Pewnego razu była sobie wyjątkowa
dziewczyna.
Ale to nie jest opowieść o niej.
Chyba, że wziąć pod uwagę, że ją
zamordowałam.
Szesnastoletnia Allison trafia do
szpitala psychiatrycznego dla młodzieży, oskarżona o zamordowanie
najpopularniejszej i najdoskonalszej dziewczyny w szkole. Ale sprawa
jest tajemnicza: nie znaleziono ciała, a stan Allison nie daje się
jednoznacznie zdiagnozować. Sama Allison nie może wyjaśnić co się
stało- w jednej chwili biła się z Torri, w nasępnej ona zniknęła.
A to przecież niemożliwe, prawda?
Źródło: goodreads.com, tłumaczenie: moje
Ultraviolet to jedna z tych powieści,
w których im mniej wiesz o książce przed rozpoczęciem czytania,
tym większą masz przyjemność z lektury. Dlatego w tej recenzji
postaram się nie spoilerować, a uwierzcie mi, mam ochotę.
Gdyby nie zakończenie, piałabym z
zachwytu nad treścią. Dawno nie czytałam tak dobrze napisanej,
interesującej fabuły, trzymającej w napięciu jak dobre filmy
Polańskiego. Autorka podjęła się trudnego tematu, chorób
psychicznych u młodzieży, robi to jednak z wyczuciem.
Nie ma tu
łatwych rozwiązań, nikt nikomu nie pada w ramiona, a bohaterowie
nie są czarno-biali. Wyznaczony od początku na złego psychiatra
okazuje się całkiem w porządku., a matka głównej bohaterki ma
naprawdę dobre powody swojego zachowania.
Wątek miłosny jest
odpowiednio romantyczny, ale nie dominuje nad całością.
I ten język, poetycki, ale nie ciężki, a pisze to osoba uczulona na prozę poetycką. Mimo dużej ilości opisów, książka nie jest przegadana.
Niestety, Autorka przedobrzyła.
Ostatnie rozdziały czytałam z wielkim „WTF” na czole. Co z
tego, że dzięki rozrzuconym po książce wskazówkom wiedziałam co
się wydarzy kilkaset stron wcześniej? Takie zmiany gatunku powinny
być zakazane! To jak jedzenie zupy, a potem odkrycie, że jednak od
początku spożywaliśmy tort. Bardzo dobry tort, ale chciałam zupę!
Po zakończeniu miałam wrażenie, że
czytałam dwie różne powieści, gdzie występowali ci sami
bohaterowie.
Wszystkie części książki podobały
mi się ogromnie, czytałam je z przyjemnością, ciekawa co wydarzy
się dalej. Autorce należą się brawa za ambitne podejście do
tematu(żadnych wampirów, wilkołaków czy krasnoludków), płynięcie
pod prąd(choroby psychiczne nastolatków są mało popularne w
literaturze).
I stąd moje rozczarowanie. Bo po
lekturze czuję się jak kojot Wiluś, który właśnie odkrył, że
pod nim jest pustka. Ultraviolet mogło trafić na listę moich
ulubieńców, a jest rozczarowaniem. Bardzo interesującym
rozczarowaniem. Na Goodreads Ultraviolet oznaczono jako pierwszy tom
serii, na pewno skuszę się na drugi tom.
Mimo wszystko zachęcam do lektury.
Czasem warto się rozczarować.
PS. Sebastian Faraday? Co to za imię?!
Recenzja ukazała się w serwisie lubimyczytac.pl
0 komentarze:
Prześlij komentarz