Zaczyna się od bohatera uciekającego bicyklem po dachu
płonącego pociągu przed hordą zombie. Tak, pociąg jedzie w stronę przepaści. A potem
jest jeszcze ciekawiej.
Dalej spoilery i mnóstwo nazwisk. Zazwyczaj unikam, ale to antologia pokonkursowa, więc moim zdaniem warto wymieniać. |
Po dłuższej przerwie (weekend, zjazd na uczelni i Wiedźmin) wracam do świata z recenzją bardzo specyficznej antologii.
Zastanawiałam się czy i jak napisać recenzję antologii, żeby
była zrozumiała nawet dla osób, które nie zetknęły się z RPG. Ale po
przeczytaniu wszystkich opowiadań, jestem pewna że nie ma takiej potrzeby. Można
nie znać systemu RPG Wolsung i
cieszyć się lekturą, system mocno czerpał z kultury i popkultury. Każdy
zorientuje się, że Lyonesse to wiktoriański Londyn, królowa Gloriana to królowa
Wiktoria tylko ze spiczastymi uszami, a Nieumarła Rzesza to nazistowskie Niemcy.
Chociaż dodanie wstępu, choćby dwóch trzech stron, byłoby dobrym pomysłem, dla
dania czytelnikom kontekstu historyczno-geograficznego.
Antologia zawiera w sobie zarówno opowiadania konkursowe,
jak i twórców którzy zostali poproszeni (Studniarek, Majka, Zack, Guzek). O ile
uczestników konkursu obowiązywały limity znaków, to druga grupa miała pełną
dowolność. Trochę mi to zgrzyta, muszę przyznać, ciekawiej byłoby gdyby z
limitami zmierzyli się wszyscy. Miałam też obawy czy obie grupy nie będą za
bardzo różniły się poziomami. Nie różniły się, twórcy konkursowi mieli nawet
ciekawsze pomysły. Zaskoczyło mnie trochę ile opowiadań odnosi się do Slawii
(wolsungowa wersja Polski). Być może dlatego, że w drużynie w której grałam, od
tego państwa trzymaliśmy się daleko.
Za najlepsze opowiadanie uważam Królową Atlantydy Igora Myszkiewicza. Krótkie, ale mocno zapada w pamięć,
choćby dla niego warto antologię przeczytać. Pozostałe opowiadania trzymają
mniej więcej równy, dość wysoki, poziom. Podobały mi się zwłaszcza Tajemnica kwadratu hamiltońskiego Sylwii Finklińskiej (fantastyka naukowa w wersji steampunkowej), Krąg de Berville’a Marcina Rusnaka (wiktoriański
heist story, a ja mam straszną słabość do takich historii), Głód Huberta Sosnowskiego (kryminał
noir), i Jeździec wiwern Michała
Studniarka (dzielni piloci w
lśniących maszynach). Do tego mamy dwa opowiadania, które świetnie się czyta i
bawią, ale nie należy doszukiwać się w nich sensu- Archibald Compton i zaginione miasto Enli-La Krzysztofa
Piskorskiego oraz Dobre zakończenie Zbigniewa
Szatkowskiego.
Najmniej podobało mi się Przebudzenie
Karola Woźniczaka, brakowało w nim rozwinięcia. W opublikowanej formie jest
właściwie o niczym, ot nieumarły ma kryzys egzystencjalny i się zabija. Dla
osób nieznających systemu pewnie nieczytelne, dla mnie interesujące tylko
dlatego, że jako jedyne napisane z perspektywy tych złych. Opowiadanie Simona
Zacka bawi się legendą o Szewczyku Dratewce bardzo w stylu Sapkowskiego, ale
bez jego wdzięku. Mam wrażenie, że to opowiadanie z kluczem i bez wiedzy kto z
twórców systemu jest kim, straciłam połowę zabawy.
Za to największy problem mam z Czarnymi jaskółkami. Z jednej strony, opowiadanie napisane jest w
sposób, którego bardzo nie lubię. Nieczytelny, a w zamyśle tajemniczy wstęp,
skoki narracji po czasach irytujące niedomówienia. Z drugiej, Autor potraktował
świat inaczej niż pozostali- przyjrzał się wybranemu regionowi i omówił jego
problemy społeczne. Wyszło opowiadanie
bardzo ciekawe i bardzo inne, mniej awanturnicze i absurdalne od pozostałych, coś
w rodzaju Ziemi obiecanej. Mam mieszane uczucia, ale i mocne
postanowienie przeczytania innych książek tego Macieja Guzka.
Technicznie jest dobrze. Nie wiem jakim cudem małe polskie
wydawnictwa robią dobre ebooki, a duże mają takie problemy z redakcją, czasami
z formatowaniem. W antologii trafiłam tylko na złe użycie słowa (ubogacać
oznacza wzbogacać duchowo. Runy nie mogą więc ubogacać pisma gotyckiego, bo ono
nie ma duchowości).
Przyznam, że miałam obawy że antologia okaże się zbyt
hermetyczna dla „normalnego” czytelnika, albo zwyczajnie słaba (doświadczenie
uczy, że na podstawie gry/filmu/systemy RPG częściej powstają gnioty niż
arcydzieła). Na szczęście, jest inaczej. Antologia świetnie się sprawdza jako
literatura rozrywkowa, jest też bardziej spójna i ma wyższy poziom niż kilka „normalnych”
antologii, które czytałam. W lipcu ma się pojawić drugi tom antologii i
przyznam, że czekam trochę niecierpliwie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz