czwartek, 30 maja 2013

Jestem nieczułym draniem albo Rok w Poziomce

To mogła być książka o młodym biznesmenie, któremu do tej pory wystarczały niezobowiązujące przygody, a który nagle zakochuje się w dziewczynie. Chorej na białaczkąę. O tym, czy da szansę uczuciu czy się wycofa.
To mogła być książka o młodej kobiecie, która do tej pory dryfowała przez życie, ale po paskudnym rozwodzie postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i spełnić największe marzenie. O tym, ile kosztuje realizacja marzeń.
To mogła być książka o dwójce ludzi, którzy lata temu stracili się z oczu, a gdy się odnaleźli, postanowili dać sobie drugą szansę. O tym, że nawet mając dorosłe dzieci, można znaleźć pierwszą miłość.
Wreszcie, to mogła być książka o tym, jak w Polsce wydaje się książki. Jak młode wydawnictwo walczy o wypromowanie swojej pierwszej książki.
Niestety, Rok w Poziomce nie jest żadną z tych książek.

Książka na LC http://lubimyczytac.pl/ksiazka/71620/rok-w-poziomce
Główna bohaterka jest idiotką. Po prostu. Taką, która nie sprawdza ilości paliwa w baku ani stanu korków przy braku prądu. Taką, która będąc w nieplanowanej ciąży, uznaje, że jej obowiązkiem jest zapewnienie dziecku ojca i zaczyna szukać jelenia do wrobienia w dziecko. Taką, która w środku zimy montuje sobie w domu kominek, a dopiero potem szuka opału. Poza tym jest egzaltowana tak, że Ania Shirley to wzór stoicyzmu.
Warto wspomnieć o sytuacji rodzinnej Ewy. Otóż Ewa ma matkę, ojczyma, przyrodnie rodzeństwo, babkę, odnalezionego po latach ojca, nieżyjącą przyrodnią siostrę, której książkę wydaje. Uff. Oczywiście, mimo strasznie zapętlonych relacji, wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie.

Rok w Poziomce to po prostu zła książka. Niechlujna. Napisana w pospiechu. Właściwie przypomina szkic powieści. Sama historia mogłaby być ciekawa, mówić o ważnych i trudnych sprawach, niestety ten potencjał zmarnowano.
To nie jest książka o ważnych sprawach. To książka, gdzie poważne sprawy- choroba, rozwód, ciąża- zostały wrzucone, ale nie omówione. Karolina ma białaczkę, chyba tylko po to, żeby główna bohaterka nie mogła walczyć z nią o uczucia Andrzeja(no bo jak? Z chorą?).
Ewa zachodzi w ciążę, po to by inni mogli okazać swą szlachetność. Bo poza tym, ta ciąża nie przeszkadza jej w niczym. Wielogodzinne loty samolotem, sadzenie drzew, oddawanie szpiku, znajdowanie zaginionych rodziców… Co prawda, ma zachcianki i żyje gdzieś w chmurach, ale wszyscy jej wybaczają. Kobiety w ciąży są bowiem urocze i otoczenie nieba by im przychyliło.
Autorka najczęściej mówi, nie pokazuje. Priorytety postaci zmieniają się w trakcie trwania powieści bez żadnych przyczyn. Prawdopodobieństwo leży i kwiczy- nie wiem do tej pory jak Witold i Andrzej ze znajomych, którzy kiedyś chodzili razem do szkoły, stali się serdecznymi przyjaciółmi. Nie wiem, zresztą wielu rzeczy, ale nie będę się nad nimi zastanawiać. Zmęczyły mnie wielkie emocje, takie z wysokiego C, bohaterowie albo krzyczą albo płaczą albo się śmieją i znowu płaczą.
Ja chyba nie lubię szczęśliwych zakończeń na siłę, papierowych bohaterów i fabuły bez ładu i składu. Wolę prawdziwe emocje, pokręcone życiorysy i ludzi, którzy walczą o swoje. Tym razem powieści nie ratowały nawet zwierzaki, było ich zdecydowanie za mało.
Wiem, że wiele osób lubi powieści Katarzyny Michalak, ale ja się do nich nie zaliczam. Poszukiwania dobrej polskiej kobiecej prozy trwają.

Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka E-Pik: 
powieść obyczajowa z wątkiem zagmatwanych relacji rodzinnych
http://ksiazki-sardegny.blogspot.com/p/trojka-e-pik.html