poniedziałek, 8 czerwca 2015

Wolsung antologia opowiadań, tom pierwszy


Zaczyna się od bohatera uciekającego bicyklem po dachu płonącego pociągu przed hordą zombie. Tak, pociąg jedzie w stronę przepaści. A potem jest jeszcze ciekawiej.
Dalej spoilery i mnóstwo nazwisk. Zazwyczaj unikam, ale to antologia pokonkursowa, więc moim zdaniem warto wymieniać.
Po dłuższej przerwie (weekend, zjazd na uczelni i Wiedźmin) wracam do świata z recenzją bardzo specyficznej antologii.
Zastanawiałam się czy i jak napisać recenzję antologii, żeby była zrozumiała nawet dla osób, które nie zetknęły się z RPG. Ale po przeczytaniu wszystkich opowiadań, jestem pewna że nie ma takiej potrzeby. Można nie znać systemu RPG Wolsung i cieszyć się lekturą, system mocno czerpał z kultury i popkultury. Każdy zorientuje się, że Lyonesse to wiktoriański Londyn, królowa Gloriana to królowa Wiktoria tylko ze spiczastymi uszami, a Nieumarła Rzesza to nazistowskie Niemcy. Chociaż dodanie wstępu, choćby dwóch trzech stron, byłoby dobrym pomysłem, dla dania czytelnikom kontekstu historyczno-geograficznego. 

Antologia zawiera w sobie zarówno opowiadania konkursowe, jak i twórców którzy zostali poproszeni (Studniarek, Majka, Zack, Guzek). O ile uczestników konkursu obowiązywały limity znaków, to druga grupa miała pełną dowolność. Trochę mi to zgrzyta, muszę przyznać, ciekawiej byłoby gdyby z limitami zmierzyli się wszyscy. Miałam też obawy czy obie grupy nie będą za bardzo różniły się poziomami. Nie różniły się, twórcy konkursowi mieli nawet ciekawsze pomysły. Zaskoczyło mnie trochę ile opowiadań odnosi się do Slawii (wolsungowa wersja Polski). Być może dlatego, że w drużynie w której grałam, od tego państwa trzymaliśmy się daleko.  


Za najlepsze opowiadanie uważam Królową Atlantydy Igora Myszkiewicza. Krótkie, ale mocno zapada w pamięć, choćby dla niego warto antologię przeczytać. Pozostałe opowiadania trzymają mniej więcej równy, dość wysoki, poziom. Podobały mi się zwłaszcza Tajemnica kwadratu hamiltońskiego Sylwii Finklińskiej (fantastyka naukowa w wersji steampunkowej), Krąg de Berville’a Marcina Rusnaka (wiktoriański heist story, a ja mam straszną słabość do takich historii), Głód Huberta Sosnowskiego (kryminał noir), i Jeździec wiwern Michała Studniarka (dzielni piloci w lśniących maszynach). Do tego mamy dwa opowiadania, które świetnie się czyta i bawią, ale nie należy doszukiwać się w nich sensu- Archibald Compton i zaginione miasto Enli-La Krzysztofa Piskorskiego oraz Dobre zakończenie Zbigniewa Szatkowskiego.
Najmniej podobało mi się Przebudzenie Karola Woźniczaka, brakowało w nim rozwinięcia. W opublikowanej formie jest właściwie o niczym, ot nieumarły ma kryzys egzystencjalny i się zabija. Dla osób nieznających systemu pewnie nieczytelne, dla mnie interesujące tylko dlatego, że jako jedyne napisane z perspektywy tych złych. Opowiadanie Simona Zacka bawi się legendą o Szewczyku Dratewce bardzo w stylu Sapkowskiego, ale bez jego wdzięku. Mam wrażenie, że to opowiadanie z kluczem i bez wiedzy kto z twórców systemu jest kim, straciłam połowę zabawy.  
 

Za to największy problem mam z Czarnymi jaskółkami. Z jednej strony, opowiadanie napisane jest w sposób, którego bardzo nie lubię. Nieczytelny, a w zamyśle tajemniczy wstęp, skoki narracji po czasach irytujące niedomówienia. Z drugiej, Autor potraktował świat inaczej niż pozostali- przyjrzał się wybranemu regionowi i omówił jego problemy społeczne.  Wyszło opowiadanie bardzo ciekawe i bardzo inne, mniej awanturnicze i absurdalne od pozostałych, coś w rodzaju Ziemi obiecanej.  Mam mieszane uczucia, ale i mocne postanowienie przeczytania innych książek tego Macieja Guzka.
Technicznie jest dobrze. Nie wiem jakim cudem małe polskie wydawnictwa robią dobre ebooki, a duże mają takie problemy z redakcją, czasami z formatowaniem. W antologii trafiłam tylko na złe użycie słowa (ubogacać oznacza wzbogacać duchowo. Runy nie mogą więc ubogacać pisma gotyckiego, bo ono nie ma duchowości). 

Przyznam, że miałam obawy że antologia okaże się zbyt hermetyczna dla „normalnego” czytelnika, albo zwyczajnie słaba (doświadczenie uczy, że na podstawie gry/filmu/systemy RPG częściej powstają gnioty niż arcydzieła). Na szczęście, jest inaczej. Antologia świetnie się sprawdza jako literatura rozrywkowa, jest też bardziej spójna i ma wyższy poziom niż kilka „normalnych” antologii, które czytałam. W lipcu ma się pojawić drugi tom antologii i przyznam, że czekam trochę niecierpliwie.

0 komentarze: