie nie wywołuje żadnych uczuć. W tej historii podobał mi się tylko na końcu, w czasie rozmowy z Dalekiem. Co do wielkiego pytania odcinka, czy wróci po chłopca, czy nie, serio ktoś miał wątpliwości? Bo ja od odcinka rocznicowego nie mam żadnych. Dwunasty może sobie udawać złego Szkota, ale jest misiem pluszowym, nie niszczycielem światów.
Strasznie mi się podobała Clara w tym odcinku. Na początku widzimy ją jako kompetentną osobę, współpracownicę UNIT ( i ja chcę ten odcinek o Jane Austen!). Chciałam zakrzyknąć, wreszcie! Oddali postaci jej charakter, koncepcję, dali taką Clarę, jaką lubię. W środku historii została, niestety zmoffacona, ale już w Chowańcu wróciła do siebie i znowu miałam na ekranie fajną bohaterkę. Tę, którą Clarze zdarza się bywać, chyba że scenarzyści potrzebują czegoś innego (w ogóle mam wrażenie, że ona i Dwunasty cierpią na niedookreślenie osobowości by scenarzyści mogli napisać wszystko). Potem Moffat znowu bawił się ideą dobrego Daleka, współczucia itp. ale wreszcie to było ciekawe, inne.
Missy: Time Lady, thank you. Some of us can afford the upgrade.
Missy to postać, która ukradła ten odcinek. Tak, mam słabość do psychopatycznych antagonistów głównych postaci, ale tym razem nie tylko ja jestem zachwycona. Missy zachowuje się chwilami bardziej doktorowo niż Doktor, mamy na ekranie znowu lekko szalonego Władcę Czasu dla którego wszystko jest przygodą. Jej ostatni plan był genialny (szalony i morderczy, ale genialny). Jeśli ktokolwiek miał wątpliwości czy Doktor może być kobietą, tu ma odpowiedź.
Missy ma lepszą chemię ekranową z Clarą niż Dwunasty. Nie wiem na ile to zasługa aktorki, która widać że bardzo dobrze się bawi, grając, na ile dobrze napisanej postaci. W tej chwili z chęcią obejrzałabym serial z nią i Clarą, albo nią i Dwunastym (o ile scenarzyści powstrzymają się od romantyzmu. Już to mieliśmy).
Missy: In future, if you’re going to take my stick, do me the favor of actually killing me. Teamwork is all about respect.
Clara: We’re not a team.
Missy: Of course we are. Every miner needs a canary.
Gdyby wyciąć dłużyzny i połączyć odcinki w jeden, byłby to doskonały odcinek i mocne otwarcie sezonu. Niestety, Moffat chciał upchnąć tu mnóstwo fajnych pomysłów, które były zupełnie niepotrzebne (koncert rockowy w XIII wieku) i rozwadniały opowieść. Co nie zmienia faktu, że kolejny odcinek obejrzę z przyjemnością. Szkoda tylko, że nie ze względu na Doktora.
0 komentarze:
Prześlij komentarz