piątek, 31 maja 2013

Władcy nocy, złodzieje snów Eugeniusza Dębskiego

Zaczyna się od snu o lodówce, a potem jest już tylko dziwniej i lepiej. Książka łączy w sobie cyberpunk i kryminał w stylu Chandlera, ale jest na tyle oryginalna, że nie sposób jej z niczym pomylić. Nie sposób też jej nie odłożyć. Precyzyjnie skonstruowana intryga, ciekawi bohaterowie, smakowita tajemnica. Bo o co chodzi z tymi lodówkami!


Owen Yeates to niby typowy detektyw z filmów noir, ale nie do końca. I nie chodzi o to, że żyje w przyszłości, bo tego aż tak nie czuć w tej książce. Ale Owen ma żonę i jedenastoletniego syna, co tamtym zazwyczaj się nie zdarzało. Oraz dwa psy. Polubiłam go od pierwszej strony.

Do Eugeniusza Dębskiego mam dziwny stosunek. Niby nie lubię, nie przepadam, ale każdą książkę jaką dorwałam w swoje łapki, czytałam z przyjemnością. Lubię jego styl, za każdym razem trochę inny, mimo to rozpoznawalny. We władcach pojawiają się chandlerowskie porównania, a ja bardzo lubię takie puszczanie oka do czytelnika.  

Książka przeczytana w ramacha wyzwań:

http://ksiazki-sardegny.blogspot.com/p/trojka-e-pik.html

http://52tygodnie.blogspot.com/p/czytamy-polskie-kryminay-wyzwanie.html

2 komentarze:

monotema pisze...

Nie dane mi byłopoznać Białkowskiego , ale kiedy czytam: Lubię jego styl, za każdym razem trochę inny (...)
to wiem, że powinnam czytać Białkowskiego, bo nie fabuła, a warsztat czyni pisarza pisarzem :-)

Annathea pisze...

Bo są pisarze, których czyta się dla fabuły i tacy, których czyta się dla stylu :)