Przyznam, że Drugie życie bardzo mnie zaskoczyło, pozytywnie w dodatku. Oczekiwałam wielkiej katastrofy, a wcale nie było tak źle, przeczytałam tę krótką książeczkę bez bólu.
Oczywiście, to nadal proza Stephanie Meyer, z wszelkimi jej wadami. O ile jestem w stanie wybaczyć język, w końcu bohaterka ma piętnaście lat, o tyle „położenia” fabuły już nie. Zaczyna się obiecująco, motyw obyczajowy jest całkiem sympatyczny, to im bliżej końca tym gorzej. Kulminacyjne sceny bitwy między Cullenami a nowonarodzonymi czytałam, ziewając. Anne Rice w bardziej emocjonujący sposób opisywała spacer Lestata po Orleanie.
Bree jest dużo sympatyczniejszą bohaterką niż Bella, jest też bardziej „jakaś”, nawet ją polubiłam. Jej, czasami porażająca, bezmyślność ma swoje uzasadnienie. Reszta bohaterów jest tylko tłem, ale jako że armia Victorii jest pozbawiona specjalnych zdolności, nie są tak irytująco cudowni jak Cullenowie.
Stephanie ma wielkie problemy z pisaniem o wampirach, krwi, przemocy- sceny walki i masakry są dziwnie wyprane, autorka prześlizguje się między nimi- zawsze mnie nurtowało, dlaczego zatem je wybrała? Jest tyle „sympatyczniejszych” nadnaturalni, niewymagających strasznej gimnastyki moralnej.
Podsumowując, Drugie życie Bree Tanner to słaba książka, ale lepsza od Zmierzchu.Można przeczytać, ale raczej jako zapychacz, gdy brak innych lektur.
1 komentarze:
Raczej nie sięgnę, gdyż ledwo przez "Zmierzch" przebrnęłam i trochę się zraziłam do twórczości Meyer
Prześlij komentarz