wtorek, 30 września 2014

Bill Willingham Fables


Nie umiem pisać recenzji komiksów, pardon, powieści graficznych, ale chcę się nauczyć. A gdzie znajdę lepsze miejsce do ćwiczenia niż blog?
Po Fables Billa Willinghama sięgnęłam zachęcona grą The wolf among us (o której może napiszę kiedy indziej, bo jest naprawdę dobra). I chociaż komiksy mają inny klimat niż gra, to nadal czytało je się bardzo dobrze i chcę kolejny tom. Dla porządku dodam, że czytałam w oryginale. Wiem, że w swoim czasie Baśnie były wydawane w Polsce, ale nakład chyba już dawno się wyczerpał. W każdym razie cena pierwszego tomu w sklepie z komiksami okazała się wyższa, niż cena ściągnięcia oryginału.  
Śnieżka, Bigby i reszta ferajny. Wszystkie grafiki ze google

Pierwsze dwa tomy służą poznaniu świata Fables. W pierwszym tomie mamy Fabletown, siedzibę władz baśniowej społeczności, w drugim Farmę, gdzie mieszkają baśnie, które nie są w stanie udawać ludzi. Fabuła w obu schodzi na dalszy plan, obie zagadki są dość proste i łatwo je rozwiązać, niektóre rozwiązania bardzo już ograne. Przede wszystkim mamy poznać bohaterów i wczuć się w klimat, zrozumieć jak żyją  „legendy na wygnaniu”, oba tomy łączy wątek sióstr Śnieżki i Różyczki, oraz historia Colina. Dużo tu tłumaczenia, chwilami aż za dużo, ale jest ono konieczne by zrozumieć jak działa społeczność i czemu niektórzy mogą przeżyć strzał w głowę.

Do grona wygnanych legend Autor zaliczył nie tylko bohaterów klasycznych baśni, ale też literatury dla dzieci i młodzieży, jak Księga dżungli czy Czarnoksiężnik z krainy Oz, a nawet mitologii germańskiej. Pomysł nawet mi się podoba, chociaż chciałabym wiedzieć, czym kierował się w swoich wyborach, zakładam że rozpoznawalnością postaci. Chyba każde amerykańskie dziecko kojarzy latające małpy z krainy Oz i Jasia od magicznych fasolek. Co w takim razie robi w tym wszystkim Wayland Kowal? Być może Bill Willingham chciał dać twarz i imię wszystkim baśniowym kowalom i płatnerzom (w końcu zazwyczaj, mimo że tworzą magiczne artefakty, są oni bezimienni).


Tom pierwszy
Nie wiem czy celowo, ale Różyczka okazuje się tą inteligentniejszą i trochę sympatyczniejszą z sióstr. Śnieżka, niestety, jest chwilami bardzo niezorientowana i głupia (zwłaszcza w porównaniu ze Śnieżką z gry). Z  postaci drugoplanowych, podobała mi się Złotowłosa jako komunistka, oraz Bardzo Zły Wilk jako szeryf Fabletown, polubiłam też Colina. Niektórych bohaterów potraktowano dość stereotypowo (Piękna i Bestia jako zubożała szlachta albo Książę z Bajki jako narcystyczny uwodziciel), ale liczę że w późniejszych tomach historia się rozkręci. Generalnie, relacje między bohaterami są mocną stroną komiksu, chociaż mam  też wrażenie, że Autor stara się pokazać za dużo i za szybko, w końcu czytelnikowi może być trudno rozpoznać wszystkie przedstawione już postacie.

Tom drugi
Drugim ważnym elementem Fables są nawiązania do literatury i kultury. W dwóch przeczytanych przeze mnie tomach, znalazłam Władcę Much, Folwark zwierzęcy. A przyznaję, nie przyglądałam się zbyt uważnie, więc pewnie dużo rzeczy na czwartym planie mi umknęło. Grafikę ciężko oceniać, nie znam się. Żałuję, że środek nie jest tak ładny jak okładki, ale rozumiem, że tak się nie da. Poza tym, nie miałam problemu z rozpoznaniem postaci, ani ze zrozumieniem co się dzieje w poszczególnych kadrach. Dodatkowo każdy tom zawiera concept arts oraz okładki wszystkich wydań zeszytowych, mała rzecz a cieszy. Niektóre podobają mi się dużo bardziej niż oficjalne okładki tomów. 

Co słychać, panie tygrysie?
Podobało mi się i już przymierzam się do zdobycia kolejnego tomu. Czy uważam Fables  za dobry komiks? Chyba tak, w każdym razie czytając chwilami zapominałam, że to nie „prawdziwa” książka. Ale tak naprawdę mam za małe doświadczenie, żeby się wypowiadać. W kolejce czeka 1602 Neila Gaimana.

0 komentarze: