Będzie nietypowo, bo o spektaklu, nie serialu. Pod żadnym pozorem nie jest to recenzja, za rzadko chodzę do teatru, żeby oceniać, raczej zapis wrażeń.
Nie używam słowa Potwór czy Monstrum na określenie Istoty, bo jak słusznie zauważył Janek, można powiedzieć wiele, ale twór Victora Frankensteina jest czymś dużo więcej niż Potworem.
Aktorzy grające główne role wymieniają się nimi. Swoją drogą, wszystkie postacie reagują na Istotę z obrzydzeniem, ale wcale taka straszna nie jest. |
Najlepsza scena w sztuce |
She dies, we don't care. Ale do pewnego momentu to była piękna scena. |
Nie wiem co tam robił steampunk, ale był naprawdę ładny |
It's full of stars... |
Spektakl obejrzałam w ramach National Theatre Live na seansie w Multikinie. Jeśli będziecie mieć okazję i możliwość, idźcie koniecznie! Nieważne co będą grali :). Teraz ostrzę sobie zęby na Audiencję z Helen Mirren.
Poniżej opinia Janka, który uteatralniał się wraz ze mną:
W tej sztuce akcenty został rozłożone zupełnie inaczej niż w dotychczasowych opracowaniach Frankensteina. Pierwsza część to akt stworzenia Stworzenia oraz jego nauka świata. Druga część to pojedynek pomiędzy Stworzeniem a Wiktorem. Starcie dwóch psychopatów, bez żadnych zasad, bez reguł. O dziwo, to właśnie Stworzenie posługuje się emocjami oraz dysponuje ogromną empatią. Wiktor jest zimny, skalkulowany, oderwany od rzeczywistości. Jedynymi rzeczą które nim targają to strach oraz... oburzenie.
Ich dialog jest przerażający. Sherlock Holmes i Moriarty to przy nich niewinne stworzonka. Sam sposób ich "umawiania" się na spotkania wbija w fotel. Stworzenie zabija brata Wiktora "bo przecież inaczej byś nie przyszedł". Wiktor nie jest lepszy. Wykorzystuje do tego celu zaufanie swojego ojca oraz narzeczonej. Bierze ślub, bo zdaje sobie sprawę iż wtedy Stworzenie przyjdzie do niego i upomni się o swoje.
I chyba na tym polega brak ról drugoplanowych. To zwykłe pionki na szachownicy, których usunięcie jest najzwyklejszą formą komunikacji między dwoma graczami. Żaden z głównych bohaterów nie odczuwa wyrzutów sumienia. Nawet Stworzenie, pomimo szerokiej gamy swoich uczuć w głębi duszy jest zwierzęciem stosującym najprostszą zasadę - oko za oko. Ty mnie zdradziłeś, więc ja Ci odpłacę.
Wiktor stworzył nowe życie, ale nie potrafił wziąć za niego odpowiedzialności, bo w głębi duszy ciągle był rozkapryszonym dzieckiem skupionym tylko na sobie i swoich zachciankach. Bardzo dobrze oddaje to scena z jego narzeczoną, w której widać (a przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie) iż Wiktor zupełnie nie ma pojęcia co to jest kobieta, ani tym bardziej co się z nią robi. Patrząc na niego miałem nieodparte skojarzenia z naszymi współczesnymi nerdami, wpatrzonymi w ekrany komputerów, tabletów, komórek. Całą swoją energię kierujących ku fałszywym bożkom zamiast zając się tradycyjną ludzką interakcją.Ich dialog jest przerażający. Sherlock Holmes i Moriarty to przy nich niewinne stworzonka. Sam sposób ich "umawiania" się na spotkania wbija w fotel. Stworzenie zabija brata Wiktora "bo przecież inaczej byś nie przyszedł". Wiktor nie jest lepszy. Wykorzystuje do tego celu zaufanie swojego ojca oraz narzeczonej. Bierze ślub, bo zdaje sobie sprawę iż wtedy Stworzenie przyjdzie do niego i upomni się o swoje.
I chyba na tym polega brak ról drugoplanowych. To zwykłe pionki na szachownicy, których usunięcie jest najzwyklejszą formą komunikacji między dwoma graczami. Żaden z głównych bohaterów nie odczuwa wyrzutów sumienia. Nawet Stworzenie, pomimo szerokiej gamy swoich uczuć w głębi duszy jest zwierzęciem stosującym najprostszą zasadę - oko za oko. Ty mnie zdradziłeś, więc ja Ci odpłacę.
0 komentarze:
Prześlij komentarz