wtorek, 16 września 2014

Jestem zołzą


 Tytuł stąd, że gdzieś w necie znalazłam wypowiedź, że nie można być zołzą i ostro oceniać debiutów. No nie da rady, jestem zołzą, wszystkie książki oceniam według takich samych kryteriów.

Śmierciowisko nie jest książką postapokaliptyczną, więc jeśli macie zamiar sięgnąć po nią z tego powodu, rozczarujecie się. Tak naprawdę akcja mogłaby się dziać po dowolnej wojnie czy rewolucji i nic by to w opowieści nie zmieniło. A może nawet by bardziej pasowało. Szczerze mówiąc, podejście wielu bohaterów do życia nie bardzo pasowało mi do osób, które żyły we współczesnej Europie.

Historia była ciekawa, chociaż domyślenie się, kim jest tajemniczy Człowiek ze Skraju Lasu nie było zbyt trudne (dla mnie, ale to nic nie znaczy. Za dużo kryminałów i Pratchetta). Rozpada się jednak na dwie części, jakby Autorka w trakcie pisania zmieniła zamysł. Kiedy główna bohaterka odkryła kto i co stoi za zgonami w  wiosce byłam zaledwie w połowie książki. Druga połowa powieści to baśniowa opowieść o ciężkim zadaniu, którego wykonanie ma uwolnić Dorotę od poczucia winy i naprawić jej błędy. Pszczelarz, Makary, Agnieszka- wszyscy znikają i już więcej o nich nie przeczytamy. Co ze społecznością Bukowska?  Nie wiadomo. Nikt nie rozliczył się z przeszłością, nikt nie dostał szansy odkupienia win.
Z drugiej strony, nikt z tych bohaterów nie jest ani ciekawy, ani sympatyczny. Większość urodzonych przed Epidemią ma podobne historie, motywacje i cierpienia, tak że już w trakcie lektury zlewali się w jedno. Poza tym istnieją tylko wtedy, kiedy są potrzebni, a wszystkie informacje (przeszłość, motywacje) dostajemy, kiedy postać po raz pierwszy wkroczy na scenę. Część z nich znika niemal od razu i właściwie nie wiadomo, czemu się pojawiła. Autorka stosuje też wybieg, którego coraz bardziej nie lubię- narracja urywa się chwilę przed ważnym wydarzeniem, a zaczyna zaraz po.
Z Dorotą, główną bohaterką, mam kłopot. Ciężko mi określić jej wiek, z jednej strony jest samodzielna, a jej koleżanki z tej samej grupy wiekowej mają już dzieci, z drugiej zachowuje się jak nastolatka. Jest takie angielskie określenie heroinę too stupid to live, główna bohaterka Śmierciowiska należy do tej właśnie kategorii. Samotna wyprawa by odnaleźć wilkołaka? Nie przekazanie nikomu ważnych  informacji o potencjalnym niebezpieczeństwie? Zgubienie się w zimowym lesie, bo nie wpadła na to by wrócić po swoich śladach? Tak, tak i tak. Bohaterka trochę się zmienia, dojrzewa w trakcie powieści, ale nie dość by ją polubić. Ba, nawet zrozumieć motywy Dorotki ciężko. Ale kibicowałam jej, kiedy chciała naprawić swoje błędy.
I to kolejna bohaterka, która dużo czyta, ale ani razu nie korzysta z nabytej w ten sposób wiedzy. Nie bardzo wierzę w jej przemianę na końcu książki. To znaczy wierzę, że zrealizowanie celu zmieniło Dorotę, ale nie w opisany sposób. Dorota walczy przez większość czasu z Ciemnością w sobie, nie o zrozumienie swojej kobiecości czy pogodzenie ze światem. A nagle okazuje się, że o to chodziło.

Powieść jest ciekawie napisana, dobrze się ją czyta, choć czasami zdarzają się nieporadne zdania. Korekta powinna je wychwycić, ale chyba piszę to w każdej recenzji ostatnio. Może jak Katon powinnam każdy wpis kończyć zdaniem: „A poza wszystkim redakcja się nie popisała”? Podobał mi się nieco oniryczny klimat powieści, nawiązania do literatury.
Czy uważam Śmierciowisko za udaną książkę? Nie do końca. Ale za obiecujący debiut tak i na pewno poszukam innych pozycji Anny Głomb.

0 komentarze: