Prawda, że dobre wytłumaczenie ciszy na blogu? Zwłaszcza książkowym. W końcu trzeba najpierw przeczytać by o czymś pisać.
|
Na zdjęciu jeden z krzaczorów, które zawsze turlają się po planie w westernach. Roślina nazywa się tumbleweed. |
A tak poważnie, wciągnęłam się w moje wyzwanie, więc każdą
wolną chwilę poświęcam na lekturę. Jest szansa, że zakończę to wszystko
sukcesem. Na razie jestem w połowie
A court of thorns and roses (nudno, mili
państwo, nudno), oraz
Crimson bound (jest tak dobre jak poprzednia książka
Rosamund Hodge). Rusty zapowiadała, że we wrześniu będzie druga edycja jej
wyzwania baśniowego, obie powieści będą wtedy jak znalazł. Jeśli uda mi się
dokończyć
On Basilisk Station i
Little women będą bardzo zadowolona.
Ale żeby blog nie zarósł pajęczynami, jutro będzie wpis o
serialu science fiction, który ostatnio obejrzałam. Wreszcie będę mogła się z
czystym sumieniem pozachwycać. Bo ja, wbrew pozorom, lubię chwalić, tylko mi
nie wychodzi.
0 komentarze:
Prześlij komentarz