poniedziałek, 15 czerwca 2015

It's good to be bad


Zauważyliście, że w filmach czarne charaktery zazwyczaj odznaczają się zdolnością logicznego myślenia, przewidywania, oraz finansowania swoich projektów. O ile dobry bohater może być samotnym kowbojem z magicznym pistoletem (niekończący się zapas nabojów), antagoniści zazwyczaj zarządzają prężnie działającym przedsiębiorstwem. Że ma ono na celu zniszczenie świata, to inna sprawa.
Reklama Jaguara, bo co innego mogło tu trafić?
Taki Imperator, na przykład. O ile w klasycznej trylogii budził we mnie dość letnie uczucia, to nowa  trylogia i serial animowany sprawiły, że zaczęłam go darzyć sympatią. Imperator bowiem, jako jedyny w całym tym towarzystwie myśli. Planuje. Podejmuje racjonalne decyzje. Jedi przy nim to dzieci we mgle, w dodatku niezbyt bystre. Kiedy wygrywa i zostaje władcą Galaktyki mam poczucie, że dostał nagrodę za swoją ciężką pracę.
Biedni naiwni Jedi...
Albo Loki. Nie dość, że skądś skombinował sobie wielką armię, to jeszcze łączy w sobie wszystkie cechy idealnego czarnego charakteru. Ma wygląd, styl, inteligencję, odpowiednią dawkę szaleństwa i nawet te królicze rogi nie odbierają mu uroku. I kocha mamę, co dowodzi, że serce ma na właściwym miejscu. Tylko jest postacią szekspirowską, więc skłonną do wielkich gestów, nie zimnej logiki.
   
To wreck havoc or not wreck havoc... that is the question...
Crowley, udowadniający, że it’s good to be evil. Ale mogę być nieobiektywna, bo z takim głosem mógłby być najbardziej dobrą postacią na świecie, a ja i tak miałabym do niego słabość. Scenarzyści konsekwentnie próbują go zepsuć, nawet im się udaje, ale nawet upupiony Crowley ma przebłyski  czystej wspaniałości.
Hello boys 
A teraz para bohaterów, w dodatku jedna z moich pierwszych filmowych fascynacji. Alec Trevelyan i Xenia Onatopp z Goldeneye. Sean Bean podobał mi się nawet ze zniszczoną połową twarzy i całym dwunastoletnim sercem zazdrościłam Famke Janssen umiejętności noszenia czerwonej szminki. Owszem, obie postaci były bardzo w bondowej konwencji, ale jednocześnie się z niej jakoś wyłamywały.
Pierwszą piątkę zamyka Miranda Priestly z Diabeł ubiera się u Prady. Bo to ona jest czarnym charakterem tej opowieści (omal nie trafiła tu Kobieta Kot, ale to jednak antybohaterka), ale w jakim stylu. W sumie nic dziwnego, gra ją Meryl Streep.
Jakby ktoś miał wątpliwości, że Mirnda jest awesome
Okazuje się, że muszę napisać kolejny odcinek, bo mnóstwo postaci nie zakwalifikowało się na listę. Nie byli bowiem złoczyńcami, ale antybohaterami. W mojej definicji bowiem cele przeciwstawne do celów głównego bohatera/bohaterki nie czynią postaci od razu czarnym charakterem. I dlatego w tym wpisie nie ma zdjęcia Fassbendera ;).

0 komentarze: