Nie umiem pisać recenzji komiksów, pardon, powieści
graficznych, ale chcę się nauczyć. A gdzie znajdę lepsze miejsce do ćwiczenia
niż blog?
Po Fables Billa Willinghama sięgnęłam zachęcona grą The wolf among us (o
której może napiszę kiedy indziej, bo jest naprawdę dobra). I chociaż komiksy
mają inny klimat niż gra, to nadal czytało je się bardzo dobrze i chcę kolejny
tom. Dla porządku dodam, że czytałam w oryginale. Wiem, że w swoim czasie Baśnie były wydawane w Polsce, ale nakład
chyba już dawno się wyczerpał. W każdym razie cena pierwszego tomu w sklepie z
komiksami okazała się wyższa, niż cena ściągnięcia oryginału.
Pierwsze dwa tomy służą poznaniu świata Fables. W pierwszym
tomie mamy Fabletown, siedzibę władz baśniowej społeczności, w drugim Farmę,
gdzie mieszkają baśnie, które nie są w stanie udawać ludzi. Fabuła w obu
schodzi na dalszy plan, obie zagadki są dość proste i łatwo je rozwiązać, niektóre rozwiązania bardzo już ograne. Przede
wszystkim mamy poznać bohaterów i wczuć się w klimat, zrozumieć jak żyją „legendy na wygnaniu”, oba tomy łączy wątek
sióstr Śnieżki i Różyczki, oraz historia Colina. Dużo tu tłumaczenia, chwilami
aż za dużo, ale jest ono konieczne by zrozumieć jak działa społeczność i czemu
niektórzy mogą przeżyć strzał w głowę.
Do grona wygnanych legend Autor zaliczył nie tylko bohaterów
klasycznych baśni, ale też literatury dla dzieci i młodzieży, jak Księga dżungli czy Czarnoksiężnik z krainy Oz, a nawet mitologii germańskiej. Pomysł nawet
mi się podoba, chociaż chciałabym wiedzieć, czym kierował się w swoich wyborach,
zakładam że rozpoznawalnością postaci. Chyba każde amerykańskie dziecko kojarzy
latające małpy z krainy Oz i Jasia od magicznych fasolek. Co w takim razie robi
w tym wszystkim Wayland Kowal? Być może Bill Willingham chciał dać twarz i imię
wszystkim baśniowym kowalom i płatnerzom (w końcu zazwyczaj, mimo że tworzą
magiczne artefakty, są oni bezimienni).
Tom pierwszy |
Tom drugi |
Co słychać, panie tygrysie? |
0 komentarze:
Prześlij komentarz