niedziela, 9 września 2012

O tym, że zbyt dużo grzybów w jednym barszczu szkodzi


Pewnego razu była sobie wyjątkowa dziewczyna.
Ale to nie jest opowieść o niej.
Chyba, że wziąć pod uwagę, że ją zamordowałam.

Szesnastoletnia Allison trafia do szpitala psychiatrycznego dla młodzieży, oskarżona o zamordowanie najpopularniejszej i najdoskonalszej dziewczyny w szkole. Ale sprawa jest tajemnicza: nie znaleziono ciała, a stan Allison nie daje się jednoznacznie zdiagnozować. Sama Allison nie może wyjaśnić co się stało- w jednej chwili biła się z Torri, w nasępnej ona zniknęła. A to przecież niemożliwe, prawda? 
Źródło: goodreads.com, tłumaczenie: moje


Ultraviolet to jedna z tych powieści, w których im mniej wiesz o książce przed rozpoczęciem czytania, tym większą masz przyjemność z lektury. Dlatego w tej recenzji postaram się nie spoilerować, a uwierzcie mi, mam ochotę.
Gdyby nie zakończenie, piałabym z zachwytu nad treścią. Dawno nie czytałam tak dobrze napisanej, interesującej fabuły, trzymającej w napięciu jak dobre filmy Polańskiego. Autorka podjęła się trudnego tematu, chorób psychicznych u młodzieży, robi to jednak z wyczuciem. 
Nie ma tu łatwych rozwiązań, nikt nikomu nie pada w ramiona, a bohaterowie nie są czarno-biali. Wyznaczony od początku na złego psychiatra okazuje się całkiem w porządku., a matka głównej bohaterki ma naprawdę dobre powody swojego zachowania. 
Wątek miłosny jest odpowiednio romantyczny, ale nie dominuje nad całością.

I ten język, poetycki, ale nie ciężki, a pisze to osoba uczulona na prozę poetycką. Mimo dużej ilości opisów, książka nie jest przegadana.
Niestety, Autorka przedobrzyła. Ostatnie rozdziały czytałam z wielkim „WTF” na czole. Co z tego, że dzięki rozrzuconym po książce wskazówkom wiedziałam co się wydarzy kilkaset stron wcześniej? Takie zmiany gatunku powinny być zakazane! To jak jedzenie zupy, a potem odkrycie, że jednak od początku spożywaliśmy tort. Bardzo dobry tort, ale chciałam zupę!
Po zakończeniu miałam wrażenie, że czytałam dwie różne powieści, gdzie występowali ci sami bohaterowie.
Wszystkie części książki podobały mi się ogromnie, czytałam je z przyjemnością, ciekawa co wydarzy się dalej. Autorce należą się brawa za ambitne podejście do tematu(żadnych wampirów, wilkołaków czy krasnoludków), płynięcie pod prąd(choroby psychiczne nastolatków są mało popularne w literaturze).
I stąd moje rozczarowanie. Bo po lekturze czuję się jak kojot Wiluś, który właśnie odkrył, że pod nim jest pustka. Ultraviolet mogło trafić na listę moich ulubieńców, a jest rozczarowaniem. Bardzo interesującym rozczarowaniem. Na Goodreads Ultraviolet oznaczono jako pierwszy tom serii, na pewno skuszę się na drugi tom.
Mimo wszystko zachęcam do lektury. Czasem warto się rozczarować.
PS. Sebastian Faraday? Co to za imię?!

Recenzja ukazała się w serwisie lubimyczytac.pl 

0 komentarze: