poniedziałek, 3 września 2012

Aimme Carter The Goddess Test




Kate Winters zawsze miała tylko matkę, a teraz ona umiera. Jej ostatnim życzeniem jest powrót do Edenu, miasteczka w którym dorastała. Kate zatem czeka nowy rok szkolny w obcym mieście, gdzie nie ma krewnych ani przyjaciół, a jej matka może nie przeżyć jesieni.
Potem spotyka Henry’ego, tajemniczego i przystojnego, który twierdzi, że jest bogiem świata umarłych, Hadesem. Jeśli Kate przyjmie jego ofertę i podejmie się siedmiu prób, Hades utrzyma przy życiu jej matkę. Jeśli jej się uda, zostanie boginią i przyszłą żoną Hadesa, jeśli jednak przegra- prawdopodobnie umrze.
Po raz pierwszy zapisywałam moje postępy w czytaniu książki i tylko dlatego skończyłam The Goddess Test. A miało być tak pięknie… greccy bogowie, śmiertelniczka, która dostaje szansę na nieśmiertelność, brak zwyczajowego trójkąta miłosnego. Niestety, okazało się, że pięknie nie jest, a powieść cierpi na syndrom „Zmierzchu”.

Najmocniejszą stroną książki jest relacja między matką a córką. Ich związek jest bardzo prawdziwy i głęboki, a emocje z nim związane są prawdziwe, ale nieprzesadzone. Przez co początkowo książka bardzo mi się podobała.
Za każdym razem, gdy znudzona już miałam ją odłożyć, na scenę wkraczała Diana Winters i na nowo byłam zainteresowana.  Diana to najlepiej opisana i najbogatsza postać w powieści, jako jedyna zachowuje się jak na boginię z greckiego panteonu przystało. W każdym razie, była zdolna do knucia i przeprowadzania planów. Reszta bohaterów snuje się po kartkach bez celu i bez sensu.
To co Autorka zrobiła z panteonem greckim woła o pomstę do nieba. Zamiana imion- zgrzytam zębami, ale przełykam. Chociaż Apollo jako Xander traci na atrakcyjności. Bardzo. Ale dlaczego Hades/Henry zachowuje się jak emo? I jest tak romantyczny jak sprzątanie kociej kuwety o poranku? Innych przykładów z litości nie podam, ale czujcie się ostrzeżeni. Jeśli macie jakiego ulubieńca w dwunastce głównych bogów, Aimee Carter na pewno przerobiła go w żałosną imitację.
Jest w tej książce pewien bardzo niedobry fragment. Otóż dwóch kochanków Avy/Afrodyty pojedynkuje się o nią i w rezultacie jeden ginie. Kto ponosi karę? Ava. Jest winna, bo przez nią ci dwaj się pobili. A wyrok wydaje Kate. Dla mnie to był moment przełomowy- dalej czytałam już tylko z obowiązku, mając wrażenie, że przypadkiem dotknęłam czegoś oślizgłego.
W wielu miejscach wyglądała jak szkic, niektóre sceny są ledwie naszkicowane, a postaci doświadczają nieprawdopodobnych zmian charakteru. Do tej pory nie pojmuję co stało się z Kate z początku książki, tą która miała własne zdanie, która była bardzo przywiązana do posiadania wyboru. Gdzieś po drodze zmieniła się w klona Belli Swan, pozwalała się unosić wydarzeniom. W całym tym zamieszaniu gdzieś zaginęła akcja i nie odnalazła się aż do szczęśliwego zakończenia.
A nie przepraszam, od setek lat ktoś morduje wszystkie kandydatki na boginię. Morderca jest tak sprytny, że ani jedna ofiara nie była w stanie go zidentyfikować. Cóż, ja byłam w stanie to zrobić po pierwszym rozdziale, a do dyspozycji miałam tylko perspektywę Kate. Którą nie bardzo ciekawi kto dybie na jej życie i zadowala się siedzeniem w pokoju.
Ale przecież Kate ma zostać boginią, więc zostanie poddanie siedmiu próbom. Jak pamiętamy z mitologii, próby dla herosów były epickie- trzeba było zabić potwora, przechytrzyć smoka itp. Przez trzy czwarte powieści czekałam, aż coś się zacznie dziać. Nic. Był nudny bal, test ze znajomości mitologii, scysja z Artemidą(Artemida bowiem odnalazła swe powołanie jako wielka garderobiana) o suknie z gorsetem.... Podczas wielkiego finału okazało się, że to właśnie  były testy na zostanie boginią.
Tak, mili czytelnicy. Grupa najbardziej niemoralnych i wyuzdanych bóstw w historii uznała, że idealna kandydatka by do nich do łączyć, powinna oprzeć się wszystkim siedmiu grzechom głównym. Zeus, ojciec 71 w większości nieślubnych dzieci, stwierdza nawet że nie pochwala żądzy.
Według mnie, w ten sposób można wybrać dziewicę ofiarną, nie władczynię zmarłych. Ale co ja tam wiem.
A zatem zamiast emocjonującej powieści, gdzie Kate dokonuje heroicznych czynów, tropi mordercę i jest uwodzona przez boga świata podziemnego otrzymujemy nudnawy romans, gdzie nic się nie dzieje. Co prawda Hades/Henry uwodzi bohaterkę gdzieś w połowie książki, ale robi to pod wpływem afrodyzjaku podanego przez złego mordercę, więc właściwie się nie liczy.

2 komentarze:

Edzik pisze...

Jestem pod wrażeniem,że chce Ci się czytać te wszystkie gnioty - toż to samogwałt przez oczy XD Chociaż z drugiej strony oddajesz nieocenione zasługi współczytelnikom, którzy dzięki Tobie mogą uniknąć okaleczenia grafomańskiego - i chwała Ci za to! Ja jedynie przebrnęłam jakimś cudem przez "Blond gejszę" i chyba nigdy w życiu już nie tknę książki o tak podejrzanym tytule :P Stęskniłam się za Twoim blogiem!!!

Annathea pisze...

Postaram się bywać tu częściej i czasem skrobnąć notkę o dobrej książce,nie tylko o gniotach. Ale jakoś tak lato poświęciłam na lekturę YA.