wtorek, 13 stycznia 2015

Ogniska już dogasa w Thornie blask




Przyznam, że na ostatnią powieść z cyklu o Dorze Wilk czekałam. Mam z tą serią skomplikowany związek- czasami mnie denerwuje, zdarzało mi się rzucać książką o ścianę, ale są momenty kiedy nie mogę oderwać się od lektury. Prawie każda kolejna książka jest lepsza od poprzedniej. Piąty tom uważam za najlepszy, więc miałam dość duże nadzieje.
Znalezione na tvtropes.com
 No i znowu mam problem. Bo z jednej strony, powieść mi się podobała. Z drugiej, zupełnie nie spełniła pokładanych w niej nadziei.
Jako kolejna książka w serii Na wojnie nie ma niewinnych jest dobra. Może nie tak ciekawa jak Egzorcyzmy, ale to bardziej kwestia doboru tematu (wolę bogów/anioły i demony od wilkołaków). Za to dostałam kilka ciekawych postaci kobiecych (obie szamanki są super i mam nadzieję, że w książkach o Witkacu też będą, a pani weterynarz jest cudowna!), które biły na głowę wszystkie postacie męskie. Było też więcej Romana, wróciły Fany i Badb. Autorka miała pomysł na ich obecność w fabule i nie traktowała tylko jako luster, w których odbija się zajebistość Dory. A że nasza bohaterka znowu wraca do swojej mniej dojrzałej, bardziej egocentrycznej, postaci, to nawet dobrze.
Dora wyjeżdża poza Thorn, ale zostało to rozegrane dużo lepiej niż w poprzednich tomach. Zamiast opisowej pustyni mamy inny ekosystem magiczny, ciekawie zaplanowany i dobrze opisany. Thorn też wreszcie dostał kilka opisów, które może nie oddają atmosfery miasta, ale przynajmniej nie jest to już archipelag wysp (różowa kamienica, Szatański Pierwiosnek, mieszkanie Dory). Tak swoją drogą, po przeczytaniu sześciu tomów, nie mam spójnego obrazu magicznej strony Torunia.  Bez trudu mogę opisać Chicago Harry’ego Dresdena, czy San Francisco October Daye, ale Thornu Dory Wilk już nie.
Podoba mi się, że Autorka podejmuje w swoich powieściach trudne tematy (czasami mam wątpliwości odnośnie wykonania, ale doceniam, że są), chociaż egocentryzm Dory jest nieco męczący. Stylistycznie i konstrukcyjnie też jest coraz lepiej, chociaż nadal fajne sceny przeważają nad solidną fabułą (o redakcji i korekcie oraz okładce zmilczę, bo ileż można to samo?). Szósty tom to solidna powieść, w sam raz na długie zimowe wieczory.

Ale to miał być finał. Spodziewałam się, zwłaszcza po tekście promocyjnym na okładce i podkładzie muzycznym, czegoś epickiego, a dostałam kolejną historię o Dorze. Zamiast płonącego świata co najwyżej ognisko. Ciemna strona panny Wilk? Ale gdzie ona była? Kiedy? Ani razu w tym tomie Dora nie stała wobec dylematów moralnych, które mogłyby ją ściągnąć na Ciemną Stronę Mocy.
Mam wrażenie, że najbardziej nie zagrał dla mnie wybór damsel in distress. Gdyby Dora ratowała Mirona czy Joshuę pewnie dałabym się wciągnąć. Ale w całej intrydze chodzi o Varga, wilkołaka który zrobił na mnie średnie wrażenie (jeśli dobrze pamiętam, to podrzucał kobietom do sypialni kamerki i parę razy pobił się z Dorą) i  który był mi dość obojętny. To znaczy, rozumiem że Dora chce uratować członka swego stada, ale to nie ta liga postaci, żeby wokół niej snuć finałową opowieść. Na początku byłam przekonana, że porwanie Varga to będzie mniejsza sprawa i zaraz pojawi się większa intryga.
Druga sprawa, to wybór przeciwnika. Ponieważ przez wszystkie tomy Autorka tłukła mi do głowy, że Bruno to, cytują klasyka: „półmózg, sklonowana owca”, nie byłam w stanie wziąć go poważnie jako finałowego adwersarza. Po archaniele, demonach, bogach, średnio wydarzony wilkołak sprawiał jedynie, że zastanawiałam się, czemu Dora tak długo nie może sobie z nim poradzić i potrzebuje pomocy z zewnątrz.
Heksalogia opierała się na romansie między trójką głównych bohaterów i perturbacjach uczuciowych Dory tak bardzo, że właściwie jest paranormal romance  z elementami urban fantasy. Zdziwiło mnie, że w szóstym tomie Miron i Joshua są właściwie nieobecni. Diabeł jeszcze miał kilka scen, ale anioł pojawił się może dwa czy trzy razy. Jakby ustalenie porządku w związku oznaczało, że już nie można o nich nic ciekawego napisać. Niby chłopcy mają swój wątek, ale jest on praktycznie zakulisowy.
I co w tym wszystkim robią elfy? Owszem, były uroczym dodatkiem, miały niezły gust muzyczny, dostaliśmy w pakiecie z nimi kilka opisów Thronu i pierwsze dyplomatyczne negocjacje w Heksalogii, ale wrzucanie nowej rasy na samym końcu cyklu nie ma sensu.
Podsumowują, jako kolejny tom w serii Na wojnie nie ma niewinnych mi się podobało. Doceniam pomysł, rozwój pisarski Autorki, próbę by seria jednak była urban fantasy. Jako wielki finał mnie zawiodło, brakowało zbyt wielu rzeczy. Trochę żałuję, że seria nie skończyła się na Egzorcyzmach, ale nadal mam zamiar przeczytać powieść o Witkacym.


9 komentarze:

Annathea pisze...

Hmmm... jednak się nie skuszę na Dorę, aczkolwiek przyznam, że pierwszy tom bardzo mnie intrygował. Odnoszę jednak wrażenie, że im głębiej w las, tym ciemniej...

Annathea pisze...

Pierwszy tom jest ok, drugi jest w miarę, potem seria ma spadek formy. Najlepszy jest piąty tom.

Annathea pisze...

A ja ciągle się zastanawiam czy zaczynać czytać tę serię. Niby kusi, ale jednak nie jestem do końca pewna, bo fantastyka to gatunek, po który bardzo rzadko sięgam. A w bibliotece oczywiście nie ma (ech, ucinanie funduszy na kulturę...). Chociaż teraz widzę, że jest też wersja na ebooka, więc może się skuszę przy okazji jakiejś fajnej promocji.

Annathea pisze...

Ebookowa wersja jest dobrze zrobiona, można kupować bez obaw :). Jeśli lubisz romanse i seriale policyjne (Castle na przykład), seria o Dorze może Ci się spodobać.

Annathea pisze...

Ok, porównanie do Castle ostatecznie mnie przekonało. Spróbuję. :)

Annathea pisze...

Kilka razy się z Dorą pobił i prawie ją zgwałcił, a jej się prawie podobało. Ten Varg. Super facet.

Bo jednego wilkołaka za gwałty Dora zabiła, drugiemu kazała być lepszym mężem, a trzeciego po próbie uważa za swojego bff. To się nazywa poważne traktowanie przemocy.

Zasadniczo zgadzam się ze wszystkim, co tu piszesz ;) Żal mi, że autorka nie miała na Mirona i Joshuę pomysłów. Nie rozumiem, czemu przeciwnicy robią się słabsi zamiast silniejsi - a trudniej sobie Dorze z nimi radzić (?).

To jaką masz interpretację tytułu? Bo ja dalej się z tym gryzę, jest dla mnie taki bezsensowny i niepasujący do treści!

Annathea pisze...

Varg za ładny, żeby nie można go było naprostować ;).
Zarówno tytuł jak i blurb zapowiadały zupełnie inną powieść, niż dostaliśmy. Ja mam trochę wrażenie, że na początku Autorka planowała rozróbę w Thornie, a potem z jakiegoś powodu zmieniła plany i dostaliśmy walki na ringu, które nie naruszają status quo.
Swoją drogą, nie wiem czy czytałam o bardziej niekompetentnej radzie miasta niż zbieranina z Thornu. Jakim cudem nikt ich jeszcze nie obalił?

Któryś z bandy mężczyzn wspierających Dorę wypowiada zdanie "Na wojnie nie ma niewinnych" chyba koło 120 strony, kiedy ona płacze, że nie daje rady. Nie jest to ani Miron ani Joshua, tyle pamiętam.

Annathea pisze...

Mnie nawet nie chodzi o to, czy powieść do tego nawiązuje, bo nawiązuje aż za często, Dora też to kilka razy wygłasza, jak mówi, że wypowiada wojnę i omg będzie miała zero litości. Ale potem jest to zamordowane dziecko i jak to się ma do tego "nikt nie jest niewinny, każdy powinien wziąć stronę"? Ano nijak :| Więc jakby tytuł nie tyle nie ma nawiązań, co książka mu zdaniem moim trochę przeczy...

Ja prawie starłam zęby na tych scenach "Dora jako króliczek Playboya". Zupełnie nie wiem, po co nam to było, plus Dora jak zwykle wykazywała się wrażliwością i zrozumieniem dla kobiet innych niż ona.

Annathea pisze...

Dlatego twierdzę, że gdzieś nastąpiła zmiana planu. Druga połowa powieści w ogóle nie pasuje do tytułu. Zamordowana dziewczynka (z tym wątkiem miałam największy problem) i elfy sprawiają, że nie ma on sensu.

Sceny z Dorą a la króliczek były dla:
- oddania moralnej degeneracji uczestników walk
- by pokazać napięcie jej relacji z Romanem
- bo w każdym filmie jest scena z bohaterami incognito. Dla bohaterek to zazwyczaj oznacza strój seksownej a głupiej blondynki
- by pokazać, że Roman to porządny gość.
Dora rzadko okazuje zrozumienie dla kogokolwiek, ale do tego się przyzwyczaiłam.