czwartek, 4 grudnia 2014

Anne Rice Książę Lestat

Wpis zawiera spoilery, bo inaczej się nie dało. Jeśli chcesz ich uniknąć, albo nie masz czasu na czytanie długiego wywodu, ostatni akapit to bezspoilerowa ocena powieści (zaczyna się pod obrazkiem Claudii).

Wampirze kroniki to dla mnie bardzo ważna seria i kawał życia. Przeczytałam wszystkie tomy, niektóre po kilka razy. Nawet kiedy fabuła mnie rozczarowywała, czytałam dalej ze względu na język. Kiedy dostałam w ręce Księcia Lestata byłam przekonana, że czekają mnie dwa dni wyśmienitej, choć może nienajlepszej, lektury. Po tygodniu męczarni udało mi się wreszcie powieść skończyć.

Źródło z którego pochodzą wszystkie wykorzystane we wpisie obrazki, chyba że podano inaczej
Fabularnie książka jest bardzo podobna do Królowej Potępionych, znowu tajemnicza siła niszczy wampiry na całym świecie. Kryzys sprawia, że po raz kolejny nasi znajomi muszą się zebrać i jakoś go rozwiązać. Przy okazji Autorka dodaje kilka nowych postaci. Jeśli zawsze Cię ciekawiło, co się stało z muzykiem z Nowego Orleanu, albo jak miał na imię wampir stojący w drugim rzędzie w Rzymie, ta powieść da Ci odpowiedź. Uważam to za ciekawy pomysł, chociaż niektórych powrotów nie rozumiem, a innych postaci brakuje. Szkoda, że wykonanie tak strasznie zawiodło.
Wampirze kroniki miały całkiem spójny świat, w dodatku ciekawie opisany. Który Autorka tym tomem stawia na głowie, bo dlaczego nie? Wampiry kiedyś mogły się uczyć, czytając w myślach innych (Lestat jeśli dobrze pamiętam, nauczył się pisać, czytać i złapał język czy dwa), teraz nie. Wampiry nie mogły się rozmnażać, teraz poniekąd mogą (ale tylko męskie). I nawet nie zacznę się wypowiadać na temat Talamaski czy duchów. No i Anne Rice kradnąca pomysł Stephanie Meyer.

I'm a perfect devil. Tell me how bad I am. It makes me feel so good!
Romans z nauką mógłby być ciekawy, gdyby Autorka wiedziała co chce zrobić i zadbała o jego realizację. A tak czytelnik zostaje z dwoma wampirzymi naukowcami, którzy coś robią, ale nie wiemy co. Oni to chętnie tłumaczą, ale za każdym razem gdy to robią wampir będący narratorem stwierdza: „i wtedy zaczęli mówić o nauce, ale ponieważ jestem starym wampirem i nie łapię tego nowego świata, brzmiało to jak poezja i  nie zrozumiałem ani słowa”. Naprawdę? Z tego co pamiętam Lestat i Mariusz z radością odkrywali nowe wynalazki ludzkości, cieszyli się nimi i potrafili korzystać. A teraz nagle Lestat nie umie obsługiwać maili i telefonów komórkowych!


Nie wiem co się stało, ale nagle wszystkie wampiry się kochają. Pomijam, że kochają Lestata, bo w tekście jest wyjaśnienie tego stanu rzeczy (nie pokrywa się ono z informacjami jakie ma czytelnik, ale jest dość zdroworozsądkowe). Ale wszyscy kochają wszystkich. Panuje powszechna akceptacja. To sprawia, że zamiast znanych nam i kochanych bohaterów, mamy wydmuszki snujące się w różowej mgle. Nawet kiedy nagle wpadają na starego wroga, to mają dla niego tylko zachwyt i miłość. w ogóle z wampirów nagle zrobiły się straszne pierdoły, a dwóch głównych złych daje się wystrychnąć na dudka dwudziestolatkowi.
Być może Anne Rice znudzili się starzy bohaterowie, ale w takim razie, po co o nich pisać? Armand zredukowany do roli pana domu, Mariusz który nagle jest nie tylko troskliwym misiem, ale i idiotą. Louis występujący jako właściwie dekoracja wnętrz (i ostatnia scena między nim a Lestatem niewiele zmienia). Daniel, który nagle nie jest szalony, ale nie wiadomo co i jak. To nie są bohaterowie o których chcę czytać! Jedynie Gabrielle zostały jakieś moce umysłowe. A właśnie, a propos markizy…
Nie ma oficjalnego portretu Bianci,ale ten obrazek przewija się na wielu fanowskich stronach. Źródło
Dla mnie dwiema największymi niewiadomymi i jednocześnie najciekawszymi postaciami serii były Gabrielle de Lioncourt i Bianca Solderini. Przez połowę powieści miałam nadzieję, że obie panie się pojawią, liczyłam na opowieści, co się z nimi działo przez te wszystkie lata. Skoro już wszyscy opowiadają, nawet wampir z trzeciego rzędu. I tak, obie są. I absolutnie nic z tego nie wynika. Gabrielle jako jedna z nielicznych nie została wykastrowana, ale gdzieś się Autorce gubi po drodze. Bianca tylko płacze w kącie. Jakieś reakcje na innych? Rozmowa z Mariuszem i Armandem może? Nie. To może Mariusz się chociaż ucieszył, że Bianca przetrwała? Ale skąd, nawet nie zwrócili na siebie uwagi. Dawno się tak nie zawiodłam.
Anne Rice nie umie pisać współczesnych młodych ludzi. Rose jest nie tylko niewiarygodna, jest też jedną z najbardziej irytujących i bezużytecznych postaci w tej książce. Prawdę mówiąc, nie wiem co ona robi w Księciu. Myślałam, że będzie powtórką z Claudii, ale nikogo tu nie zjadają wyrzuty sumienia, kiedy dziewczyna prawie traci rozum. I tak, wiem że istnieją takie słodkie i piękne, ale dość pasywne osoby. Tylko czy warto umieszczać je w powieści o wampirach? Victor też nie ma za wiele sensu. Po co został stworzony? Jako broń albo przynęta na Lestata? W takim razie został zupełnie niewykorzystany. Nie daje mi też spokoju dylemat, jak dziecko wychowujące się wśród wampirów może wyrosnąć na  normalnego społecznie człowieka.


Jedną z zalet cyklu były rozterki moralne bohaterów. Pytania o człowieczeństwo, dobro, zło. Jeśli komuś to przeszkadzało, spieszę poinformować, że w Księciu już nikt nie roztrząsa problemów moralnych. Czy wystawienie dziecka na kontakt z wampirem zniszczy mu psychikę? Who cares! Czy etyczne jest zmienianie kogoś niespełna rozumu, albo bardzo młodego? A czy to ważne? Przecież wszyscy się kochają. Jeden z bohaterów dostaje nową nogę, podebraną złemu wampirowi. Nikt nawet chwili nie poświęca na przemyślenia, czy tak można.
Samozachwyt. Nazwałabym to wulgarniej, ale jednak się powstrzymam. Stali czytelnicy pamiętają zapewne przemowy na początku Blackwood Farm i Blood Canticle, w których Lestat krytykował czytelników, którym nie podobały się poprzednie tomy. Tu na szczęście tego nie ma. Na nieszczęście, zostało zastąpione przez zachwyty wylewające się z każdej historii. Wszyscy nowi bohaterowie czytali Kroniki i wszyscy są absolutnie zachwyceni. Przyznam, że po trzecim takim fragmencie zatęskniłam za pełnymi pasji tyradami Lestata. Przy czwartym kartkowałam, szukając zakończenia.


Całość jest bardzo niedopracowana. Zupełnie jakby Autorka nie miała przekonania do swojej pracy, albo się nią znudziła i wydano pierwszy szkic. Wątki się rwą, relacje między postaciami są ledwie naszkicowane, a wszyscy są strasznie nijacy. W tym tłumie bohaterów dwie osoby mnie zaciekawiły. Jest w tej powieści kilka pięknych scen, z dawnym stylem i bogactwem języka, ale częściej czytelnik jest skazany na powtórzenia, skróty, porwane zdania. Nie sądziłam, że będę, ale tęsknię za opisami na półtorej strony. Od nich nie mogłam się oderwać, a podczas lektury Księcia robiłam sobie kilkunastogodzinne przerwy.
Serię o wilkołakach odpuściłam. Przy Wampirzych Kronikach trzyma mnie tylko sentyment. Ale obawiam się, że zostało mi go co najwyżej na jeden tom.
Jako bonus, walc który pojawia się w pewnym momencie. Co prawda nie mam pewności czy dobrze trafiłam (nazwa się zgadza, ale Anne Rice pisze o mrocznej zmysłowej muzyce, a to jest… sami oceńcie).


0 komentarze: