Kate Winters zawsze miała tylko matkę, a teraz ona umiera. Jej ostatnim życzeniem jest powrót do Edenu, miasteczka w którym dorastała. Kate zatem czeka nowy rok szkolny w obcym mieście, gdzie nie ma krewnych ani przyjaciół, a jej matka może nie przeżyć jesieni.
Potem spotyka Henry’ego,
tajemniczego i przystojnego, który twierdzi, że jest bogiem świata umarłych,
Hadesem. Jeśli Kate przyjmie jego ofertę i podejmie się siedmiu prób, Hades
utrzyma przy życiu jej matkę. Jeśli jej się uda, zostanie boginią i przyszłą
żoną Hadesa, jeśli jednak przegra- prawdopodobnie umrze.
Po raz pierwszy
zapisywałam moje postępy w czytaniu książki i tylko dlatego skończyłam The
Goddess Test. A miało być tak pięknie… greccy bogowie, śmiertelniczka, która
dostaje szansę na nieśmiertelność, brak zwyczajowego trójkąta miłosnego.
Niestety, okazało się, że pięknie nie jest, a powieść cierpi na syndrom „Zmierzchu”.
Najmocniejszą stroną książki jest relacja między matką a córką. Ich związek jest bardzo prawdziwy i głęboki, a emocje z nim związane są prawdziwe, ale nieprzesadzone. Przez co początkowo książka bardzo mi się podobała.
Za każdym razem, gdy
znudzona już miałam ją odłożyć, na scenę wkraczała Diana Winters i na nowo byłam
zainteresowana. Diana to najlepiej
opisana i najbogatsza postać w powieści, jako jedyna zachowuje się jak na
boginię z greckiego panteonu przystało. W każdym razie, była zdolna do knucia i
przeprowadzania planów. Reszta bohaterów snuje się po kartkach bez celu i bez
sensu.
To co Autorka zrobiła z
panteonem greckim woła o pomstę do nieba. Zamiana imion- zgrzytam zębami, ale
przełykam. Chociaż Apollo jako Xander traci na atrakcyjności. Bardzo. Ale
dlaczego Hades/Henry zachowuje się jak emo? I jest tak romantyczny jak
sprzątanie kociej kuwety o poranku? Innych przykładów z litości nie podam, ale
czujcie się ostrzeżeni. Jeśli macie jakiego ulubieńca w dwunastce głównych
bogów, Aimee Carter na pewno przerobiła go w żałosną imitację.
Jest w tej książce pewien
bardzo niedobry fragment. Otóż dwóch kochanków Avy/Afrodyty pojedynkuje się o
nią i w rezultacie jeden ginie. Kto ponosi karę? Ava. Jest winna, bo przez nią
ci dwaj się pobili. A wyrok wydaje Kate. Dla mnie to był moment przełomowy-
dalej czytałam już tylko z obowiązku, mając wrażenie, że przypadkiem dotknęłam
czegoś oślizgłego.
W wielu miejscach wyglądała jak szkic, niektóre sceny są ledwie naszkicowane, a
postaci doświadczają nieprawdopodobnych zmian charakteru. Do tej pory nie
pojmuję co stało się z Kate z początku książki, tą która miała własne zdanie,
która była bardzo przywiązana do posiadania wyboru. Gdzieś po drodze zmieniła
się w klona Belli Swan, pozwalała się unosić wydarzeniom. W całym tym zamieszaniu
gdzieś zaginęła akcja i nie odnalazła się aż do szczęśliwego zakończenia.
A nie przepraszam, od
setek lat ktoś morduje wszystkie kandydatki na boginię. Morderca jest tak
sprytny, że ani jedna ofiara nie była w stanie go zidentyfikować. Cóż, ja byłam
w stanie to zrobić po pierwszym rozdziale, a do dyspozycji miałam tylko
perspektywę Kate. Którą nie bardzo ciekawi kto dybie na jej życie i zadowala
się siedzeniem w pokoju.
Ale przecież Kate ma
zostać boginią, więc zostanie poddanie siedmiu próbom. Jak pamiętamy z
mitologii, próby dla herosów były epickie- trzeba było zabić potwora,
przechytrzyć smoka itp. Przez trzy czwarte powieści czekałam, aż coś się
zacznie dziać. Nic. Był nudny bal, test ze znajomości mitologii, scysja z
Artemidą(Artemida bowiem odnalazła swe powołanie jako wielka garderobiana) o
suknie z gorsetem.... Podczas wielkiego finału okazało się, że to właśnie były testy na zostanie boginią.
Tak, mili czytelnicy. Grupa
najbardziej niemoralnych i wyuzdanych bóstw w historii uznała, że idealna kandydatka
by do nich do łączyć, powinna oprzeć się wszystkim siedmiu grzechom głównym. Zeus,
ojciec 71 w większości nieślubnych dzieci, stwierdza nawet że nie pochwala żądzy.
Według mnie, w ten sposób
można wybrać dziewicę ofiarną, nie władczynię zmarłych. Ale co ja tam wiem.
A zatem zamiast
emocjonującej powieści, gdzie Kate dokonuje heroicznych czynów, tropi mordercę
i jest uwodzona przez boga świata podziemnego otrzymujemy nudnawy romans, gdzie
nic się nie dzieje. Co prawda Hades/Henry uwodzi bohaterkę gdzieś w połowie
książki, ale robi to pod wpływem afrodyzjaku podanego przez złego mordercę,
więc właściwie się nie liczy.
2 komentarze:
Jestem pod wrażeniem,że chce Ci się czytać te wszystkie gnioty - toż to samogwałt przez oczy XD Chociaż z drugiej strony oddajesz nieocenione zasługi współczytelnikom, którzy dzięki Tobie mogą uniknąć okaleczenia grafomańskiego - i chwała Ci za to! Ja jedynie przebrnęłam jakimś cudem przez "Blond gejszę" i chyba nigdy w życiu już nie tknę książki o tak podejrzanym tytule :P Stęskniłam się za Twoim blogiem!!!
Postaram się bywać tu częściej i czasem skrobnąć notkę o dobrej książce,nie tylko o gniotach. Ale jakoś tak lato poświęciłam na lekturę YA.
Prześlij komentarz