środa, 22 lipca 2015

Nie powinnam czytać fluffu


Założenie książek, które ja nazywam fluffem albo bezami, jest dostarczenie rozrywki, szybszego bicia serca i happy endu. Założenie gatunku New Adult to pisanie o i dla kończących studia młodych ludziach. Wszystko razem powinno stanowić smakowitą lekturę, w sam raz na letnie popołudnia.
Dalej tradycyjnie spoilery. Wpis niestety nie jest pastelowy i słodki
 U mnie nie działa. Kupiłam Losing it skuszona opiniami, że książka co prawda ma  wady, ale jest zabawna. I przez pierwsze 45% ebooka bawiłam się nieźle. A potem irytacja przeważyła nad rozbawieniem.
Założenie fabularne jest dość nieprawdopodobne, ale nie z nim miałam problem. Podobało mi się osadzenie akcji na ostatnim roku teatrologii i wszystkie sceny związane z przedstawieniem dyplomowym. Żałuję, że nie było ich więcej, widać że Autorka zna temat i wie, jak ciekawie o nim napisać. Nawet irracjonalne zachowania Bliss miały swój urok. Bohaterowie drugoplanowi byli co prawda dość kartonowi, ale spodziewałam się tego. Garrick, amant, miał syndrom nadruchliwych brwi, kilka jego wypowiedzi było kontrowersyjnych, ale ogólnie był całkiem uroczy. Szkoda, że nie wiemy o nim za wiele. Całość była naprawdę sympatyczna i dobrze się czytało, w sam raz na letnie popołudnie. 
 A później główna bohaterka zaczęła zachowywać się jak szesnastolatka.  Mamy też kłótnię rodem z podstawówki, przemianę „założyłam mini, jestem boginią seksu”, podsłuchaną rozmowę, z której Bliss wysnuwa pochopne wnioski. Oraz krycie się z obecnością chłopaka w domu, wątek który byłby na miejscu w powieści dla młodzieży, ale nie w NA, zwłaszcza że chłopaka Bliss ukrywa przed koleżanką z roku, nie matką. Mój poziom irytacji i zażenowania rósł z każdą stroną, miałam też podejrzenia, że powieść została pomyślana jako młodzieżówka, jednak ponieważ porusza temat seksu, Autorka została poproszona o postarzenie bohaterów. Ale książką o metaforyczną ścianę rzuciłam dopiero, kiedy bohaterka okłamała bohatera w kwestii zdrowotnej. Otóż Bliss dowiaduje się, że może być zarażona mononukleozą. I uznaje, że nie powie Garrickowi, chyba że będzie miała objawy.
Nie powie mężczyźnie, że mógł się od niej zarazić chorobą wirusową.
Końcówka jest całkiem ciekawa i pozwoliła mi pozbyć się części niesmaku, ale już epilog uważam za przesadę. Chociaż miło było się dowiedzieć, że Bliss jednak próbuje dogadać się z Hamlet (kotka wzięta ze schroniska). 

Po raz kolejny przekonałam się, że nie powinnam czytać romansów jeśli nie zawierają elementów paranormalnych. Irracjonalne czy głupie zachowania bohaterek łatwiej mi znieść, kiedy muszą stawiać czoło Nieznanemu. Jednak jeśli zamiast tego, bohaterka ma problem z powiedzeniem koleżance, że nie idzie z nią do klubu bo ma randkę z chłopakiem, mam bardzo mało cierpliwości. Zwłaszcza kiedy bohaterka ma więcej niż siedemnaście lat.
Jeśli nie jesteście tak jak ja czuli na pewne kwestie (okłamywanie partnera na przykład), możecie spokojnie sięgnąć po tę książkę. Gwarantuje kilka godzin miłej rozrywki. To pierwsza część trylogii, ale w romansach amerykańskich trylogia to zazwyczaj seria powieści, które łączy miejsce i niektórzy bohaterowie, nie jedna historia w odcinkach. Po polsku Losing it wydał Jaguar jako Coś do stracenia i okładka jest ładniejsza niż w moim wydaniu.

0 komentarze: