sobota, 25 stycznia 2014

Proszę przestać udawać, że nazywa się pan Sherlock Holmes

Pomysł by Sherlock był trzeźwiejącym narkomanem, choć bardzo niekanoniczny, nie jest zły. W innych okolicznościach mógłby wyjść z tego naprawdę dobry serial. Jednak z powodu rozwodnionej na dwadzieścia kilka odcinków fabuły, niedobranej pary głównych bohaterów, wyszedł serial nijaki.

Wpis jest wolny od spolerów i dotyczy tylko pierwszego sezonu serialu. W związku z tym nie w nim ani słowa o Irene, Mycrofcie czy Sebastianie Moran.
Fabularnie jestem zawiedziona, Elementary ma strukturę typowego procedurala. Niektóre odcinki są ciekawe, ale inne rozczarowują, nie jako odcinki serialu detektywistycznego, ale serialu o Holmesie. Mam też zastrzeżenia do rozkładu wątków. Nie rozumiem, czemu decyzja Joan czy zostać detektywem, czy kontynuować karierę towarzysza w trzeźwości została wepchnięta gdzieś w środek, zamiast trafić do finału. Mamy uwierzyć, że ona i Holmes są równorzędnymi partnerami, ale konstrukcja fabuły pokazuje, kto tu jest ważny.


Sherlock Holmes w wersji JLM to normalny facet z kilkoma odchylam i wyglądem nieudacznika. Ciężko mi uwierzyć, że inni bohaterowie pozwalają mu tak sobą pomiatać, spełniają zachcianki. Brakuje mu charyzmy, geniuszu by porwać widza. Nie jest to wina aktora, Sherlock nie jest źle zagrany, ale scenariusza. tak bardzo starano się uwspółcześnić Holmesa, że stracił całą magię.
Nie wiem czemu kostiumolog nie lubi JLM, ale ubiera go koszmarnie, w dodatku aktor staje tak, by mieć brzuszek. Jest różnica między człowiekiem nie zawracającym uwagi na ubiór, a niemającym gustu.

To jeden z lepszych strojów Sherlocka, obawiam się
Mam wrażenie, że autorzy po tym jak wpadli na pomysł by Watson była kobietą, przestraszyli się romantycznej chemii między bohaterami i na wszelki wypadek wyprali relacje głównej pary z emocji. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że nastąpiła pomyłka i to Sherlock powinna być kobietą. Lucy Liu idealnie nadaje się do grania osoby emocjonalnie zdystansowanej. Ale chyba jeszcze za wcześnie na tak rewolucyjne pomysły.
W Elementary nie ma Grega Lestrade'a, mamy za to kapitana Gregsona, moją ulubioną postać. Policjant jest charyzmatyczny, błyszczy w każdej scenie, miło się go ogląda. Przy tym jest głosem zdrowego rozsądku i troszczy się o współpracowników. Swoich i Holmesa, wyraźnie przejmuje się losem Lucy. 

Zdecydowanie lepiej ubrany od głównego bohatera
A teraz będzie o rzeczy, której strasznie w serialach nie lubię czyli diabłach z pudełka- bohaterowie drugoplanowi, którzy niby są ważni, a pojawiają się tylko na moment jako plot device i znikają. Przyjaciele Joan i jej terapeutka to najlepsze przykłady, pojawiają się w jednym/dwóch odcinkach, wygłaszają ważne kwestie, a potem rozpływają się w powietrzu. Mając dwadzieścia parę odcinków można pięknie pokazać relacje bohaterów z innymi ludźmi. szkoda że autorzy poszli na łatwiznę.
Ale trzeba pochwalić twórców za rodzinę Joan Watson. Chociaż zmiana ich stosunku do jej pracy po jednej rozmowie z Holmesem była tyleż urocza, co naiwna. Należy nadmienić, że Sherlock też ma rodzinę, ale rozegraną nieco gorzej. Wiecznie nieobecny ojciec, to przecież klasyka jeśli chodzi o bohaterów z problemami.   


Gdyby to  nie był serial o Sherlocku, zapewne nie oceniałabym go tak surowo. I skończyłabym oglądania po dwóch pierwszych odcinkach, nie lubię bowiem rzeczy nijakich. A tak przebrnęłam przez jeden sezon i szczerze mówiąc, na drugi nie mam na razie ochoty. Zabrakło magii, błysku geniuszu.

0 komentarze: