piątek, 9 października 2015

TeaBook tag

Dziś mam dla Was tag książkowo-herbaciany, czyli tag który łączy dwie moje ulubione rzeczy. Nikt mnie nie nominował, ale nie mogłam odpuścić.


Czarna herbata, czyli twój ulubiony klasyk.
Ale tylko jeden?! Z ciężkim sercem i pewnym wewnętrznym buntem wybieram Portret Doriana Greya Oscara Wilde’a. Ale tak naprawdę  powinnam tu wpisać co najmniej pięć pozycji!
Zielona herbata, czyli książka tak nudna, że przy jej czytaniu zasypiasz.
 Gra o tron G.R.R.Martina. Próbowałam kilka razy, za każdym nie udało mi się posunąć w fabule dalej niż pierwsze sto stron. Podobnie miałam z Koroną śniegu i krwi, ale na razie zrobiłam do niej tylko jedno podejście. Liczę, że kolejne będzie bardziej udane.

Czerwona herbata, czyli książka, której bohaterowie ciągle się przemieszczają.
Hobbit! Który ma tę przewagę na Władcą Pierścieni, że zawiera dużo krasnoludów! I nikt nie próbuje uratować świata.
Herbata Ooolong, czyli książka, której poświęca się zbyt mało uwagi.
Stryj Silas Sheridana Le Fanu. W ogóle, wszystko co napisał Sheridan jest wspaniałe I nie rozumiem, dlaczego w Polsce to mało znany autor.

Biała herbata, czyli książka niezasłużenie popularna.
Nie rozumiem popularności Pamiętników wampirów. Wysłuchałam pierwszego tomu do końca tylko dlatego, że podobał mi się głos lektorki. Ani bohaterowie, ani fabuła, ani język nie zrobiły na mnie wrażenia.
Herbata Yerba Mate, czyli książka, przy której trzeba przebrnąć przez pierwsze rozdziały, aby akcja się rozwinęła.
Sprawiedliwość owiec. Na początku miałam kłopoty, ale jak już poszło, to ho ho!
Herbata ziołowa, czyli książka, którą czytano ci w dzieciństwie na dobranoc.
Kubuś Puchatek! Przy okazji jedyna produkcja Disneya, którą naprawdę lubiłam, aż do pojawienia się Piratów z Karaibów. A jak byłam chora, czytano mi Alicję w krainie czarów.

Herbata owocowa, czyli twoja ulubiona lekka książka.
Trzy wiedźmy Pratchetta. Jest dowcipna, lekka, szybko się czyta, a przy tym zawiera cudowne nawiązania literackie. Idealna, kiedy łapie zimowa chandra, albo życie daje w kość.
Ice tea, czyli książka, która zmroziła ci krew w żyłach.
Jestem znanym strachajłem, więc horrorów nie czytuję z zasady. Ale Feed  Miry Grant horrorem nie jest, przez większość czasu można go uznać za literaturę młodzieżową, mimo zombie. Jednak były tam takie sceny, że siedziałam na skraju krzesła.

0 komentarze: