czwartek, 29 maja 2014

Zdradziłam mój komputer

Jaka to była fajna lektura! Idealna na ciepły majowy wieczór (i noc, bo czytałam do trzeciej nad ranem). Autorka uparła się stawiać wszystkie wyznaczniki urban fantasy na głowie, ale lektura jest jak najbardziej strawna.
Z nią zdradzicie nawet swój komputer!
Są rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się internautom... Jak choćby upierdliwa ciotka w stanie wskazującym na nie-życie.
Obdarza spadkiem Krystynę zwaną Reszką, samotną matkę, redaktorkę z wydawnictwa i netomankę.
Na co dzień przyspawana do laptopa Reszka, musi więc wyrwać się z sieci i rusza do zabitej dechami wsi. W odziedziczonej chałupie udaje jej się nawet rozpalić ogień pod kuchnią.
I TO BEZ POMOCY GOOGLE!
Niestety, zaczyna widzieć na jawie i we śnie: duchy, mary czy trupy, nie tylko w szafie. Sama nie wie, czy szajba to, czy gen, bonus do schedy po ekscentrycznej zołzie...
Horror daleko od szosy i romans daleki od harlequina - mix o idealnie wyważonych proporcjach
 tekst i grafika z lubimyczytac.pl



Zamiast urban mamy rural fantasy jako że większość akcji rozgrywa się na zabitej dechami wsi. Bohaterka jest dorosła i ma rodzinę (rodzice i synek), która bierze udział w wydarzeniach. Reszka przypomina mi nieco Joannę z powieści Chmielewskiej, podobnie szybko i zdroworozsądkowo akceptuje istnienie świata nadnaturalnego i traktuje jego przedstawicieli jak ludzi. Jak nie lubić bohaterki, która stara się znaleźć rodzinę ducha żołnierza, a duchom dzieci wiesza na ścianie zdjęcie ich rodziców?
Wątek romantyczny też jest postawiony na głowie, albo bardzo normalny. Główni bohaterowie przeżywają ze sobą mnóstwo rzeczy, kłócą się i godzą, mają co do siebie wątpliwości. Czytelnik może oboje poznać, polubić lub nie, a kiedy na końcu wreszcie padają deklaracje, to rozumie czemu.
No i polska wieś jest tu całkiem fajnie opisana, bez upiększania, ale też bez udawania, że poza granicami miast nadal mamy XIX wiek. Nieważne jak bardzo niechętna postępowi Katarzyna starała się by Czcinka pozostała zacofana i niezauważona, ludzie mają swoje sposoby. Nie można mieć w sklepie normalnej lodówki? To jest szafa z lodem.
Mimo trudnych chwilami tematów powieść czyta pełna jest humoru i czyta się świetnie. Ewa Białołęcka ma lekkie pióro, świetne wyczucie szczegółów i talent do tworzenia sympatycznych i zabawnych postaci. Przy całej swojej zołzowatości Reszka nigdy nie wydawała mi się wredna. Życie rodzinne Szyftów kojarzy mi się nieco ze starymi powieściami o Borejkach- jest ciepło, zabawnie i sympatycznie.
Więc jeśli czytacie książki na lato, albo czegoś na poprawę humoru, polecam! I trochę żałuję, że nie ma drugiego tomu.

0 komentarze: