Podobno każda dziewczynka chce być księżniczką. Niewielu z nas się
udaje, na szczęście są książki. Za ich pomocą możemy przenieść się do świata
gdzie będziemy piękną, ubraną w jedwabie i atłasy damą, o której rękę będzie
się starał przystojny książę. Albo nawet dwóch, z czego jeden będzie
ekscytujący i mroczny, a drugi opiekuńczy i dobry. Jak mamy szczęście to trafi
nam się jeszcze szarmancki łotr.
W literaturze młodzieżowej zaczyna się roić od księżniczek. A
będzie ich jeszcze więcej, eksperci twierdzą, że high fantasy detronizuje w sercach
czytelniczek dystopie. Możemy za to podziękować Martinowi i HBO. I nie miałabym
nic przeciwko, tylko te księżniczki są zupełnie niekrólewskie.
Zazwyczaj mamy dziewczynę w późnym nastolęctwie w świecie, którzy
przypomina nasz Renesans. Tylko że nasza bohaterka, mimo urodzenia i wieku, wie
o rządzeniu tyle co czytelnicy. Nie zna protokołu, nie umie poruszać się na
dworze. W swoim świecie powinna być dorosła, mieć obowiązki, tymczasem
najczęściej nie musi nic. Poza wyjściem za mąż za wyznaczonego przez ojca
kandydata i odrabianiem lekcji, rzecz jasna. Jeśli mamy szczęście to potem
akcja ruszy, a bohaterka zamieni swoje jedwabie na skórzane spodnie i wyruszy
po przygodę. Jeśli jednak autor/autorka zechcą nam zafundować intrygi dworskie,
to dostaniemy high school drama.
Przy czym charakterystyka postaci najczęściej nie pozwala na szarość i
wielowymiarowość.
Mam wrażenie, że to wynika jednak z nieoczytania. Takie
księżniczki przydarzają się zazwyczaj amerykańskim autorom, a partneruje im
Renesans pt. ładne sukienki, drukowane książki, polowanie na sokoły, wymieszany
z monarchią absolutną (nikt nie może się sprzeciwić królowi! Tak, jasne) i
miłością romantyczną. Ja się nie czepiam za bardzo realiów historycznych,
jestem w stanie nawet przełknąć sypianie pod jedwabnymi prześcieradłami wiosną
kiedy w sumie zimno, ale taki miszmasz wywołuje zgrzytanie zębów. Bo jeśli mamy
w nosie realia historyczne, to czemu nie ideał wiotkiej i bezbronnej
dziewczyny?
0 komentarze:
Prześlij komentarz