Miałam nadzieję, że książka będzie… bardziej nowoczesna,
świeższa, a Autorka pisząc o współczesnych trzydziestolatkach wyjdzie poza
schemat: szara brzydka Warszawa, biedni ludzie, którym nic się nigdy nie uda.
Tym bardziej, że okładka obiecywała mi humor, brak ocen i nowoczesność.
Zdjęcie z lubimyczytac. Zdjęcia Warszawy z google i żadne nie jest moją własnością. |
Niestety, powieść mnie zawiodła. Nie było ani precyzyjnych
planów, ani realizacji marzeń, ani humoru (chyba, że policzymy jedno nawiązanie
do Dnia świra). Znowu taplamy się w
szarości i bylejakości, które polskie współczesne powieści opisują z lubością. Część
może wynikać z nieporadności stylu (o tym niżej), ale na pewno nie wszystko. Jestem
zmęczona bohaterami, którzy miotają się chaotycznie, a przy tym nie umieją
zauważyć, że druga strona też jest człowiekiem.
DALEJ TEKST ZAWIERA SPOILERY
I może zacznę od bohaterów, żeby mieć ich z głowy. Nie wiem,
kiedy ostatnio spotkałam w książce tyle niesympatycznych i nudnych postaci. Już
balzakowscy mieszczanie mieli w sobie więcej życia i byli sympatyczniejsi niż
bohaterowie Zachłannych. Może gdybym
lepiej ich znała, ale Autorka nie zadaje sobie trudu, by czytelnik ich poznał. Och,
jesteśmy zarzucani monologami na temat świata, ludzi, przyszłości (zły, durni,
niepewna), ale nie wiemy, co lubią jeść, słuchać, czy mają jakieś hobby? Główną
cechą bohaterek jest umiejętność aranżacji wnętrz, albo jej brak. No i w
powieści o „słoikach” nie ma ani jednej(!) Interakcji z rdzennymi mieszkańcami,
bohaterów zaś bardziej zaprzątają problemy damsko-męskie, niż kwestia
emigracji.
Fabularnie… to jest bardzo nijaka historia, rodem z polskich
seriali. Zgodnie z polskim zwyczajem literackim, na końcu mamy wielkie bum,
metafizyczne pytania i zmianę układu na szachownicy. Prawie rozbawił mnie fakt,
że nikt nie wpadł na pomysł, że druga strona jest istotą myślącą i czującą i
należałoby z nią porozmawiać. Podejrzewam, że wtedy akcja skończyłaby się po
pierwszych stu stronach.
Zgrzytała mi czasoprzestrzeń. Bohaterowie niby mają po
trzydzieści lat, ale ich plany i dylematy odpowiadają bardziej osobom młodszym,
zaraz po studiach. Jeśli oboje pracują (i to nie na zlecenie, skoro oboje
wzięli tydzień urlopu), ona może wydać tysiąc złotych na zakupy, czemu gnieżdżą
się w pokoju w mieszkaniu studenckim? W wyliczeniach opierałam się na
informacjach z książki, że studia skończyli w pierwszym terminie. Poza tym, Warszawa w tej powieści nie
istnieje, akcja mogłaby dziać się wszędzie, wystarczy zmienić nazwy dzielnic. Ziarno prawdy Miłoszewskiego było doskonałe pod tym względem, podobnie wczesne tomy Jeżycjady Musierowicz.
Powieść nie ocenia. Wcale. Ani trochę. Dlatego jedna z
bohaterek, która zaczyna eksperymentować ze swoją seksualnością, zachodzi w nieplanowaną
ciążę, a potem umiera na turboAIDS (choroba zabija ją w ciągu max. kilkunastu
miesięcy). Dlatego druga, bardzo nastawiona na realizację marzeń i planów,
kończy z niczym, mimo że przez chwilę wydaje się, że akurat ona osiągnie sukces.
Na dodatek wraca do mężczyzny, który nią manipulował (i przyznał się
czytelnikowi!), poważnie rozważał przejęcie mieszkania po zmarłym emerycie, pobił
ją i prawdopodobnie jest śmiertelnie chory.
Drażnił mnie sposób, w jaki Zachłanni są napisani. O ile pierwsza część powieści jest dość
spójna, to już w historii Ewy są dziury. Bohaterka szuka miłości, ale narracja
przeskakuje od „może znalazła Tego Jedynego” do „koniec związku”, bez opisu
tego, co pośrodku, a wynika że dużo. Ewa umiera na AIDS, ale problem ewentualnego
zarażenia jej partnerów czy dziecka w ogóle się nie pojawia. Z drugiej strony
dostajemy rozbudowaną na całą stronę metaforę podziemi pod Rotundą jako
krwioobiegu, albo dokładny opis mycia zębów. Autorka sypie mądrościami a la Coelho, a ja
bardzo nie lubię nachalnego moralizowania, nawet jeśli z niektórymi jej obserwacjami się zgadzam. Stylistycznie jest bardzo
przeciętnie, ale podejrzewam świadomą stylizację, więc dam spokój. Napisze tylko,
że dialogi są równie naturalne jak w polskiej telenoweli, przypominają
opracowane wykłady.Często toczą się przez stronę czy dwie bez żadnych didaskaliów.
Ale książka została porządnie zredagowana i poza jedną
literówką nie natknęłam się na inne błędy. Można? Można.
Zachłanni nie
żyją. Książka nie porywa ani miałką historią, ani nudnymi bohaterami, ani
narracją. Brakuje klimatu, różnorodności. Jest płasko, nudno i szaro. Miała być
powieść o współczesnych trzydziestolatkach, jest... nie wiem, romans? Opowieść o ludziach nie mających pomysłu na siebie? Próba pokazania człowieka doprowadzonego do ostateczności? Oczywiście,
istnieje możliwość, że ja czegoś nie zrozumiałam, prawdę mówiąc, uczucie niezrozumienia
towarzyszyło mi przez trzecią część.
2 komentarze:
O rety, strach emigrować do tej Warszawy, oceniając możliwy rozwój sytuacji po fabule :-).
Zdecydowanie należy trzymać się z daleka ;). Jeszcze znajdzie się w mieście ładne kawałki, albo, o zgrozo, okaże się że wcale nie jest tak beznadziejne.
Prześlij komentarz