Constantine był jednym z najbardziej oczekiwanych przeze mnie
seriali. Co prawda, komiksów nie czytałam, ale bardzo podobała mi się seria o
Felixie Castorze, dziejąca się w tym samym uniwersum. Pilot nieco ostudził mój entuzjazm,
ale nadal czekałam. I, niestety, bardzo się rozczarowałam. Kuleje właściwy
każdy aspekt, poza głównym bohaterem.
 |
Dalej czekają spoilery, zarówno obrazkowe jak i słowne. |
Scenariusze są mało oryginalne, w dodatku nierówne- niektóre są ciekawie
napisaną, spójną historią, inne mają wielkie dziury. Być może fakt, że każdy
odcinek ma innego reżysera i scenarzystę ma z tym coś wspólnego. Po średnim
pilocie mamy słabiutki
The darkness beneath
o nawiedzonej kopalni, a potem nieco lepszy
The Devil’s Vinyl
nawiązujący do legendy Roberta Johnsona . W czwartym odcinku coś drgnęło i
poziom zaczyna mozolnie wzrastać.
Moim zdaniem, trzy pierwsze odcinki serialu powinny być jak najlepsze-
fabularnie i aktorsko- one przyciągają widza. A tu
Constantine
wyłożył się na całej linii, bo mało kto będzie chciał czekać na dobry czwarty i
piąty odcinek, skoro jest tyle innych podobnych produkcji, oferujących porządną
rozrywkę od razu.
 |
Imperatyw narracyjny mówi, że jeśli ma padać, to nic nie powstrzyma kropel. |
Objawia się też coś, co lubię nazywać Imperatywem Narracyjnym. Zjawisko
polega na tym, że postacie zachowują się w nienormalny sposób, żeby posunąć
akcję do przodu. Lekarz nie zwróci uwagi, że pacjent nagle źle się poczuł, mimo
że normalnie by to zrobił. Chas, mimo że jest współpracownikiem Johna od wielu
lat, nagle nie wie co to
ley lines. Dzięki
temu widz zdobywa wiedzę, albo mamy piękną scenę zamiany człowieka w
bestię, a potem śmierci lekarza. Bardzo nie lubię Imperatywu, bo niszczy
wiarygodność postaci i spójność świata, jest też dowodem, że scenarzyści się
nie przyłożyli.
Aktorzy grają bardzo nierówno i znowu mam wrażenie, że to kwestia braku
spójnej wizji. Czasami Matt Ryan jest przekonujący (genialny był w scenach w
teatrze w
A feast
of friends), czasami gra na odczepnego. Między nim a wcielającą się w Zed
Martin Angelicą Celaya nie ma, niestety, żadnej chemii, więc wszystkie sceny
kłótni/flirtu wydają się sztuczne. Ciekawe, czy scenarzyści będą nas dalej
torturować tym psuedoromansem, czy może zmienią go w przyjaźń. Charles Halford
jest i niewiele więcej można o tej postaci powiedzieć, skoro robi za tło albo
go nie ma. Największe wrażenie zrobił na mnie Michael James Shaw jako Papa
Midnite, ale ma też najlepiej po Ryanie napisaną postać.
 |
Hmm, czy ja gram w tym odcinku? |
Największą bolączką serialu jest brak pomysłu jak odróżnić się od innych,
podobnych produkcji. Cyniczny egzorcysta w prochowcu, mający mnóstwo
własnych demonów i traum, ale starający się pomagać innym, to za mało. Do tego
cichy starszy współpracownik i dziewczyna z tajemniczą przeszłością, pomocny
ale właściwie bezsilny byt paranormalny. Wszystko to już było. Widzieliśmy tyle
wersji Apokalipsy, że ta nie robi wrażenia. Przeniesienie akcji do Ameryki było
moim zdaniem, błędem.
Constantine
porusza się w tym samym obszarze co
Supernatural-
małe miasteczka gdzieś na prowincji. I rozwiązuje podobne, oparte na urban
legends, sprawy, więc porównania są nieuniknione. Wypadają one na niekorzyść
angielskiego egzorcysty.
 |
Oczywiście, na tumblr pojawiły się już teorie, że John to dziecko Dean'a i Castiela. Teoriom mówię zdecydowane nie. |
Przede wszystkim,
Supernatural
można oglądać nie lubiąc głównych bohaterów. W
Constantine jeśli
nie polubi się Johna, to nie ma właściwie kogo obdarzyć sympatią. Postacie drugoplanowe
są płaskie, nie wzbudzają żadnych uczuć, są niekonsekwentnie prowadzone. Zed ma
tajemniczą przeszłość, jes emocjonalna i zafascynowana światem nadnaturalnym.
Chas jawi się jako oaza spokoju, ale to wszystko. Poza tym Zed i Chas tak mało
czasu spędzają razem, że właściwie nie wiadomo czy się dogadują. Dziewczyna
więcej czasu spędza z postaciami jednoodcinkowymi, to z nimi nawiązuje więź.
Przy tym ani ona ani Chas nie mają charyzmy by przyciągnąć uwagę. Jedynie Papa
Midnite ma jej dość, ale to raczej
frenemy
Konstasia, nie członek zespołu.
 |
Jedna z ciekawszych postaci w serialu |
Skoro już mowa o bohaterach, to John Constantine podoba mi się jako postać o
wiele bardziej niż bracia W. Jest kompetentny, zdecydowany, a jego brytyjski
sarkazm uprzyjemnia seans. Walczy też lepiej i efektywniej, rzadziej gubi broń,
a jak zgubi to improwizuje. Ma w sobie o wiele więcej czaru, lepiej sobie radzi
w sytuacjach społecznych i w ogóle jest tym, kim Dean z Samem chcieliby być gdy
dorosną. A przy tym widz nigdy nie zapomina, że John popełnia błędy i nie jest
kryształową postacią. Pod wieloma względami Kostaś to drań. Czasami prowokuje,
a jego akcje są samobójcze.
 |
Kiedy walczysz z demoniczną płytą, słuchawki w uszach to naprawdę niedostateczna ochrona. Nawet jeśli słuchasz Sex Pistols. |
Szkoda, że w serialu brakuje humoru. Odwołania do innych seriali, książek,
filmów są albo bardzo łopatologiczne (Winchestery jako strzelby na demony),
albo całkiem dobre (młyn
smaller on the
outside). Poza tym, John jest sarkastyczny i to właściwie wszystko, nikt
poza nim nawet nie próbuje żartować. W
Supernatural
zabawne sceny są dawkowane często i umiejętnie, a humor nie boli, co najwyżej
można się zdziwić że bracia są tak oczytani.
Efety specjalne są niezłe, chociaż niektóre wizje Zed naprawdę przerysowane.
Najgorzej chyba wygląda Manny ze skrzydłami jak wróbel i żółtymi oczami. Inne
anioły wyglądają o niebo lepiej, więc to chyba kwestia jednostkowa, nie efekt
złego makijażu (albo te inne anioły są tak ładne, że im nawet taki makijaż nie
przeszkadza). Fascynują mnie włosy Johna, które zmieniają odcień blondu z
odcinka na odcinek (raz był nawet rudy). Potwory zazwyczaj wyglądają fajnie, nie
są przesadzone. Niektóre efekty, jak zmiana koloru oczu osób opętanych, też
zostały wzięte z SPN.
 |
Manny w całej swojej pierzastej glorii |
Dużo może się jeszcze zmienić, przed nami połowa sezonu, ale na razie
Constantine nie zachęca. Ot, serial jakich wiele, nie przykuwa nadmiernie
uwagi, czasami wręcz nudzi. Liczę, że jeszcze złapie wiatr w żagle, bo szkoda
potencjału Konstasia. Na razie, można obejrzeć, jeśli ktoś po seansie Supernatural
odczuwa nadal głód niezwykłości.