Ta książka nie powinna mi się podobać. Dramaty uczuciowe bohaterów
jak z powieści młodzieżowej, forshadowing subtelny jak cios cegłą w głowę, a
główna linia fabularna przewidywalna do bólu. Ale jak to się dobrze czyta!
Pierwsza połowa książki jest raczej powolna, wypełniona
romantycznymi rozterkami bohaterów, nie akcją. Przyznam, że o ile rozwój
postaci i ich wzajemne relacje bardzo mi się podobały, to miałam już dość
rozważań nad każdym gestem i słowem. Ale w połowie coś się zaczyna dziać, a im
bliżej końca, tym bardziej akcja pędziła. Fabuła nie jest oryginalna (zaginione
królewny, król opętany żądzą władzy, porządny kapitan straży), gdzieś już to
wszystko czytałam, ale Autorka łączy znane schematy tak, że całość jest świeża
i smaczna.
Caleana nadal jest cudowna, a w tym tomie zyskuje głębię i
wreszcie! pokazuje zabójczą część swej osobowości. Mam wrażenie, że w pierwszym
tomie nie zjadła dość ciasta czekoladowego. Podobało mi się, że Dorian i Chaol
źle znoszą przeistoczenie Cal w królewską zabójczynię i jak obaj sobie radzą ze
świadomością, że ich przyjaciółka/ukochana morduje ludzi. Dobrze, że nie
zamieciono tego pod dywan. W ogóle, jeśli chodzi o rozwój i relacje między tą
trójką, książka dostaje ode mnie solidną piątkę. Autorka nie stosuje skrótów
fabularnych, ani nie zamiata spraw pod dywan, nikt nie reaguje według schematu „co
prawda okazało się, że jesteś krwiożerczym smokiem wyżerającym ludziom wątroby,
ale i tak cię kocham”. Nawet postacie drugoplanowe, w pierwszym tomie
nakreślone grubymi kreskami, zyskały więcej głębi, a król wreszcie nie wygląda jak
operetkowy zły. Tym bardziej boli zmarnowanie postaci Archera, który mógł
ciekawy, a ostatecznie stał się chodzącym stereotypem.
Najlepszy fanart Cel jaki znalazłam. |
Sarah J. Maas ma lekkie pióro i wie, kiedy skończyć. Są w
tej książce sceny, które mogłyby wywołać zgrzytanie zębami gdyby były choć
trochę dłuższe. Jednak kończą się idealnie, kiedy jeszcze nie wywołują irytacji.
Autorka poradziła sobie nawet z żałobą, wątkiem który zawsze jest ciężki do
opisania tak, by czytelnik nie wycofał się ani nie znudził. Przede wszystkim
nie boi się pozwolić bohaterom zmieniać się i dorastać, dzięki temu nawet
trójkąt miłosny jest ciekawy i akceptowalny. Jedyne co mnie bawi, to opisywanie
współczesnej nam restauracji (są kelnerzy, poczekalnia z barem, kryształowe
żyrandole itp.), ale nazywanie jej twardo tawerną. Ale świat przedstawiony nigdy nie był mocną
stroną serii. Choćby ten dekadencki i rozpustny dwór królewski, który jest
bardzo PG-13.
Powieść zawiera też wszystkie trzy moje znienawidzone tropy
literackie, chociaż jeden został przedstawiony bardzo sensownie i rozumiem,
czemu bohater nie podzielił się informacjami. Ale nagłego zidiocenia Caleany i
pozostałych nie rozumiem. A już kiedy okazało się, że niby miła postać jest
szalonym złoczyńcą (do kompletu z kropelkami śliny, czemu oni zawsze się ślinią
mówiąc?), to mogłam tylko chichotać.
Suknia dworska Caleany o kórej poniżej |
A że jestem straszną zołzą, czepnę się jeszcze grafiki na
okładce. W serii przez cały czas powtarza nam się, że suknie Cal są
skomplikowanymi konstrukcjami z plis, koronek itp.do tego stopnia, że gdy Chaol
znajduje ją nieprzytomną w zakrwawionej sukni, musi dziewczynę rozebrać by
sprawdzić, gdzie jest ranna. Jednak na okładkach prezentowane są proste stroje,
które nie powinny sprawiać takich problemów. Frapuje mnie to.
0 komentarze:
Prześlij komentarz