Warszawa końca lat 20. ubiegłego stulecia. Eleganckie kawiarnie, w
których namiętnie dyskutuje się o Einsteinie i Freudzie, oraz brudne
spelunki, gdzie nad setką wódki załatwiają porachunki chłopaki z
ferajny. Nowoczesne ulice rozwijającej się stolicy i zapyziałe zaułki.
Komisarz Jerzy Drwęcki zgłębia mroczne tajemnice tych światów, tropiąc
szaleńca, który posiadł umiejętność przestrajania ludzkich umysłów.
Kluczem do zagadki są odnalezione po latach zapiski rosyjskiego
magnetyzera. Autor wpisuje się w krąg mistrzów kryminału miejskiego,
takich jak Leopold Tyrmand i Marek Krajewski. Znakomicie oddany klimat
przedwojennej Warszawy i galeria barwnych postaci z epoki, od
najprzystojniejszego ułana II Rzeczypospolitej Bolesława
Wieniawy-Długoszowskiego i erudyty Franca Fiszera, po Tatę Tasiemkę,
legendarnego króla Kercelaka, uwikłanych w intrygującą zagadką
kryminalną gwarantują zabawną i zaskakującą lekturę.
Powieść Konrada Lewandowskiego to dziwna książka. Niby jest to kryminał, niby powieść historyczna, niby powieść gangsterska, niby thriller polityczny, a tak naprawdę coś pomiędzy.
opis pochodzi ze strony empik.com
Powieść Konrada Lewandowskiego to dziwna książka. Niby jest to kryminał, niby powieść historyczna, niby powieść gangsterska, niby thriller polityczny, a tak naprawdę coś pomiędzy.
Magnetyzer jako powieść historyczna jest genialny, jako
powieść o Warszawie również (a jak się jest z warszawskiej Woli to w ogóle). Nie
wiem jak dokładne są zawarte w książce opisy, ale brzmią naprawdę
prawdopodobnie. Na międzywojennej warszawskiej mafii nie znam się ani trochę,
ale mam zamiar się doszkolić. Według mnie, miasto jest lepiej opisane niż
słynne Breslau, które dla mnie było zbyt mroczne i smutne.
Autor wykorzystał wiele postaci historycznych (Fiszer,
Boy-Żeleński, Tuwim, Marszałek), które nie są papierowe ani drętwe, świetnie
się czyta ich dialogi. Podobnie weterani Powstania Styczniowego, mimo sędziwego
wieku wulkany energii i pomysłów. Jedynie postacie kobiece są dość mdłe, ale
też mają bardzo ograniczone role. Moim zdaniem, bohaterowie drugoplanowi udali
się bardziej niż główny bohater.
Właśnie Jerzy Drwęcki. Mężczyzna z przeszłością, która
wyłazi w najmniej odpowiednich momentach, wprowadzając zamęt zarówno w głowie
komisarza, jak i czytelnika. Niby dobry śledczy, ale śledztwa w tej książce
jest bardzo mało, więc nie bardzo może się wykazać. Jerzy albo podróżuje, albo
słucha opowieści. Gdyby dopracowano ten wątek, Magnetyzer spodobałby mi się
dużo bardziej.
Samo rozwiązanie zagadki było takie sobie i wyskoczyło trochę
jak diabeł z pudełka, przynosząc kolejne wątki. O motywach zbrodniarza nie
dowiadujemy się nic. Tata Marceli bardzo przypomina mi takiego standardowego
złego geniusza z pulpowych powieści, dążącego do władzy nad światem.
Podobał mi się język powieści, natomiast chwilami odnosiłam
wrażenie, że Autor książki nie dopracował. Zdarzały się długie fragmenty
składające się tylko z dialogów, bez opisów czy didaskaliów. Niby mogłam się
domyślić, co też bohaterowie robią wygłaszając kolejne zdania, ale chciałabym
wiedzieć więcej.
Podsumowując, za dużo grzybów w tym barszczu. Gdyby Autor
skupił się na jednym czy dwóch, powieść miałaby duże szanse trafić do grona
moich faworytów. Tak pozostaje
interesującą, ale wybrakowaną pozycją.
0 komentarze:
Prześlij komentarz