No to byłam na Ant-Manie. Nie uważam go za najlepszy ani za
najzabawniejszy film MCU. Nie podzielam entuzjazmu niektórych znajomych, ale
wyszłam z kina zadowolona i rozbawiona. Diabeł jak zwykle tkwił w szczegółach.
Dalej będą spoilery, więc dla tych co nie byli i nie chcą
sobie psuć niespodzianki- idźcie! To jest dobry film, zabawny i dynamiczny. I
są dwie sceny w czasie napisów, więc siedźcie cierpliwie (mimo że muzyka nie
jest najlepsza).
Marvel przygotował Ant-Manowi takie ładne plakaty, że żal ich nie wykorzystać |
Ant-Man to heist movie
pomieszany z filmem superbohaterskim. I cała sekwencja planowania skoku
podobała mi się ogromnie. Podobnie jak wątek Falcona. Co prawda, przy
prezentacji grupy pomagającej bohaterom jęknęłam w duchu, ale okazało się że
panowie nie są tacy źli. Nawet nawijający jak katarynka Latynos o zadziwiająco
wyrafinowanym guście. Podobało mi się też osadzenie Ant-Mana w świecie Marvela,
nawiązania do znanych nam już postaci, organizacji i wydarzeń. Taki smaczek dla
fanów serii, pozostali widzowie nawet bez tej wiedzy zorientują się w akcji. Brakowało mi tego w Strażnikach Galaktyki.
Scott Lang, nasz bohater, który był taki… zwyczajny. Ludzki.
Cywilny. Człowiek, który słysząc o wielkim problemie nie rzuca się do szafy ze
strojem, ale sugeruje by wezwać Avengers. Który stara się porozmawiać i dojść
do porozumienia zanim zacznie walkę (cudowna scena z Falconem). Dla wielu
pewnie będzie to chwila oddechu po festiwalu ciekawych osobowości z innych
filmów Marvela. Z drugiej strony, ta zwyczajność bohatera sprawia, że jest mało
wyrazisty.
Podobał mi się rozwój jego relacji z Hope. Nie zaczynamy od
podszytej napięciem seksualnym niechęci, ale po prostu niechęci. Bohaterowie mają
czas się poznać, polubić, dopiero potem coś się tam zaczyna kroić. Nie mogłam
się pozbyć też wrażenia, że Hank Pym zawinił czymś więcej niż opuszczeniem
córki po śmierci żony. Hope w pewnej chwili rzuca mu takie spojrzenie, że w
porównaniu z nią Darren Cross patrzy jak szczeniaczek.
Anthony! I w ogóle mrówki, pokazane jako zwierzęta
różnorodne, stadne i obdarzone jakąś inteligencją. Scott zanim zacznie je
wykorzystywać do słodzenia herbaty, stara się z nimi zaprzyjaźnić. Zgodnie z
trendem MCU, pokazano nam że główny bohater jest tak dobrym facetem, że planuje
nie tylko akcje owadów, ale też ich ucieczkę (co mu się bardzo chwali). Główny zły za to przerabia
jagniątka na krwawe bloby. Subtelne.
First contact! |
Przy czym zgadzam się z Darrenem, że nie ma różnicy jakie
zwierzę się wykorzystuje. Poczułam moje zwyczajowe „ale jak zabiją zwierzaki to
się wkurzę”, mimo że stworzenia na ekranie nie były puchatymi ssakami.
Drogi Marvelu, zostaw w spokoju trop „mój mentor mnie
odtrąca, więc pokażę mu, zniszczę świat”. Osiągnęliście szczyt w osobie
Lokiego, nikt inny nie zrobi tego lepiej. Oraz, jeśli już Darren Cross miał być
tym złym, mogliście się postarać by był jakiś. Tymczasem zachowuje się on
trochę jak kalka Tony’ego Starka z pierwszych minut Iron Mana. A jego końcowe
szaleństwo to chyba wynik oparów z lampy na insekty. Najbardziej podobał mi się
w scenie z Hydrą, poza tym jest nijaki.
Jestem taki zły. Nie wiem czemu, ale jestem. |
Swoją drogą, przez połowę filmu miałam wrażenie, że złym
okaże się Hank Pym. Wtedy jego niechęć do posłania Hope na akcję byłaby
zrozumiała, podobnie jakmanipulowanie Scottem. Ale tak w połowie filmu Pymowi
zmienia się nastawienie (w ogóle miałam wrażenie, że dwie połowy filmu nie do
końca do siebie przystają).
Niestety, ten heist movie rozbija się o realizm. Nasi bohaterowie
niszczą serwery, nie włącza się ani jeden alarm. W korporacji, która ma
zamontowane filtry powietrza by nic się nie dostało z zewnątrz, nie ma żadnego
zabezpieczenia nośników kluczowych danych. Nie kupuję tego.
Czy ktokolwiek słyszał w tym filmie o BHP? Jakim cudem ten
azjatycki naukowiec jeszcze nie pozwał Pym Technologies o odszkodowanie za narażenie zdrowia?
Cała ta opowieść o wchodzeniu na poziom subatomowy. Nasz bohater
staje się tak mały, że przenika między cząstkami granitu. Potem dalej
zmniejszając się, jest w stanie rozrywać kable, zniszczyć procesor i rozbić
pojemnik z paliwem, dopiero potem wpadając w wizualizację rodem z teledysków
końca lat sześćdziesiątych (quantum realm było piękne, swoją drogą). Jakim
cudem?
0 komentarze:
Prześlij komentarz