W ramach czytania sympatycznych i znanych osobiście autorów,
dorwałam się do kolejnej książki Genius Creations. Ucieszyłam się, bo bardzo
lubię urban fantasy, chociaż
wcześniejsze doświadczenia z polską odmianą nieco mnie rozczarowały.
Książka jest skonstruowana jak film sensacyjny. Akcja rusza na
pierwszej stronie i pędzi aż do ostatniej. Z jednej strony nie pozwala to na nudę,
cały czas coś się dzieje. Czytałam kiedy tylko mogłam, ciekawa co będzie dalej.
Z drugiej, cierpią na tym charakterystyki bohaterów. Do tej pory nie wiem czemu
Anna pomagała Herbertowi. Detektywka pojawia się najpierw
jako dama w opałach, potem zostaje sidekick’iem
bohatera, ryzykuje dla obcego mężczyzny karierę, zdrowie i życie, a ja nie wiem
dlaczego. Bo uznała, że Herbert potrzebuje pomocy? Bo miała ochotę na przygodę? Może nasz mag rzucił na nią
jakieś zaklęcie? Jeśli tak, to się nie przyznał.
A skoro jesteśmy przy Herbercie Kruku, to główny bohater
jest dupkiem i bucem. Spodziewałam się tego, w końcu mag, a magowie w
literaturze zawsze choć trochę zadzierają nosa. Herbert czasami zachowuje się
jak stalker (sposób poderwania Melani na wyścigach, choć to zapewne miało być
romantyczne, tylko ja się nie znam). Stara się być sarkastyczny jak Marlowe, ale nie zawsze mu
wychodzi. A jak wygłosił uwagę o tym, że w damskiej łazience ma problem z
odróżnieniem żelu pod prysznic od kremu do stóp, straciłam do niego sympatię. Co
pozwoliło mi z radością i rozbawieniem śledzić dalsze perypetie bohatera, ale
zupełnie nie przejmować się wszystkimi tragediami, które mu się przydarzają.
Bohaterowie drugoplanowi gładko wpadają w odpowiednie
szufladki. Ich charaktery określa jedna, może dwie cechy i mocno się ich
trzymają. Dobrzy są dobrzy i nie starają się Herbertowi przeszkadzać, źli są
paskudnie źli, albo szaleni, żebyśmy nie mieli problemów z ustaleniem komu
kibicujemy. Jedyną postacią, która ociera się o szarość jest ojciec Herberta,
ale jego albo nie ma, albo umiera. Żałuję, że nie zostali napisani subtelniej, ale to nie ten typ książki.
Autor odwołał się nie tylko do powszechnie znanego folkloru
warszawskiego (Bazyliszek, Złota kaczka), ale i do współczesnych miejskich
legend, ciekawie wykorzystując postać Czarnego Romana. Trochę szkoda, że nie
zostały bardziej rozwinięte, ciekawi mnie zwłaszcza Bazyliszek, ale od tego są
kolejne tomy. Widać, że Autor wszystko sobie przemyślał, a nie złapał fajny
pomysł i popłynął. Podobał mi się sposób działania magii, a zwłaszcza rzucanie
zaklęć, a pojedynek na Marszałkowskiej był naprawdę epicki. Samochód Schrodingera śnił mi się w koszmarach. Z chęcią przeczytam
więcej.
Tradycyjnie, poczepiam się wydawcy. Znalazłam jeden błąd
redakcyjny (powtórzone zdanie), jeden rzeczowy i znowu na początku były
problemy z formatowaniem ebooka (Okup
krwi został wydany przed Błędem warunkowania Anny Nieznaj, więc
pewnie w najnowszych ebookach wydawnictwa problemu nie ma). Ale najsmutniejsze
jest to, że na końcu Okupu znalazłam
informację, że w marcu 2015 ukaże się drugi tom. Mamy czerwiec, a książki ni
widu ni słychu.
Okup krwi naprawdę
dobrze się czyta. Jest sprawnie napisany, akcja wartka, świat skonstruowany
precyzyjnie, a główny bohater wyrazisty. Marcin Jamiołkowski gra stereotypami, ale tylko tyle, by czytelnik mógł łatwo wejść w świat. To jest bardzo dobre urban fantasy, a jakby Autor jeszcze popracował
nad bohaterami… w każdym razie, jeśli szukacie emocjonującej lektury, to
powinniście poczytać.
0 komentarze:
Prześlij komentarz