sobota, 19 stycznia 2013

Julie Kagawa -Żelazny Dwór

Od razu zaznaczę, że książki czytałam po angielsku, więc na temat jakości tłumaczenia się nie wypowiem. Ale obecny w innych recenzjach Robin Koleżka sprawia, że nie żałuję.


Zastanawiałam się, czy nie zrecenzować całej trylogii, ale na razie nie mam trzeciego tomu i raczej prędko go nie zdobędę. Recenzja dotyczy tylko dwóch pierwszych tomów serii. Finałowy dostanie własną notkę.

Nie będę opisywać fabuły, bo Żelazny Dwór to seria, w której jest ona ważna i nie chcę psuć nikomu przyjemności z odkrywania.Ale Julie Kagawa pokazuje, że można. Można napisać powieść przygodową, która jest zarazem romansem i nie zanudzić czytelnika. Można stworzyć bohaterkę, która będzie w szkole wyrzutkiem i sprawić, że będzie to wiarygodne. Można napisać powieść, w której główna bohaterka dojrzewa, uczy się sama sobie radzić, a jednocześnie jest zakochana. Można napisać powieść dla nastolatków, którą starszy czytelnik będzie czytał z zainteresowaniem, bez uśmiechu politowania nad naiwną fabułą.


Nie jest to seria bez wad, niektóre wątki czy postaci mnie nie przekonały, kilka zwrotów akcji przewidziałam dużo wcześniej, ale nie odebrało mi to przyjemności z czytania, ani nie zabiło ciekawości, co dalej. Podoba mi się wykreowany przez Autorkę świat, udana próba uwspółcześnienia fae, odkurzenie Szekspirowskich postaci. Żelazne fae są naprawdę ciekawe. Więcej nie napiszę, bo obiecałam brak spoilerów.

Największe zastrzeżenia miałam do jednej sceny. Próba gwałtu zbiorowego to nie jest sposób na pchnięcie akcji do przodu czy pokazanie jaki dzielny jest książę, który przybywa z odsieczą! To zbyt traumatyczne przeżycie by zmieścić je na trzech stronach a potem puścić w niepamięć. 

Meghan w pierwszym tomie dzielnie walczyła o nagrodę w kategorii „Bohaterka zbyt głupia by żyć”, ale w drugim otrząsnęła się i zachowuje rozsądniej. Podoba mi się sposób w jaki postać dojrzewa, kwestionuje swoje priorytety i pragnienia. Przypomina Katniss Everdeen z Igrzysk Śmierci. Meghan w pewnej chwili uświadamia sobie, że w tej historii chodzi o coś więcej, niż tylko o nią. I żeby wygrać musi coś poświęcić. Ta wiedza nie spada na nią jak grom z jasnego nieba, czytelnik rozumie czemu bohaterka podejmuje takie a nie inne decyzje.

Bohaterowie drugoplanowi też są nieźle nakreśleni, chociaż, moim zdaniem, Autorka mogła nam oszczędzić stereotypowej do bólu Tytanii, będącej tylko narzędziem, by fabułę pchnąć do przodu. Drugim chodzącym stereotypem jest Grimalkin, będący albo młodszym bratem albo synem Chestera z Cheshire. I nadal nie rozumiem, po co Mab trzech synów, skoro jednego Autorka zabiła już w drugiej scenie?   

Oczywiście, mamy tu wielką miłość i dwóch adoratorów.  Którzy, na wielkiego Scotta, mają z sobą więcej wspólnego niż to, że podoba im się ta sama dziewczyna. Puk i Ash znają się od lat, a ich relacje są skomplikowane i wiarygodne. Dzięki temu relacje między postaciami nie są nudne, a czytelnik nie jest skazany tylko na romans. W dodatku obaj nie tylko mówią o miłości, ale też udowadniają czynami, ile są w stanie poświęcić dla uczucia.

Żelazny Dwór to dobra, choć nie pozbawiona wad seria. Na pewno sięgnę po trzeci tom, ale nie muszę go mieć teraz zaraz natychmiast. Zwłaszcza, że wreszcie dorwałam Dni krwi i światła gwiazd.

1 komentarze:

elka777 pisze...

ciekawy blog, pozdrawiam