piątek, 13 marca 2015

Willfully ignorant albo nie lubię blogerów


Ten obrazek nie jest wcale tak przypadkowy, jakby się wydawało

Zaczął się semestr letni, więc znowu siedzę na korytarzach albo w salach wykładowych i myślę. Żeby nie było, że nie ostrzegałam. I tak myślałam i myślałam i zdałam sobie sprawę, że jest taki rodzaj blogerów i vlogerów, którego nie lubię (istnieją też tacy recenzenci, ale nie pamiętam, kiedy ostatnio czytałam oficjalną recenzję).

Od razu zaznaczam, nie odmawiam nikomu prawa do posiadania i wygłaszania swojego zdania. Nie denerwują mnie wpisy, w których autorzy coś bardzo chwalą/ganią, nawet jeśli się z nimi nie zgadzam. Nawet takie, po których widać, że zaczynają dopiero swoją przygodę z literaturą i Zmierzch jest taki piękny.
Ale drażnią recenzje, w których autorzy oceniają, siląc się na argumenty merytoryczne, a nie widzą kontekstu.
Kiedy ktoś nie widzi jak Jim Butcher korzysta z tradycji noir, a uważa że Dresden nie pasuje do świata.
Kiedy ocenia Wywiad z wampirem biorąc pod uwagę tylko współczesne filmy i seriale o wampirach.
Kiedy twierdzi, że Gandalf to gorsza wersja Dumbledore’a, bo niezbyt pomagał Frodo. Opinię, że Tolkien od Rowling ściągał, też gdzieś widziałam, ale nie biorę pod uwagę, bo są granice absurdu.
Kiedy opowiadając o Nefilim w Akademii wampirów odwołują się tylko do Darów Anioła.
To ja na końcu palców mam zjadliwą odpowiedź.


Nie, nie wkurza mnie to, że ktoś czegoś nie wiem, niewiedza nie jest zła (uświadomiona niewiedza jest w końcu punktem do zdobycia wiedzy). Wkurza mnie, że ktoś nie chce szukać, nie chce sprawdzić nawet na Wikipedii, wkurza mnie kultywowana ignorancja. Mamy najłatwiejszy w historii ludzkości dostęp do informacji, aplikacje odwalające za nas właściwie całą robotę, a komuś się nie chce. Tak bardzo podobała mu się książka, ale nawet nie próbuje sprawdzić, skąd Autorka/Autor czerpali inspirację.
Jeśli ktoś przeczytał i Władcę i Harry’ego i twierdzi, że woli Dumbledore’a, ok.
Jeśli ktoś twierdzi, że K.Michalak jest jego ukochaną autorką, nie ma sprawy. Ale jeśli twierdzi, że Ferrin jest nowatorski, to ja widzę na czerwono. Literatura, film i cała reszta, nie zaczęły się wczoraj. Mają długą i ciekawą historię. Dlaczego nie skorzystać? Można dowiedzieć się fascynujących rzeczy. Albo całkiem podstawowych, jak choćby daty wydania książek (postrzeganie świata tylko w odniesieniu do siebie akceptuję tylko u kotów, ale koty nie prowadzą blogów).
Zwłaszcza, kiedy jest się blogerem i uzewnętrznia swoje zdanie publicznie. 

10 komentarze:

Annathea pisze...

Oho, to jest ten moment, w którym cieszę się, że ograniczam się od paru lat do kilku sprawdzonych blogów (to się rozszerza, ale jakoś tak bezboleśnie).

Annathea pisze...

Ja czasami robię rundkę po linkach na znajomych blogach i wtedy docieram w gąszcze, o których nie miałam pojęcia. Często jest to bardzo ciekawe doświadczenie, czasami bolesne.
Tekst o Nefilim popełniła znana anglojęzyczna Youtuberka (znana jeśli patrzeć na ilość osób subskrybujących jej kanał), nikt z polskiej blogosfery :).

Annathea pisze...

A teraz pomyśl, co się dzieje kiedy tacy blogerzy, dzięki vanity publishing, wydają swoje książki...

Annathea pisze...

Wiem co się dzieje, to jak oglądanie katastrofy kolejowej na żywo ;). NIe zawsze, ale często.

Annathea pisze...

Kiedy masz do czynienia z ignorantem, który wzoruje się na kiepskim autorze, to katastrofa kolejowa murowana.
Bójmy się fanek Ałtorkasi, mamy dobry powód.

Annathea pisze...

E tam, nie ma się czego bać. Każdy ma prawo fanować co chce. Natomiast jeśli chce o tym pisać/opowiadać szerszej publiczności, niech sprawdzi fakty.

Annathea pisze...

Zdanie o Tolkienie ściągającym od Rowling mnie rozwaliło i brak mi pomysłu na jakikolwiek konstruktywny komentarz... :)

Annathea pisze...

Ja w ogóle nic nie napiszę, bo opadłam z sił :D Każdy czyta co lubi i nikt nie powinien nikomu w kartki zaglądać. Ale pisanie takich bzdur, o których pisze Ania... ja się cieszę, że nie natrafiłam na takie blogi. Cieszę się, bo jestem agresywna i mogłoby się to źle skończyć :D

Annathea pisze...

Ja jestem oazą spokoju ;). I gdyby to była opinia rzucona ot tak, olałabym. Ale nna blogu...ddla zdrowia psychicznego nie zapisałam linka.

Annathea pisze...

Zgadzam się. W obecnej dobie Internetu i powszechnego (w miarę) dostępu do informacji, szybki Google search to naprawdę podstawa.
Niemniej warto zaznaczyć, że jest różnica między "Pisze o X w kontekście do Y bo nie czytałem więcej książek" a "piszę o X w kontekście Y, bo z jakiegoś powodu silnie mi się z tym kojarzy". Mnie już kilka razy zdarzyło się w rozmowie usłyszeć/przeczytać, że "przecież te dwa dzieła nie mają nic wspólnego, nie możesz ich porównywać, bo mają zupełnie inny kontekst". Mierzi mnie to, bo a) nie uważam by istniała tylko jedna słuszna interpretacja danego dzieła; b) każdy jest inny i ma prawo dane dzieło inaczej odebrać, także drogą (wydawałoby się randomowych) skojarzeń ;)