Założenie książek, które ja nazywam fluffem albo bezami,
jest dostarczenie rozrywki, szybszego bicia serca i happy endu. Założenie
gatunku New Adult to pisanie o i dla kończących studia młodych ludziach. Wszystko
razem powinno stanowić smakowitą lekturę, w sam raz na letnie popołudnia.
Dalej tradycyjnie spoilery. Wpis niestety nie jest pastelowy i słodki |
U mnie nie działa. Kupiłam Losing it skuszona opiniami, że
książka co prawda ma wady, ale jest
zabawna. I przez pierwsze 45% ebooka bawiłam się nieźle. A potem irytacja
przeważyła nad rozbawieniem.
Założenie fabularne jest dość nieprawdopodobne, ale nie z
nim miałam problem. Podobało mi się osadzenie akcji na ostatnim roku
teatrologii i wszystkie sceny związane z przedstawieniem dyplomowym. Żałuję, że
nie było ich więcej, widać że Autorka zna temat i wie, jak ciekawie o nim
napisać. Nawet irracjonalne zachowania Bliss miały swój urok. Bohaterowie
drugoplanowi byli co prawda dość kartonowi, ale spodziewałam się tego. Garrick,
amant, miał syndrom nadruchliwych brwi, kilka jego wypowiedzi było
kontrowersyjnych, ale ogólnie był całkiem uroczy. Szkoda, że nie wiemy o nim za
wiele. Całość była naprawdę sympatyczna i dobrze się czytało, w sam raz na
letnie popołudnie.
A później główna
bohaterka zaczęła zachowywać się jak szesnastolatka. Mamy też kłótnię rodem z podstawówki,
przemianę „założyłam mini, jestem boginią seksu”, podsłuchaną rozmowę, z której
Bliss wysnuwa pochopne wnioski. Oraz krycie się z obecnością chłopaka w domu,
wątek który byłby na miejscu w powieści dla młodzieży, ale nie w NA, zwłaszcza
że chłopaka Bliss ukrywa przed koleżanką z roku, nie matką. Mój poziom irytacji
i zażenowania rósł z każdą stroną, miałam też podejrzenia, że powieść została
pomyślana jako młodzieżówka, jednak ponieważ porusza temat seksu, Autorka
została poproszona o postarzenie bohaterów. Ale książką o metaforyczną ścianę rzuciłam
dopiero, kiedy bohaterka okłamała bohatera w kwestii zdrowotnej. Otóż Bliss
dowiaduje się, że może być zarażona mononukleozą. I uznaje, że nie powie
Garrickowi, chyba że będzie miała objawy.
Nie powie mężczyźnie, że mógł się od niej zarazić chorobą
wirusową.
Końcówka jest całkiem ciekawa i pozwoliła mi pozbyć się
części niesmaku, ale już epilog uważam za przesadę. Chociaż miło było się
dowiedzieć, że Bliss jednak próbuje dogadać się z Hamlet (kotka wzięta ze
schroniska).
Po raz kolejny przekonałam się, że nie powinnam czytać
romansów jeśli nie zawierają elementów paranormalnych. Irracjonalne czy głupie
zachowania bohaterek łatwiej mi znieść, kiedy muszą stawiać czoło Nieznanemu. Jednak
jeśli zamiast tego, bohaterka ma problem z powiedzeniem koleżance, że nie idzie
z nią do klubu bo ma randkę z chłopakiem, mam bardzo mało cierpliwości. Zwłaszcza
kiedy bohaterka ma więcej niż siedemnaście lat.
Jeśli nie jesteście tak jak ja czuli na pewne kwestie
(okłamywanie partnera na przykład), możecie spokojnie sięgnąć po tę książkę. Gwarantuje
kilka godzin miłej rozrywki. To pierwsza część trylogii, ale w romansach
amerykańskich trylogia to zazwyczaj seria powieści, które łączy miejsce i
niektórzy bohaterowie, nie jedna historia w odcinkach. Po polsku Losing it
wydał Jaguar jako Coś do stracenia i okładka jest ładniejsza niż w moim wydaniu.
0 komentarze:
Prześlij komentarz