sobota, 26 września 2015

Zagraj to jeszcze raz, Sam albo po co czytać jeszcze raz

Przy obecnym zalewie nowości, wracanie do już raz przeczytanych książek wydaje się nawet nie luksusem, co ekstrawagancją. Zwłaszcza jeśli jest się blogerem albo blogerką książkową (chociaż, ja słusznie zauważa Moreni, my czytamy tylko nowości). Czytelnicy szukają informacji o książkach, które dopiero weszły do sprzedaży albo zabawnych i lekkich tagów, nie analiz powieści, których autorzy od dawna nie żyją (Jane Austen to wyjątek). No i stosik do przeczytania patrzy z wyrzutem.

 Takie powroty to niebezpieczna sprawa. Książka, która nas zachwyciła może przy powtórnym czytaniu pokazać swoje mniej doskonałe oblicze. Autor, którego charyzma i mądrość uwodziły nagle okazuje się napuszonym egocentrykiem, a jego mądrości komunałami. Zamiast przyjemnej wycieczki w przeszłość albo przywołania tamtego zachwytu, możemy się boleśnie rozczarować. Po co to komu?

A jednak są pewne książki, do których warto wracać. Ja szczególnie lubię czytać kilka razy kryminały. Za pierwszym razem nie ma dość czasu by śledzić uważnie wszystkie wątki, wyłapywać ślady. Przy kolejnej lekturze można już sprawdzić, czy autor/autorka rzeczywiście pozwalają czytelnikowi wydedukować winnego, czy też wyciągają go jak z królika z kapelusza.
Lubię też wracać do książek, które czytałam wielokrotnie we wczesnej młodości. Jane Austen, siostry Bronte, Oscar Wilde. Wiem, że to trochę oszustwo bo to klasyki, a więc na pewno się obronią, ale co poradzę, że w liceum byłam literackim snobem? Dla równowagi dodam, że do Joanny Chmielewskiej też często wracam.


Wracacie do książek, czy może żal Wam czasu i czytacie tylko raz?

0 komentarze: