albo ta zabawa
zawiera w sobie głównie zadania niemożliwe :P.
Serio, nie pamiętam
żebym kiedykolwiek nie lubiła czytać/ żeby mi czytano.
A zatem przed Wami
trzy fazy wciągania mnie w ciężkie uzależnienie od słowa
pisanego.
Faza pierwsza,
czyli poczytaj mi mamo!
Albo babciu,
ciociu, tato, dziadku, panie taksówkarzu... w dzieciństwie mogłam
nie obejrzeć wieczorynki, ale lektura na dobranoc musiała być, a
jej brak stanowił najcięższą karę. Głównie były to książeczki
z serii Poczytaj mi mamo, miałam ich cały stos. Bardzo lubiłam też
Kubusia Puchatka i Alicję w Krainie Czarów.
Kiedy już
nauczyłam się czytać samodzielnie, wpadłam w nurt literatury
skandynawskiej. Baśnie Andersena, Muminki, oraz Astrid Lindgren i
jej cudowna książka o Ronji. U Andersena najbardziej podobała mi
się
Królowa Śniegu, a z Muminków najbardziej lubiłam Włóczykija.
A, i nie bałam się
książkowej Buki. Serialowej boję się strasznie ;).
No i nie
zapominajmy o Mikołajku, z którego najbardziej lubiłam tom Rekreacje Mikołajka.
Faza trzecia, Ćma
w płomieniu klasyki
Najpierw był
Robinson Crusoe, przeczytany w trzeciej klasie podstawówki. Potem u
babcie w szafce
znalazłam powieść pod tytułem Szatańska miłość
i już nie było odwrotu. Miłość to oczywiście Wichrowe Wzgórza
Emily Bronte, a ja zapragnęłam więcej. I dalej już poszło,
Bronte, Austen, Dickens, Wilde....
W tej chwili jestem
bardzo szczęśliwym uzależnieńcem.
0 komentarze:
Prześlij komentarz