piątek, 28 sierpnia 2015

Nie mogę pisać, bo czytam książki



Prawda, że dobre wytłumaczenie ciszy na blogu? Zwłaszcza książkowym. W końcu trzeba najpierw przeczytać by o czymś pisać.
Na zdjęciu jeden z krzaczorów, które zawsze turlają się po planie w westernach. Roślina nazywa się tumbleweed.
 A tak poważnie, wciągnęłam się w moje wyzwanie, więc każdą wolną chwilę poświęcam na lekturę. Jest szansa, że zakończę to wszystko sukcesem. Na razie jestem w połowie A court of thorns and roses (nudno, mili państwo, nudno), oraz Crimson bound (jest tak dobre jak poprzednia książka Rosamund Hodge). Rusty zapowiadała, że we wrześniu będzie druga edycja jej wyzwania baśniowego, obie powieści będą wtedy jak znalazł. Jeśli uda mi się dokończyć On Basilisk Station i Little women będą bardzo zadowolona. 
Ale żeby blog nie zarósł pajęczynami, jutro będzie wpis o serialu science fiction, który ostatnio obejrzałam. Wreszcie będę mogła się z czystym sumieniem pozachwycać. Bo ja, wbrew pozorom, lubię chwalić, tylko mi nie wychodzi.

0 komentarze: